Generalnie nie mam jakichś strasznie bolesnych okresów ,ale jeden dzień @ zawsze szaleje...i postanowiła zaszaleć wczoraj. W pracy masakra ,ale jakoś na nospie dojechałam. W domu niemoc totalna. W dodatku jak zaczęło lać i wiać to nawet pies odmówił spaceru i schował się bidulek pod łóżko w sypialni - czego kategorycznie robić mu nie wolno więc musiał się bać na maxa. A ja chyc pod kołderkę i nie wiem czy mi się to kiedykolwiek zdarzyło ,ale w praktycznie w jeden dzień przeczytałam całą książkę...dla mnie amazing. Już pewnie każda z was tą książkę czytała bo ja jak zwykle jestem nieco spóźniona...a mianowicie "Poradnik pozytywnego myślenia" Matthew Quick. Myślę ,że sporo osób kojarzy film. Teraz kiedy przeczytałam książkę mogę już film obejrzeć:))) Mąż miał ubaw bo mnie jakoś tak ta książka wzruszała ,że ryczałam przez połowę...a zaraz potem się śmiałam. Może to jednak trochę @ mną sterowała i te jej cholerne hormony. Ech kobietą być :)
Troszkę miałam do siebie pretensje ,że nie ruszyłam dupy na siłownie....ale z drugiej strony z tą @ się nie miałam ochoty nigdzie pokazywać. Zatem moja wczorajsza aktywność skończyła się na 60 przysiadach i wieczornym 30 min. spacerze z psem. Mam nadzieję ,że dziś to już będę mogła pobiegać...chociaż cały czas ta siłownia wisi nade mną. Niechże mnie ktoś kopnie w dupsko bo już nie mogę samej siebie! No seryjnie mam jakiś irracjonalny lęk przed pójściem tam pierwszy raz. Że nie wiem o co chodzi...że gdzie ja taka na tą siłownię...że nie wiem co mam dokładnie zabrać ze sobą - i co będzie jak czegoś nie wezmę...ludzie no jakby słyszała zupełnie nie siebie!!! Ale jednak biegam sama...a tam mogą być jacyś ludzie :)))) Dobra to już było śmieszne tylko.
Ale abstrahując od moich wyimaginowanych obaw dotyczących siłowni to jak to bywa przy każdym początku miesiąca naszły mnie refleksje o całej tej mojej walce o siebie. I jak zobaczyłam w niedziele to swoje porównanie to mimo okresu nawet wczoraj mi uśmiech z twarzy nie schodził. Ja generalnie teraz patrząc na siebie w lustrze bynajmniej nie widzę tam laski. I wściekam się ,że kaloryfer na brzuchu nadal skrzętnie ukryty...dupa za wielka i w ogóle. Ale jak zobaczyłam te zdjęcia to sama z siebie byłam dumna. Nie nawet o to chodzi jak to wygląda tylko z tego ,że 9 miesięcy temu podjęłam decyzje ,że doprowadzę się do porządku i chyba pierwszy raz w życiu nie odpuściłam. Ja zazwyczaj w początkowym zapałem problemu nie mam ...ale po 3 - 4 miesiącach zazwyczaj coś pękało i rujnowałam wszystko co osiągnęłam. Tym razem kryzys przyszedł dopiero po 7 miesiącu i nie na żarty się wykoleiłam. Aż dziwne ,że po urlopie przywiozłam tylko 1 nadprogramowy kilogram. Gorsze jednak było to co przywiozłam pod czaszką :) Po pierwsze już lekki zachwyt z tego co osiągnęłam...a po drugie świdrujące przekonanie ,że nie dam rady. Że schudłam już tyle ,teraz się pewnie głupia waga zatrzyma i taka już zostanę na zawsze :((( I tym razem pewnie też wszystko poszło by na marne gdyby nie....NIEOCENIONA VITALIA. Jakoś was tu poczytałam wtedy...cos tam napisałam...ktoś do mnie napisał ,że motywuję...ktoś inny żeby się nie poddawać. Zaczęłam trochę myśleć że nie mogę was zawieść i tym samym samej siebie...i wróciłam. Nagle wezbrała motywacja...kilogram przepadł a ja już zrzuciłam kolejne. Po ciałku widać jak fajnie się zmienia. BIEGANIE NAPRAWDE ZJADA CELLULIT!!! Szczerze powiedziawszy to w temacie tego draństwa to już byłam całkiem pogodzona z oglądaniem go na swoim dupsku do końca życia...że jestem już nie młoda i w dodatku gruba więc cellulit jest w zestawie. Mąż się ze mnie śmieje na maxa bo jak tylko przechodzę koło lustra oglądam się i niedowierzam...cellulitu już prawie nie ma!!! Czasami mam ochotę was wszystkie przytulić...bo dzięki wam wytrzymałam 9 miesięcy i wierzcie mi to nie jest to dla mnie jakaś męka - w sensie dieta , ćwiczenia. Oczywiście ,że na początku było bardzo ciężko. Były załamki...chwile zapomnienia...potem wyrzuty sumienia. Czasami już po prostu tonęłam. Ale teraz znowu płynę dostojnie właściwym torem...prosto do celu!!!!
VitaEmma
3 września 2013, 20:04Oj ja tez kocham Vi za to że można tu tak super pogadać i otrzymać wsparcie kiedy płynie się nie tędy... Zaraz wraca się na właściwe tory:):):)
alexandra2013
3 września 2013, 14:22No właśnie to niesamowite, jak wielka jest siła kobiet, które wspierają się wzajemnie:-) A ty odniosłaś już naprawdę duży sukces i poza utratą kilogramów również w walce z sama sobą!!! Życzę ci samych spadków wagowych i tego żebyś nigdy się nie poddawał, nawet jak przyjdą gorsze dni:-) Ja, jak przychodzi do mnie @ kładę się pod kocyk i nawet oddychanie sprawia mi ból:-(
Cecceaya
3 września 2013, 13:56jak Ty to robisz, że mając @ jeszcze ćwiczysz? ja mam tydzień wyjęty z życiorysu bo nie daje rady wtedy
Pokerusia
3 września 2013, 13:48nie czytałam chętnie skorzystam;-) trzymam kciuki za siłownie, mi niestety nie przypadła do gustu...
Tazik
3 września 2013, 13:38Ja też to widzę, że bieganie zjada cellulit ! :)) Tyłeczek mi się poprawił, nie ma co... A był w tak złym stanie, że szkoda gadać. Ale robi się lepszy! Trzeba go często na biegi wypuszczać - i jest poprawa :D A wiesz, że teraz to Ty mi przypomniałaś o takim smakołyku jak pieczone jabłuszko? :)) A na działce tyle jabłek ! Może jutro się skuszę :) Dzisiaj już przygotowałam deser jabłkowo- jogurtowy:) Ściskam mocno!!:*
edycja2
3 września 2013, 11:50czasem musi byc dzien z kołdra i ksiazka:) i takie tez są cudowne i dodające sil i energii.trzeba dac tez odrobine odpoczynku mięśniom. ja tez cie przytulam mocno mocno:)
Labilna
3 września 2013, 11:17Ja również miałam obawy przed pójściem pierwszy raz na siłownie. Nie wiedziałam co jak i do czego. Ale na szczęście miałam u boku psiapsiułę i jakoś razem dałyśmy radę. Ja z siłki zrezygnowałam gdyż dusił mnie brak przestrzeni. Nie miej do siebie wyrzutów o ten jeden dzień wolnego, pamiętaj, że ciało też musi się regenerować. Nigdy nie miałaś bolesnych @ a tym razem organizm dał ci znać, że jest przeciążone.
izka1985m
3 września 2013, 11:03Ksiazki nie czytalam, a chyba bardzo by mi sie podobala. Bo juz sam tytul bardzo zacheca do czytania. Ja obecnie czytam Kod DaVinci i szczerze brak mi czasem czasu nie czytanko, ale nie ma co jak mam ochote to siadam i wpadam w wir ksiazkowania :) Ciesze sie, ze ciezki dni zalamki minely i jestes pelna optymizmu i ochoty do walki. 9 miesiecy to sporo, gratuluje :)
lovecake33
3 września 2013, 10:56Książka rewelacyjna. Co do siłowni to nie pomogę, bo nie chadzam, mam podobne podejście do Twojego, więc proszę Cię przełam lody, bądź dla mnie motywacją i o dokładną relacje proszę. Powodzenia!!!
dorciaw1980
3 września 2013, 10:39Ehh ta @, meczaca potrafi byc. Z silownia poczekalabym jeszcze ze dwa dni. To Twoj " pierwszy raz";) i nawet jesli podczas cwiczen tak sie tego nie czuje, to jest to mocno obciazajace, a @ oslabia. Rzeczy ktore potrzebujesz to: -WODA, tam gdzie ja chodze, jest mozliwosc wykupieniasobie nieograniczonego dostepu do napojow, fajne to bo nie musze o tym zawsze pamietac. Ale na pierwszy raz wez ze soba na wszelki wypadek. -RECZNIK, do ocierania potu ( ze mnie nieraz leje sie strumieniami) uzywam go tez do kladzenia na matę, zeby nie lezec na upoconej przez kogos i zeby samej jej nie brudzic, i na sprzetach, z tych samych powodow. -KLAPKI RECZNIK, KOSMETYKI pod prysznic. Ja recznika uzywam tego samego co do cwiczen, nie chce mi sie taszcxyc wiecej. -stroj sportowy Poza tym potrzebne beda ci jeszcze czas i zapal do cwiczen:) Powodzenia
mala2580
3 września 2013, 10:32To chyba rusze dupe i zaczne znowu biegać. :o
Balbisia
3 września 2013, 09:16Oj ja tak mam z książkami:) Jak zacznę czytać to nic dla mnie nie istnieje i pójście spać jest dla mnie najgorszą karą bo muszę zostawić książkę:)