Nie zliczę, ile razy zabierałam się do tego wpisu. Ale w końcu nadszedł czas, kiedy NAPRAWDĘ mam dość tego, jak wyglądam i jak się czuję. Czas, kiedy jestem gotowa konsekwentnie trzymać się postanowień. Ile ważę? Dokładnie nie wiem, bo moja waga pokazuje za każdym razem inną wartość. Dzisiaj wahała się między 92 a 88 kg, więc wolę przyjąć wartość najwyższą. I tak będę się skupiać na centymetrach, a waga jest dodatkiem. Co nie zmienia faktu, że NIGDY tyle nie ważyłam. Jestem przerażona, bo nie wiem, kiedy dobiłam do tylu kg. Jeszcze niedawno miałam 8 kg do wyjścia z otyłości I stopnia, a teraz jest ich aż 16! No i balansuję na granicy otyłości II stopnia. Wiem, za to, co jest przyczyną: wieczory z piwem i paczką chipsów lub orzeszków, a jak nie kupowałam słonych przekąsek, to zastępował je np. ser żółty lub paczka szynki. I usprawiedliwianie się, że "przecież cały dzień zdrowo jadłam". I co z tego?!
Przede mną dłuuuga droga. Ale chcę podejść do tematu od innej strony - od strony zdrowia. Wiem, jakie choroby wiążą się z otyłością. Wiem, z czym się wiąże częste picie alkoholu. Na razie jestem zdrowa (na tyle, na ile otyłe osoby mogą być zdrowe), ale boję się, że niedługo przy takim życiu, jakie prowadzę, coś się przypałęta. Dlatego postanawiam:
- kłaść się spać wcześniej, żeby nie przesiadywać z serialami (i piwkiem, i przekąskami) do późnych godzin nocnych,
- wstawać również wcześniej i zaczynać dzień od ćwiczeń (choćby rozciągających, 10-minutowych),
- 2x w tygodniu iść na siłownię lub przynajmniej energiczny spacer,
- jeść wszystko (za wyjątkiem słodyczy i słonych przekąsek), ale z umiarem - najlepiej do 1800 kcal dziennie,
- ograniczyć picie alkoholu do spotkań towarzyskich.
I to jest chyba takie minimum, jakie mogę w tej chwili wprowadzić, żeby (na początek) wyjść z otyłości. Nie będzie lekko, oj nie. Ale kto powiedział, że życie ma być łatwe? :)