śniło mi się, że wracałam do domu i zabijałam szczury, rozdeptując je tenisówkami na grubej białej gumie, która szybko stała się czerwona od krwi. cóż...
przypomniałam sobie, że w pobliskiej aptece jest waga. hop na nią kosztuje 2 zł, ale zważy, zmierzy i jeszcze wydruk wypluje. ale z drugiej strony ważenie zimą to trochę lipa. musiałabym zdjąć płaszcz, buty, a i reszta rynsztunku trochę waży. no i będę na pewno po śniadaniu. poczekam z ważeniem do siedemnastego.
dziś marzy mi się bardzo długi spacer. taki co najmniej dziesięciokilometrowy. oczywiście w towarzystwie krokomierza. a do jedzenia to bym chciała słoik buraczków. popadłam w burakomanię.
cudownej niedzieli. :*
amadeoo
2 lutego 2014, 14:12Również życzę wspaniałej niedzieli:)
cogitata
2 lutego 2014, 10:59ja buraczki też ostatnio lubię.. ale największą fazę mam na kiszonki.. ogórki kapusta.. mogłabym jesć codzennie:) i w każdej ilości
dorciaw1980
2 lutego 2014, 10:56Tez uwielbiam buraczki, maja w sobie bardzo duzo cukru.