i od dwóch dni kursuję dom-szpital-dom i chyba zwariuję, bo babci nie wystarczy godzinka z moją osobą, ona chce mnie trzymać u siebie najlepiej cały dzień. i do kompletu całą noc będę sprzątać to pobojowisko po wizycie "zaprzyjaźnionej sprzątaczki" i ekipy z pogotowia ratunkowego.
od tego akapitu zaczynał się długi fragment z wyżalaniem się i skargami. usunęłam go, bo wolę podejść do sprawy z optymizmem.
od tego akapitu zaczynał się długi fragment z wyżalaniem się i skargami. usunęłam go, bo wolę podejść do sprawy z optymizmem.
ważenie jutro. a w piątek nareszcie mi się kończy niechciana dieta V. i pozbędę się napastliwych okienek, które nic mi nie dają. poza propozycją niemalże dwóch tysięcy kalorii dziennie.
jedynym plusem obecnej sytuacji jest to, że żal mi na bilety, więc do szpitala chodzę 3-4 km w jedną stronę (zależy od trasy). ciekawe co na to mój zadek.
do juterka kochani moi. naprawdę nie mogłam się powstrzymać przed nadaniem patetycznego tytułu temu wpisowi.
krolewna.jeczybula
9 lutego 2014, 16:38Sliwko nawet jak nie piszesz patetycznie to patetycznie sie Ciebie czyta :). Mam nadzieje ze babcia szybko dojdzie do siebie a Ty kilometry bedziesz robic dla przyjemnosci :)