brunch: szklanka popcornu.
obiadokolacja: szklanka zupy pomidorowej z makaronem, dwa małe gołąbki bez okrasy.
grzechy: kilka cukierków do żucia, plasterek ciasta z wczoraj.
dlaczego panuje taki imperatyw, że piątkowe i sobotnie wieczory należy spędzać na imprezach? ja na imprezy nie chodzę, bo jestem na to za poważna, a poza tym nie mam żadnych znajomych w realu. wiem, że to dziwne, ale to jeden z objawów mojej depresji. w sumie to nie żałuję, że zerwałam kontakt ze wszystkimi znajomymi. nie mam ochoty wysłuchiwać opowieści o problemach małżeńskich, z dziećmi lub epickich opisów melanży z finałem w kiblu. teraz jak tak sobie o tym myślę, to też wina babci, która nie pozwalała mi chodzić na imprezy oraz w ogóle do domów koleżanek, bo "mam swój dom i nie wypada wysiadywać u obcych".
bardziej losami moich koleżanek i kolegów ze szkoły jest zainteresowana babcia, która nie przepuści okazji do rozmowy z ich rodzicami oraz matka, która śledzi towarzystwo na "fejsbuczku". skoro już o portalach społecznościowych mowa, to to też jest powód zerwania znajomości. w gimnazjum przez dwa lata siedziałam w ławce z najbardziej nielubianą dziewczyną w klasie (koleżanka G.). ja ją lubiłam, choć miała wybitnie trudny charakter. była troszkę pulchna i miała zniszczone farbowaniem włosy, co nie stanowiło dla mnie żadnego problemu i stawałam w jej obronie, gdy ktoś ją obrażał. później nasze drogi się rozeszły i gdy zaczęła być popularna Nasza Klasa, zarejestrowałam się. znalazłam bez problemu G. i dodałam ją do znajomych. schudła, zrobiła porządek z włosami i stała się wredniejsza niż kiedykolwiek. na ogóle wyzywała mnie od grubych świń, lachociągów, wypisywała różne inne obraźliwe rzeczy na mój temat, również w wiadomościach prywatnych do moich znajomych. po tej kampanii nienawiści zlikwidowałam profil i zamknęłam się w swoim świecie, zwłaszcza, że w tamtym czasie byłam tuż po drugiej próbie samobójczej. od tamtej pory nie utrzymuję już kontaktu z nikim z żadnej z czterech szkół, do których uczęszczałam.
mam nadzieję, że dotrwałyście do końca.
pozdrawiam...
nigraja
27 stycznia 2013, 18:03Ja też nie szalałam z imprezami ( zamiast babci miałam ojca wrr , który nie uznawał siedzenia u innych) Trzymaj się :)
nunnyy
27 stycznia 2013, 01:56ehh. po raz kolejny okazuje się, że nie warto być za dobrym dla drugiego człowieka, swoja drogą ma dziewczyna tupet!!!
aeroplane
26 stycznia 2013, 18:01wspolczuje takiej "kolezanki" :(
kasiqa22
26 stycznia 2013, 16:54:(( co za Pi**a. ale co Ty jaj takiego zrobiłaś że tak pisała?:((
grubasek266
26 stycznia 2013, 16:53Dotrwałem bez problemu :). Współczuję znajomych i gratuluje siły!