Jak w temacie - drugi miesiąc diety właśnie minął. Szału - jak to się mówi - nie ma - przez dwa miesiące 5 kg na minusie. Muszę jednak przyznać, że tak naprawdę przestrzegalam diety tylko przez ostatnie 2 tygodnie. Wcześniej gubiły mnie weekendy - obiadek dla Męża, popcorn w kinie z Małym, butelka wina i jeszcze kilka innych małych i dużych grzeszków.
Ostatnie dwa tygodnie to jednak cały tydzień rygor + dużo ruchu - 3 razy fitness no i zaczęłam a6w - jestem na 3 dniu. Chyba dzięki temu, że jem regularnie i trochę się ruszam - mój organizm nie ma zachcianek, nie mam napadów głodu, które często kończyły się wyjadaniem WSZYSTKIEGO z kuchni. Jadłam słodkie - a jak mnie zemndliło zagryzałam kanapką z czymś mięsno - pikantym i znów słodkie..... aż do mdłości i totalnej doliny... Teraz to minęło - mam nadzieję, że nie wróci...
Do słodkości mnie nie ciągnie - a zawsze miałam z tym problem...
Muszę przyznać, że znacznie trudniej niż odstawienie słodkości przychodzi mi odstawienie czerwonego wytrawnego winka :-) ale co tam przecież jest zdrowe a kalorii wypitych się nie liczy
MightyWu
5 marca 2012, 00:21To prawda, że jak sie zaczniesz ruszać, to łatwiej pokonac zachcianki - szkoda zaprzepascic męczarnie treningowe, nie?;) Ja sie jakos nie potrafię sprężyć, żeby ruszyc doopsko. Tak więc lekko Ci zazdraszczam samodyscypliny;) Powodzenia!