Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
pozytywny dzień nr 12
12 września 2012
Witajcie!
Właśnie popijam sobie herbatke zieloną zamiast popołudniowej kawy i jestem bardzo zadowolona.
Dieta - super, bo trzymam sie planu w 100%
Ćwiczenia - super. Dziś wykonałam cały zestaw, do tego 5 min z Chodawkowską, bo była w TVP2, a pózniej będzie spacer jeszcze.
Dziś dostałam kompa motywującego, bo 05.10 przyjeżdza do mnie kumpela na 4 dni, i bardzo, bardzo się cieszę z tego powodu.
To nasze spotkanie po 2 latach i nie wiem kiedy znów się zobaczymy...
Ona już 10.10 wylatuje do południowej afryki, do swojego partnera i jak o tym myśle to jestem w szoku i płakać mi się chce, że będzie tak daleko...
Będzie to moje pierwsze poważne wyzwanie jeśli chodzi o diete. Trzeba będzie rozplanować lepiej posiłki i jeść mniej jeśli pojawi się kolacja w restauracji i wino.
Miałam nie pić alkoholu do swoich urodzin, ale to jest wyjątkowa okazja i postaram się nie wydoić całej butelki tylko z rozsądkiem 1 lampke.
Cieszę się na to wyzwanie i będę wam relacjonować, jak sobie z tym daję radę.
Jutro idę do szkoły ;) porozmawiać na temat kursu języka włoskiego, bo od 2 lat tu już jestem, ale dalej mam problemy z pisaniem i gramatyką, ale że jestem leń i sama do książek nie usiądę to muszę iść na kurs i nauczyć się.
Traktuję to jako inwestycję w siebie, bo inaczej tutaj nie pociągnę jeśli chcę pracować.
A praca, cóż, jeszcze nigdy tak dobrze nie miałam! Nigdy tak mało nie pracowałam, a wyżyć się da i to dobrze, ale... tu gdzie ja pracuję, nie wiadomo czy na drugi rok te apartamenty będą w "naszych rękach", a razem z moim partnerem nie za bardzo chcę pracować, bo się pozabijamy ;) hehe.
Póki, co nie martwię się o pracę, co będzie to będzie, zobaczymy w marcu 2013... (będzie mnie wtedy 24kg mniej, co najmniej 24kg) :D.
Mineło już 12 dni mojej diety, a ja czuję, że bardzo się zmieniłam i na umyśle i na ciele.
Rano wstaję wypoczęta, gotowa do walki, do ćwiczeń, nie mam problemów ze wstaniem!
Brzuch (dalej jest wielki), ale już nie taki nadmuchany, spuchnięty tylko tłuściutki i czeka, aż dam mu trochę wycisku.
Jestem bardziej aktywna, latam po chacie, sprzątam, układam, pilnuję się mojej diety, nie mogę usiedzieć w miejscu za długo.
Jeszcze podczas popołudniowej przekąski nachodzą mnie "czarne myśli" objadania się i wczoraj mało, co nie wpadłam w "ciąg jedzenia", bo przypominało mi się jak pięknie i smacznie chrupią płatki kukurydziane jak się je je tempo wpatrując w telewizor...
Tylko, że dla mnie oznacza to nie 50g płatków, ale co najmniej 300g...
Zagryzłam kawałek kalafiora i szybko wyszłam z domu, bo się po prostu bałam tego co się może stać.
Nie poddałam się, więc umiem z tym walczyć i będę dalej z tym walczyć dopóki się nie pozbędę tego wstrętnego nawyku...
Tym walecznym akcentem pozdrawiam was kochane Vitalijki.
My zwyciężamy, a jedzenie przegrywa! Yeah!!!
DorkaFlorencja
12 września 2012, 21:18WoW coz to za SUKCESY, Gratulacje wytrwalosci!!!! Tez zastanawiam sie nad kursem jezyka bo samo jakos do glowy nie chce mi wejsc!
tusiak1993
12 września 2012, 19:49Doskonale rozumiem jak to jest z tym dietkowaniem jak się spędza czas ze znajmomymi... jak byłam u koleżanki na parę dni to ciężko było ale starałam się z całych sił, więc życze wytrwałości :) Gratuluję walki z jedzeniem.. też na początku było mi ciężko jak miałam na coś niepohamowaną ochotę, a teraz.. teraz już o tym nie myśle... i wygrywam z tą checią "najedzenia się".... to już większa część sukcesu.. dlatego Twój cel uda się zrealizować w stu % :) pozdrawiam ;)
anilewee
12 września 2012, 18:23kochana cieszę się, że tak Ci świetnie idzie, trzymam kciuki, aby i dalej tak było:)
iwidorka
12 września 2012, 15:27trwaj w postanowieniu, w końcu zakupy w Mediolanie czekają :)))
ar1es1
12 września 2012, 14:18Super,ze sie tak trzymasz oby tak dalej.