Dziś dzień bardzo intensywny i stresujący. I miałam ogromny problem z napadami apetytu. Na szczęście udało mi się je choć częściowo opanować, ale jednak czuję, że sytuacje stresowe często zajadam. Plus- wreszcie zdaję sobie z tego sprawę i częściowo nad tym panuję. Minus - jednak tylko częściowo. Mój idealny dzięń wyglądał by dziś tak (tak, tak, risotto jest z kalafiora;), a pod tą sałatą z serem ketobułeczki z awokado):
Nieidealnie wciągnęłam jeszcze kawałek grapefruita, kawałek łososia i kawałek pasztetu z żeberek. Poza tym walczyłam dzielnie z pokusami. I trochę się dziwię, że tak dziś było mi ciężko, nawet mimo stresu, bo spodziewałam się, że jak ograniczę węgle i pozbędę się dramatycznych skoków insuliny, to będzie mi łatwiej, zwłaszcza nie podjadać. Zobaczymy. Może to za wcześnie i organizm jeszcze się buntuje, bo jednak przyzwyczaił się do tych bułeczek i deserów. A może to jednak stres. Następnym razem zapanuję nad tym całkowicie. Przecież to ja rządzę, a nie jakieś żarcie;) !!!! Buziaczki i miłego wieczoru.