Urlop minął wspaniale, Bułgaria była przyjazna i gorąca. Morze Czarne ciepłe i zawsze wzburzone. Rumunia po drodze oszałamiająca cudownymi górami.
Przyszła szara rzeczywistość czyli rok szkolny. Wydawało się, że nie będzie tak źle. Dotąd moja córka uczyła się bardzo dobrze, ale w czwartej klasie nie do końca potrafi się odnaleźć. Nie widziałam, że dotyczy to także wielu innych dzieci i byłam na nią zła. Sądziłam, że jeszcze żyje wakacjami i nie za bardzo jej się chce. Jestem nerwowa, trochę pokrzyczałam a wczoraj porozmawiałam z innymi matkami i okazało się, że i inne dobre uczennice nie brylują teraz wcale i muszą się przestawić na inny system nauki, oceniania itd, więc skruszona spuściłam z tonu. Nawet okazało się, że córka najlepiej z najbliższych koleżanek napisała pierwsze dyktando. Inna sprawa, że uważam je za trudne jak na pierwszy raz, ale nie będę z nauczycielką dyskutować.
Córka chodzi na trochę zajęć dodatkowych a w sobotę na basen i gimnastykę korekcyjną. Ćwiczyła kiedyś w państwowym ośrodku rehabilitacyjnym, teraz w prywatnym z umową z NFZ i... nie ma porównania. Niestety od razu widać co niczyje a co prywatne.
Powrócił więc do mnie optymizm w związku z dzieckiem i jej szkołą.
A teraz mój sukces. 2 kg mniej od ostatniego pomiaru. Na urlopie trochę sobie odpuściłam, ale po powrocie wróciłam do ćwiczeń i ograniczenia słodyczy itd. Efekt mnie dziś zachwycił.