Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zawsze gruba - przynajmniej w głowie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3820
Komentarzy: 61
Założony: 19 sierpnia 2016
Ostatni wpis: 4 grudnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
JednastyMarca93

kobieta, 31 lat,

170 cm, 74.60 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Sylwester z 6 na przodzie :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 grudnia 2016 , Komentarze (6)

Jestem szczęśliwa, bo w moim życiu zachodzą zmiany :) !!!!!!!!!!

Ostatni wpis z 27.10., to opis mojej pierwszej wizyty u dietetyka. Sporo się od tego czasu zmieniło... przede wszystkim waga!

  • 20.10 o godz. 18:00 - 78,1kg
    • 04.12 godz 10:00 - 74,8kg
      • 40 dni na diecie = -3.3kg

Dla mnie to ogromny sukces zwłaszcza, że to jest codzienna walka ze samą sobą...musiałam dokonać ogromnych zmian w życiu, a one nie przychodzą nam łatwo.

Zainspirowana rozmową podczas pierwszej wizyty, postanowiłam się zbadać. Oczywiście potwierdziło się to co o czym myślałam od dawna, a o czym sygnalizowała dietetyk:

INSULINOOPORNOŚĆ (szloch)

O to moje wyniki:

  • Glukoza na czczo - 94 mg/dl
  • Glukoza po 1godzinie - 105,1 mg/dl
  • Glukoza po 2godzinach - 96,1 mg/dl
  • Insulina na czczo - 6,7 uIU/ml
  • Insulina po 1godzinie - 46,7uIU/ml
  • Insulina po 2godzinach - 30uIU/ml

Pierwsza wizyta kontrolna u dietetyka to było coś strasznego... waga mniej tylko: -0,3kg, mięśnie w dół o 0,6kg, a tłuszcz do góry 0,6kg.  Byłam lekko podłamana, ale dokonałyśmy małej korekty: połączyłyśmy "podwieczorek/deser" z kolacją i dzięki temu z 5 posiłków przeszłam na 4.

 Dodatkowo poszłam do lekarza pierwszego kontaktu z wynikami i dostałam leki na moją przypadłość. Do specjalisty idę dopiero 21.12. Dałyśmy sobie czas, ale pani Dietetyk zapowiedziała mi, że może warto pomyśleć o wykluczeniu glutenu lub nabiału. 

Następna wizyta pokazała, że po prostu mój organizm potrzebował więcej czasu, mięśnie wróciły do normy, a tłuszcz spadł łącznie o -1,7kg. I nabiał i gluten mam w diecie, aczkolwiek ani jednego ani drugiego nie jest przesadnie dużo.

Uważam, że dietetyk ratuje mi życie... Długo się zastanawiałam nad sensem pierwszej wizyty, zwłaszcza że na prawdę nie mogłam się zmobilizować, a wszystkie porażki, które odnosiłam odstraszały mnie jeszcze bardziej. 

Byłam na diecie, którą sama sobie ustaliłam, ale z biegiem czasu i z wiedzą, którą teraz mam widzę, że to było błędne koło. Nie wiedziałam, że mam insulinooporność i że powinnam ograniczyć węglowodany, jadłam ich sporo, zwłaszcza rankiem...a to zamulało mnie od samego rana.

Teraz nie chodzi tylko o to, żeby schudnąć do ślubu - ja po prostu wiem, że tak już musi zostać, jestem chora - mam insulinooporność. Niestety, ale nie mogę jeść jak pozostali i właśnie to muszę zrozumieć i w ten sposób o tym myśleć. Nie chce na siłę schudnąć do ślubu 6, 10, 12kg... chcę żeby tak teraz wyglądało moje życie. Dlaczego?  Bo właśnie teraz czuje, że żyje. Mam dużo więcej energii, nie jestem śpiąca, mniej drażliwa i nerwowa. Może nieco bardziej zabiegana, ale sporo wzięłam sobie na głowe: praca, ostatni rok studiów, praca magisterska, dieta (trochę czasu trzeba poświęcić na pogłębianie wiedzy i gotowanie), ćwiczenia.

Do ślubu zostało 250 dni... a ja jestem optymistką. Wczoraj przymierzałam suknie ślubne... chyba odnalazłam tę jedyną. . . napiszę jeszcze o tym osobny post :)

Miłej niedzieli!

27 października 2016 , Komentarze (2)

Cześć Cukieraski :*

Dawno mnie tutaj nie było, ale żeby się nie rozpisywać ujmę to w jednym, ale tragicznym słowie: KOSMOS. W związku z tym, że udało mi się wytrwać na diecie około miesiąc,a ale bez większych sukcesów wpadłam w ruinę (3tygodniowe obżarstwo).

Niedawno udało mi się podnieść z kolan. Zrobiłam sobie najnowsze wyniki i okazało się, że moja prolaktyna jest w normie! JUPI! Rok temu miałam wynik w graniach 70, na początku roku ponad 125, a dzisiaj znów wynik w normie ok. 24. 

Postanowiłam sobie pomóc i 20/10 poszłam do dietetyczki. Pani okazała się bardzo miła i kompetentna! Poprosiła mnie, abym przyniosła ze sobą najnowsze wyniki badań, wypisy ze szpitala itd. Dodatkowo poprosiła abym przyniosła ze sobą swój dzienniczek z zapisanym menu (2 dni robocze + 1 weekendowy) Na miejscu okazało się, że wg. Pani Joasi jem zdrowo i dość dobrze się odżywiam i na dobrą sprawę powinnam chudnąć. ALE JA NIE CHUDNĘ.. Spędziłyśmy prawie 1,5h na rozmowie, wyznałam wszystko: że dużo śpię, jestem zmęczona, leniwa (ale to z natury :P), bardzo chce mi się słodyczy, mam napady obżarstwa. Powiedziałam, że choruje na PCO (obecnie nie biorę żadnych leków), miałam hiperprolaktynemie (miałam rezenonans, który nic nie wybadał, gdy spadł stres prolaktyna się unormowała, nie biorę leków). 

Powiedziałam, też że przed kilkoma laty miałam zagrożenie cukrzycą typ II i że teraz podejrzewam u siebie albo tę chorobę albo insulinooporność. No i tutaj otrzymałam pełne poparcie, Pani zachęcała mnie abym zabrała się za diagnostykę. Planuje w sobotę wykonać badania krzywej insulinowej i krzywej cukrowej. Wg. Jej opinii + moich przepuszczeń + naszej rozmowy + tego co pokazuje moje ciało - na 80% mam jedną z tych chorób. Postanowiłyśmy więc pokombinować z dietą i wygląda to tak:

  • sporo białka i sporo tłuszczu
  • ograniczenie węglowodanów gdzieś do. 150-200gram
  • jadłam 6 posiłków, teraz będzie ich 5.
  • 2 pierwsze posiłki w ciągu dnia tłuszczowo-białkowe
  • 2 ostatnie posiłki zawierają trochę więcej węglowodanów.

Moja przyzwyczajenia były zupełnie inne: rano węglowodany (dla energii), wieczorem trochę tłuszczu i białko. Poza tym zawsze bałam się tłuszczy. Nie potrzebnie!

Wnioski na podstawie 2 dni: nie jedząc rano węglowodanów nie jestem aż tak senna. Mam więcej energii. Zobaczymy jak będzie z chudnięciem. 8 listopada mam wizytę kontrolną, zobaczymy.

Pani Dietetyk bardzo mi się spodobała, bo słuchała wszystkiego co jej mówiłam: nie mam w diecie jedzenia, które określiłam mianem: nie lubię. Dodatkowo poprosiłam ją o to, abym nie musiała poświęcać jakoś wiele czasu na przygotowywanie tych posiłków, bo po prostu nie mam czasu - no i w efekcie uważam że jest OK! :) Podobało mi się też to, że miała wiedzę dotyczącą chorób, hormonów: PCO, insulinooporności, cukrzycy, prolaktyny, tarczycy itd. Poleciła mi brać witaminę D3 2000j, oraz inozytol (polecane przy PCO, bez recepty).

Waga 20/10 o 18:00 wskazała 78,1kg i do zrzucenia 16,2kg - z czego 0,5kg mięśni.

Będę się odzywać i pisać o rezultatach. Czas płynie ... 11.08 ślub!

10 września 2016 , Komentarze (11)

Dieta (zdrowe jedzenie) - jest

Ćwiczenia (siłownia) - jest

Motywacja - jest

Waga - nie spada, a nawet wzrasta

(szloch);((szloch);(

Mój Ukochany powiedział: "Głupolu, nie waż się więcej. Zmierz swoje obwody i za dwa tygodnie porównaj, będzie mniej cm, zobaczysz..."

No to się zmierzyłam ... o to rezultat:

1. szyja - 37cm

2. piersi - 103cm

3. talia - 83cm

4. brzuch - 103 cm

5. biodra / tylek - 103cm

6. udo - 60cm

7. łydka - 38cm

Mam chude nogi, a dużą górę. Wyglądam jak różek od lodów :D

Jaką ja na siebie znajdę suknie ślubną :x?

5 września 2016 , Komentarze (6)

Dziewczyny!!! przepraszam, ale nie mam chwili by do Was napisać.

27.08 byliśmy na ślubie brata mojego P ... nawet jestem z siebie zadowolona, bo nie objadałam się, za to sporo % w siebie wlałam.

Weekend, miałam pod znakiem "nauki", ponieważ miałam dzisiaj jechać na zaliczenie z różnic programowych, ale wykładowca w ostatniej chwili przełożył .Dobrze, bo nie za wiele umiałam :D

W pracy w tym tygodniu jestem dłużej, bo aż do 17... Poza tym bardzo się staram, pracuje tam dopiero od 2 miesięcy, za miesiąc kończy mi się okres próbny, a ja chciałabym tam zostać... poza tym chodzę na siłownie, za niedługo dojdzie basen (czekam na zamówiony strój), dodatkowo: pisanie magisterki i nauka na egzamin. Lada chwila zaczną się studia i zjady 2 weekendy w miesiącu.

Na dodatek rodzice wyjeżdżają na wakacje i będę musiała na tydzień przenieść się do rodzinnej miejscowości, aby przypilnować pieska i siostry. Echhh... mam za mało czasu.

Co do diety.... Radze sobie, zanotowałam nawet spadek wagi, więc jestem zadowolona :) Dzisiaj jestem po treningu nóg... i umieram (strach)]:>

Zamieszczam aktualne zdjęcie, ponieważ kilka dziewczyn o nie prosiło;

22 sierpnia 2016 , Komentarze (2)

Po japońsku, czyli jako tako.

W piątek wieczorem poszłam biegać - chociaż wcale nie było tego w moich weekendowych planach, więc zaskoczyłam sama siebie. Nienawidzę biegać, nie biegam często i nie biegam dużo, ale te 3km udało mi się w piątek przebiec.
 Moje LOVE w tym czasie imprezował z chłopakami na wieczorze kawalerskim, 1:0 dla mnie. Mój Imprezowicz wrócił przed 4 bardzo zadowolony i wybawiony. Zamiast pójść spać to gadaliśmy do 5:00 :pRano obudziłam się z okresem i potwornym bólem brzucha - moje plany poszły się...

Sobotnie do południe minęło mi na leżeniu, sprzątaniu i małych zakupach. Pod wieczór z moim P, pojechaliśmy na polter (to tłuczenie butelek  Mieliśmy być tylko dwie godziny, a wróciliśmy przed 3 - czyli standardowo. Byłam niegrzeczna: piłam wino, zjadłam kawałek sernika, mały kawałek urodzinowego tortu (próbowałam odmówić, serio), a około 2 w nocy jak umierałam z głodu - pojechaliśmy na tortille. Moje Kochanie też jadło, więc 1:1 :p. Wczoraj oczywiście KAC, więc zrobiliśmy sobie dzień leniuchowania, ale z jedzeniem nie najgorzej.

Dzisiaj już pełna motywacja i siła! ;)

Menu:

1) płatki pełnoziarniste, żurawina, migdały, mleko

2) bułka razowa, 1/2 serka wiejskiego, pomidory koktajlowe

3) jabłko

4) makaron pełnoziarnisty, sos grzybowy (taki samodzielnie zrobiony), kawałki ugotowanego kurczaka

5) makaron pełnoziarnisty, 1 pomidor, kawałki ugotowanego kurczaka

6) 2 jajka sadzone na kapce oliwy z oliwek, łosoś wędzony, pieczywo lekkie

+ 2 kawy rozpuszczalne + jakieś 150 mleka 3,2% (lubię kawę z dużą ilością mleka)

Siłownia:

  • rozgrzewka -7min
  • trening siłowy -20min
  • orbitrek - 30min
  • wchodzenie po schodach - 10min

Doba ma za mało godzin...


20 sierpnia 2016 , Komentarze (30)

Spowiedź.

A więc kochane to było mniej więcej tak: W 2010 roku, ważyłam 79kg, miałam zagrożenie cukrzycą typ II i PCO. Miałam tylko 17 lat, a czułam się jakbym miała 60... Na dodatek nieatrakcyjna, samotna, nierozumiana, niekochana i przerażona chorobą którą mam i tą która mi grozi.

 Z dnia na dzień podjęłam decyzję że SCHUDNĘ. No i zaczęłam. Jakiś czas później założyłam konto na Vitalii pod nickiem Martus1793, na moja "zniszczoną" psychikę bardzo dobrze zrobiły znajomości, które zawarłam dzięki tej stronie. Moja dieta (bez perspektywy czasu patrząc) może nie była jakaś idealna i przemyślana, ale chudłam i to dawało mi satysfakcję. W 2,5 miesiąca zrzuciłam 9 kg, inne osoby zaczęły to dostrzegać i jeszcze bardziej mnie motywować, miałam siły by walczyć dalej! Jak każdy normalny człowiek, miałam gorsze chwile, zdarzały się napady obżarstwa, ale byłam dzielna i zawsze stawałam z kolan. Moim celem była studniówka...marzyłam o czerwonej sukience, w której chciałam wyglądać po prostu ładnie:) Mijały miesiące, a ja chudłam, miałam swoje grono koleżanek na Vitalii, które bardzo mnie wspomagały. Minęło kolejne 5 miesięcy, a ja na studniówkę ubrałam tę sukienkę o której marzyłam!!! Czas mijał nieubłaganie i do matury podeszłam z wagą 56/58kg. Udało mi się i byłam bardzo dumna z siebie! Nigdy nie sądziłam, że czegoś takiego dokonam.

...Potem przyszedł moment, w którym zaczęłam słuchać innych ludzi. Mówili: jesteś za szczupła, kilka chipsów Ci nie zaszkodzi. Zaczęłam trochę bzikować, bo ja w odbiciu lustra nadal widziałam tamtą Martę z wagą 80kg!.. Rozstałam się z chłopakiem... potrzebowałam trochę czasu dla siebie, a potem zaczęłam randkować - były deserki, kolacyjki i inne... Na dodatek po maturze poszłam do wakacyjnej pracy - byłam wieczne głodna, swój głód zaspokajałam słodyczami i stopniowo zaczynałam tyć... 60, 62kg... Dostałam się na wymarzone studia do innego miasta, jednak z powodów prywatnych nie wybrałam tego kierunku, zostałam w rodzinnym mieście i wybrałam lokalną uczelnie... 

1 rok był jeszcze ok... 64, 66kg na 2.. 68, 70kg... "O kurde! Ważę 70kg" krzyknęłam raz podczas ważenia. Podejmowałam próby odchudzania, ale były one raczej żałosne, nie poczułam tej motywacji co kiedyś. Zaczęłam jej szukać.. i nie mogłam odnaleźć, w miedzy czasie waga rosła 72, 74kg... 

Związałam się z najwspanialszym mężczyzną jakiego znam <3. Wyjechałam na trochę studiować na Słowację - stwierdziłam, że może tam mi się uda schudnąć? Dieta + ćwiczenia... i chudłam...niestety wróciłam do Polski i wszystko zaprzepaściłam. Zamieszkałam z moim Ukochanym i jak to wspólne życie młodej pary, zaczęły się obiadki, kolacyjki, piwko, winko... Czas mijał... Byłam na ostatnim roku studiów, miałam dwie prace na pół etatu i pisałam licencjat - mówiłam "nie mam czasu na dietę i ćwiczenia". Zawsze znajdowałam wymówkę. A w głębi serca płakałam, bo wiedziałam że nie mam dość siły, aby znów wziąć się za siebie. Na dodatek miałam poczucie, że nie tylko swoje ciało zaniedbałam, ale także mojego P, który zawsze był typem sportowca, a przy mnie zrobił się "kanapowcem z piwkiem i chipsami na stole". Poczułam, że pociągnęłam go na dno razem ze sobą... Miałam wyrzuty sumienia, ale brakowało mi siły, aby coś z tym zrobić. Później okazało się, że podejrzewają u mnie gruczolaka przysadki mózgowej... byłam załamana. Jednak okazało się, wstępna diagnoza jest mylna. Powiedziano mi, że mam hiperprolaktynemię, czyli za dużo prolaktyny. Znów te pieprzone hormony!

Studia skończyłam, zaczęłam zaocznie magisterskie, dostałam stałą pracę, która pochłonęła mnie za bardzo... w grudniu 2015r. mój Najdroższy oświadczył mi się, nigdy nie byłam szczęśliwsza! Od razu zaczęliśmy planować ślub, ustaliliśmy datę 11.08.2017r. Czas mijał... przyszedł czerwiec 2016r., a ja byłam na skraju załamania nerwowego, irytowała mnie: praca, waga, mój wygląd, to że nie mam czasu dla swojej miłości, że ciągle robię to samo... Podjęłam przełomową decyzję i zmieniłam pracę. Był to pierwszy krok w lepsze!. Któregoś dnia pomyślałam: " OK, ogarnęłaś pracę, czas w końcu ogarnąć siebie". Ale nadal czułam, że to nie jest ten moment. 

Któregoś dnia bardzo pokłóciłam się z moim P., było kilka dni milczenia, ja miałam sporo pretensji. W końcu On podjął decyzję, że chce wrócić do swojego "starego życia" - tzn. zdrowego odżywiania, ćwiczeń, systematyczności, ograniczenia alkoholu i zdrowego rozsądku. Początkowo dość sceptycznie go obserwowałam, nic nie mówiąc... aż w końcu obudziłam się 11.08 i pomyślałam sobie: "Kochana za rok bierzesz ślub z facetem, którego kochasz i przy którym jesteś szczęśliwa. Spraw żeby ten dzień był najwspanialszym w Twoim życiu! To tylko od Was zależy jaki on będzie i jak będziecie się czuli." I postanowiłam, że na swoim ślubie to ja będę najpiękniejsza, to w końcu mój dzień. No i zaczęłam!!!!!Co prawda, nie czuje tej motywacji co przed laty, ale modlę się, aby z czasem ona wróciła :)

Na ten moment ważę 78kg, mam dość nietypową sylwetkę i nie czuje się ze sobą dobrze. A jak będę czuła się za rok o tej porze?

19 sierpnia 2016 , Komentarze (4)

Cześć!

Stare dinozaury może będą mnie pamiętały

Byłam Martus1793, potem JednastyMarca93 ... potem to bardziej ja Was podglądałam, bardziej anonimowo i po cichu. Później to już wstyd było wrócić, ale jestem . . . I ważę około 78 kg (szloch) Jedynym plusem jest to, że znów będę mogła przeżyć tę piękna historię odchudzania z Wami! :)


Więcej w ciągu kilku dni ... :*

TĘSKNIŁAM!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.