Jestem szczęśliwa, bo w moim życiu zachodzą zmiany !!!!!!!!!!
Ostatni wpis z 27.10., to opis mojej pierwszej wizyty u dietetyka. Sporo się od tego czasu zmieniło... przede wszystkim waga!
- 20.10 o godz. 18:00 - 78,1kg
- 04.12 godz 10:00 - 74,8kg
- 40 dni na diecie = -3.3kg
- 04.12 godz 10:00 - 74,8kg
Dla mnie to ogromny sukces zwłaszcza, że to jest codzienna walka ze samą sobą...musiałam dokonać ogromnych zmian w życiu, a one nie przychodzą nam łatwo.
Zainspirowana rozmową podczas pierwszej wizyty, postanowiłam się zbadać. Oczywiście potwierdziło się to co o czym myślałam od dawna, a o czym sygnalizowała dietetyk:
INSULINOOPORNOŚĆ
O to moje wyniki:
- Glukoza na czczo - 94 mg/dl
- Glukoza po 1godzinie - 105,1 mg/dl
- Glukoza po 2godzinach - 96,1 mg/dl
- Insulina na czczo - 6,7 uIU/ml
- Insulina po 1godzinie - 46,7uIU/ml
- Insulina po 2godzinach - 30uIU/ml
Pierwsza wizyta kontrolna u dietetyka to było coś strasznego... waga mniej tylko: -0,3kg, mięśnie w dół o 0,6kg, a tłuszcz do góry 0,6kg. Byłam lekko podłamana, ale dokonałyśmy małej korekty: połączyłyśmy "podwieczorek/deser" z kolacją i dzięki temu z 5 posiłków przeszłam na 4.
Dodatkowo poszłam do lekarza pierwszego kontaktu z wynikami i dostałam leki na moją przypadłość. Do specjalisty idę dopiero 21.12. Dałyśmy sobie czas, ale pani Dietetyk zapowiedziała mi, że może warto pomyśleć o wykluczeniu glutenu lub nabiału.
Następna wizyta pokazała, że po prostu mój organizm potrzebował więcej czasu, mięśnie wróciły do normy, a tłuszcz spadł łącznie o -1,7kg. I nabiał i gluten mam w diecie, aczkolwiek ani jednego ani drugiego nie jest przesadnie dużo.
Uważam, że dietetyk ratuje mi życie... Długo się zastanawiałam nad sensem pierwszej wizyty, zwłaszcza że na prawdę nie mogłam się zmobilizować, a wszystkie porażki, które odnosiłam odstraszały mnie jeszcze bardziej.
Byłam na diecie, którą sama sobie ustaliłam, ale z biegiem czasu i z wiedzą, którą teraz mam widzę, że to było błędne koło. Nie wiedziałam, że mam insulinooporność i że powinnam ograniczyć węglowodany, jadłam ich sporo, zwłaszcza rankiem...a to zamulało mnie od samego rana.
Teraz nie chodzi tylko o to, żeby schudnąć do ślubu - ja po prostu wiem, że tak już musi zostać, jestem chora - mam insulinooporność. Niestety, ale nie mogę jeść jak pozostali i właśnie to muszę zrozumieć i w ten sposób o tym myśleć. Nie chce na siłę schudnąć do ślubu 6, 10, 12kg... chcę żeby tak teraz wyglądało moje życie. Dlaczego? Bo właśnie teraz czuje, że żyje. Mam dużo więcej energii, nie jestem śpiąca, mniej drażliwa i nerwowa. Może nieco bardziej zabiegana, ale sporo wzięłam sobie na głowe: praca, ostatni rok studiów, praca magisterska, dieta (trochę czasu trzeba poświęcić na pogłębianie wiedzy i gotowanie), ćwiczenia.
Do ślubu zostało 250 dni... a ja jestem optymistką. Wczoraj przymierzałam suknie ślubne... chyba odnalazłam tę jedyną. . . napiszę jeszcze o tym osobny post :)
Miłej niedzieli!