hejka,
fajnie, że dzis jest piątek ,ale idą c do pracy zdałam sobie sprawę, że za szybko uciekają mi te dni. Do tego są do siebie bardzo podobne. a miałam tyle rzeczy zrobić i jakos ciagle brakuje na to czasu...przychodze do domu to jest juz 15.30. zanim wezme sie za obiad, pogadam z M. to juz jest po 16. ok 17 kończę jeść obiad i zmywam gary a już 0 17.30 pakuję sie i wychodzę na fitness.wracam ok 21, bo po drodze zachodze do biedronki. w domu kapiel i ksiazka do lozka .....łoooomatko i tak mija dzien!!! w te dni jak nie chodze do klubu to mam zajęcia na uczelni. A od grudnia będę miała wiecej zajęć....Dobrze, że czasem w pracy troche luźniej to mogę coś przygotowac na uczelnię...Dobrze tez ze są weekendy, nadrabiam wtedy sprzatanie, pranie i inne domowe porządki. Spotykam sie tez ze znajomymi. ale ostatnio coraz czesciej brakuje mi czasu na inne rzeczy.tez tak macie?
wczoraj wrociłam z pracy, M trochę marudził o żeby pojechać na zakupy, że czegos znów brakuje, ale wiedział, że omówiłam się do klubu, więc to puściłam mimo uszu...
po obiedzie był zdziwiony, że idę. Miedzy czasie załatwiał swoje sprawy związane z firmą, więc pomyślałam ze wieczór będzie miał znów zajęty i zaczęłam się pakować. no i wylała się czara goryczy. znów ciężka rozmowa, że jestem egoistką, że non stop wychodzę, że chciałby pojechać ze mną na zakupy, że wieczorami mnie nie ma...itd itp....W końcu zostałam, ale cały czas marzyłam, że być tam na sali i sobie ćwiczyć, potem pójść do sauny i na basen...dziś już sobie nie odpuszczę. Wieczorem bardzo mi tego brakowało. Lubię siebie taką spoconą, zmęczoną a jednocześnie pełną energii i endorfin szalejących po całym ciele i unoszących się w powietrzu. nie jestem typem domatora. Lubie czasem zaszyć się w ciepłym kocyku i czytać książkę, ale najbardziej na świecie lubię ruch i wiecie jak się cieszyłam, że dostałam ten karnet!!!! Nie wiem jak to dalej będzie. Póki co, wczoraj mu odpuściłam, ale nie chcę siedzieć w domu wieczorami i kisić tyłka. nie chcę być kura domową i codziennie stać godzinami w kuchni. Owszem lubię to robić, ale nie codziennie.
Niestety ale pracuje od pon do pt od 7-15 i nie mam innej możliwości, zeby chodzić do klubu...dzisiaj mam tyle żalu i jakaś zdołowana jestem...odechciało mi się wszystkiego. Oczywiście pewnie powiecie, że jaki on jest dziwny że nie pozwala mi chodzić na fitness. Ale po części go rozumiem, bo w zeszłym roku to on miał taki czas, że ciągle coś gdzieś załatwiał i nie było go wieczorami i tez źle się z tym czułam. ale znalazłam sobie zajęcie. i jakoś dałam radę. Kurcze ale dzis mam doła. Musimy jakos dojść do porozumienia.
fajnie, że dzis jest piątek ,ale idą c do pracy zdałam sobie sprawę, że za szybko uciekają mi te dni. Do tego są do siebie bardzo podobne. a miałam tyle rzeczy zrobić i jakos ciagle brakuje na to czasu...przychodze do domu to jest juz 15.30. zanim wezme sie za obiad, pogadam z M. to juz jest po 16. ok 17 kończę jeść obiad i zmywam gary a już 0 17.30 pakuję sie i wychodzę na fitness.wracam ok 21, bo po drodze zachodze do biedronki. w domu kapiel i ksiazka do lozka .....łoooomatko i tak mija dzien!!! w te dni jak nie chodze do klubu to mam zajęcia na uczelni. A od grudnia będę miała wiecej zajęć....Dobrze, że czasem w pracy troche luźniej to mogę coś przygotowac na uczelnię...Dobrze tez ze są weekendy, nadrabiam wtedy sprzatanie, pranie i inne domowe porządki. Spotykam sie tez ze znajomymi. ale ostatnio coraz czesciej brakuje mi czasu na inne rzeczy.tez tak macie?
wczoraj wrociłam z pracy, M trochę marudził o żeby pojechać na zakupy, że czegos znów brakuje, ale wiedział, że omówiłam się do klubu, więc to puściłam mimo uszu...
po obiedzie był zdziwiony, że idę. Miedzy czasie załatwiał swoje sprawy związane z firmą, więc pomyślałam ze wieczór będzie miał znów zajęty i zaczęłam się pakować. no i wylała się czara goryczy. znów ciężka rozmowa, że jestem egoistką, że non stop wychodzę, że chciałby pojechać ze mną na zakupy, że wieczorami mnie nie ma...itd itp....W końcu zostałam, ale cały czas marzyłam, że być tam na sali i sobie ćwiczyć, potem pójść do sauny i na basen...dziś już sobie nie odpuszczę. Wieczorem bardzo mi tego brakowało. Lubię siebie taką spoconą, zmęczoną a jednocześnie pełną energii i endorfin szalejących po całym ciele i unoszących się w powietrzu. nie jestem typem domatora. Lubie czasem zaszyć się w ciepłym kocyku i czytać książkę, ale najbardziej na świecie lubię ruch i wiecie jak się cieszyłam, że dostałam ten karnet!!!! Nie wiem jak to dalej będzie. Póki co, wczoraj mu odpuściłam, ale nie chcę siedzieć w domu wieczorami i kisić tyłka. nie chcę być kura domową i codziennie stać godzinami w kuchni. Owszem lubię to robić, ale nie codziennie.
Niestety ale pracuje od pon do pt od 7-15 i nie mam innej możliwości, zeby chodzić do klubu...dzisiaj mam tyle żalu i jakaś zdołowana jestem...odechciało mi się wszystkiego. Oczywiście pewnie powiecie, że jaki on jest dziwny że nie pozwala mi chodzić na fitness. Ale po części go rozumiem, bo w zeszłym roku to on miał taki czas, że ciągle coś gdzieś załatwiał i nie było go wieczorami i tez źle się z tym czułam. ale znalazłam sobie zajęcie. i jakoś dałam radę. Kurcze ale dzis mam doła. Musimy jakos dojść do porozumienia.
czerwcowanoc
25 listopada 2012, 17:36Życzę,żebyście się dogadali. Może więcej czasu powinniście spędzać ze sobą, np. wspólna siłownia, sauna. Myślę,że twojemu mężowi po prostu brakuje Ciebie. Powodzenia i sciskam mocno. Swoją drogą mnie też nie wiem kiedy uciekają te dni....:/
schudne00
24 listopada 2012, 18:38jakoś na pewno się dogadacie , porozmawiajcie sobie i może rozwiążecie problem ; ) ja szczerze też zbytnio nie lubię siedzieć ciągle w domu i się obijać : D
mili80
24 listopada 2012, 16:53A może pójdziesz na kompromis i ograniczysz wychodzenie do klubu do 3 wyjść tygodniowo, a reszte dni będziesz ćwiczyć w domku? Np. chodakowska tez nieźle daje wycisk, później prysznic i prawie jak na siłce hehe :) A przynajmniej luby nie będzie narzekał, że cały czas wychodzisz :)
mussli
23 listopada 2012, 22:18Dzięki za zaproszenie :) Moja droga głowa do góry, jutro nowy dzień i do tego sobota ;) Porozmawiaj z M, wspólne wypady do klubu to naprawdę dobry pomysł. Mi też strasznie uciekają te dni, tym bardziej teraz gdy tak szybko się ściemnia. Wychodzę rano -szarówa , wracam po południu-szarówa....
Blama
23 listopada 2012, 14:04hmm a może razem będziecie wychodzić? my np razem chodzimy na basen i na prawdę jest bardzo fajnie :)
czarnepazurki
23 listopada 2012, 13:03Aha! Jeszcze jedno :))) Ja właśnie pewnego dnia doszłam do wniosku, że nie daję rady chodzić na siłkę, bo to zabiera mi za dużo czasu na ten moment i za duży kawał życia. (Też oprócz pracy robiłam wymagające studia podnoszące kwalifikacje, weekendowo). Siłkę miałam bardzo blisko, bo jakies 8 minut rowerem czyli 20 minut piechotą, czyli 10 min tramwajem :))) Ale zanim wzięłam prysznic, zanim tam doszłam , rozpakowałam się zebrałam, teaż mijały mi 4 godziny, a po pracy niewiele zostaje. To, że końćzysz pracę o 15:00 to mega fajna sytuacja( nie wiem ile dojeżdzasz...) Ja kończę o 16 i też uważam się za szczęściarę (od 8:00), ale większość moich znajamych pracuje do 17:30, co zonacza , że w domu mogą być o 18:30 albo o 19:00. I tak pewnego dnia doszłam do wniosku, że zacznę jednak biegać, bo to jest czyste 50 -60 minut aktywności/spalania, a zaraz po tym biorę prysznic i jestem w domu gotowa do... czytania książki lub pielęgnowania mojego związku :) A teraz od kiedy ćwiczę z płytami ewki chodakowskiej, to w ogóle mam siłkę w domu. Ja jestem zwolennikiem ćwiczenia na własnym ciele/ bez przyrządów, dlatego coś takiego jak ćwiczenia Ewki, to było coś czego szukałam od dawna. Powiem ci, że sauny mi czasem brakuje, to sobie chodzę z moim Facetem: na basen a potem saunę. Ale ogólnie jestem zadowolona, że mam więcej czasu, żeby spotkać się z koleżankami wariatkami, przygotować zlecenia poza pracą albo czytać książki/ podręczniki z mojej dziedziny :)
czarnepazurki
23 listopada 2012, 12:54Uuu Kochana, Doskonale Cię rozumiem!!!! Też miałam taki moment, że czułam, że trochę za duży kawał mojego życia podporządkowany jest diecie, ćwiczeniu z uszczerbkiem dla związku. Co powodowało, że byłam taka rozdarta. Z perspektywy czasu myślę, że w diecie, ćwiczeniach i nowym trybie życia najtrudniejsze jest wprowadzenie tych nowych nawyków w stare schematy. Myślę, że dużo trudniejsze niż 40 minut najintensywniejszego treningu, jest zorganizowanie się, żeby wydarzył się on 3 razy w tygodniu i żeby zdążyć z innymi obowiązkami. Ja też ciągle nie mogłam zrozumieć, jak ja mam mieć popsrzątane w domu, wypielęgnowane paznokcie, spędzony czas z ukochanym, ugotowany obiad i jeszcze zaliczony trening.... A co z odwiedzinami u rodziny albo spotkaniami ze znajomymi.... I powiem Ci, że dużo mi dało przeczytanie książek o takiej tematyce: Get Things Done i 7 nawyków skutecznego działania. Cały czas próbuję się lepiej zorganizować i nie zapomnieć o chwili wytchnienia, bo jak się zaciąga długi w jednej dziedzinie (np związek), o później przyjdzie nam za to zapłacić :) Myślę sobie, że cała ta nasza podróż ku zdrowszemu życiu i zgrabniejszej sylwetce to taka metafora rozwoju w życiu. Ba! nawet nie metafora, tylko prawdziwy rozwój na jednym z poletek, które uprawiamy. Na pewno odnajdziesz balans w tych na razie ścierających się płąszcyznach. Może razem zaczniecie chodzić na siłownię? Może wspólna podróż na siłkę będzie fajna, a on odnajdzie radość i zmotywuje się dzięki Tobie poprzez aktywność fizyczną :) A może czuje się przytłoczony, że część obowiązków, które razem wykonywaliście, teraz są bardziej skupione na nim... (może tak nie jest , ale on tak odczuwa, bo do tej pory robiliście zakupy razem). W każdy, razie powodzenia i dawaj znać, jak sobie radzisz z życiową dyplomacją :) Życzę ci mega powera na co dzień :))))
OnceAgain
23 listopada 2012, 10:43No właśnie musicie dojść do porozumienia. Widać że te wyjścia są dla Ciebie ważne ale możesz iść na kompromis ze swoim M. Jak dla mnie to za długo Cię nie ma w domu bo prawie 4 godziny i tak na prawdę nie macie chwili żeby pobyć razem. Może pogadaj ze swoim że owszem będziesz chodzić codziennie na siłkę ale np na 2 godziny i jak teraz jesteś na siłce, basenie i saunie to teraz byś sobie to rozłożyła na dwa dni? Wybacz ale nie uważam że Twój facet przesadza i rozumiem go.
wikieliwero
23 listopada 2012, 10:35Wiesz co :) Ja sama też wiele miesięcy miałam tak z moim mężem że On miał takie zmiany w pracy że praktycznie Go nie widywałam i się cholernie nudziłam w domu. Gdyby nie przyjaciółka to chyba człowiek by zwariował. Sama w domu też siedzieć nie lubię oj nie nie nie. Dlatego uważam że skoro masz karnet to korzystaj z niego :D :) Też sama uwielbiam te super samopoczucie po treningach :D Ta radość co rozpiera człowieka od środka nawet jak był wycisk i padam na ryjek :P To po powrocie do domu od razu mam siły na wszystko :D Sama się zastanawiam nad karnetem :) Od grudnia i chyba sobie kupię :) Głowa do góry nie ma co się dołować :)
CzarnaPorzeczka89
23 listopada 2012, 10:26Dziękuje za zaproszenie, wiesz co według mnie to on też jest trochę egoistą powinnien się cieszyć,że dbasz o siebie,że sprawia Ci to przyjemność,kurde przecież zakupy można zrobić wtedy kiedy nie idziesz do kluby. Trzymam kciuki aby się miedzy wami ułożyło