Piątek: marszobieg - 30 min.
Sobota, Niedziela, Poniedziałek - bez ćwiczeń. Na weekend całkiem niespodziewanie przyjechał małżonek z czego się bardzo ucieszyłam .
W poniedziałek zaliczyłam zakupy - sukienka na chrzest, pamiątki chrztu dla maluchów, dwie koszulki dla M. z wyprzedaży, a dla mnie spódnica z Carry i koszulka z Cubusa - kiedyś kupiłam w Cubusie dwie podkoszulki i dwie bokserki i służyły mi przez jakieś 4 lata! te koszulki mam jeszcze do tej pory, nie są wyjściowe ale do latania po domu w sam raz.
Wtorek: rozgrzewka, skakanka 5 min, ćw. na nogi z Natalią Gacką, abs z Mel, ćw. na plecy i ramiona, rozciąganie - ok. 50 min.
W pracy nadal ciężko.
Ciągle myślę, że powinnam zrobić coś o czym niestety nie wiem. A jak zadzwonią z urzędu to znów na biegu trzeba będzie wszystko szykować. Wzięłam trochę pracy domowej, jak się zmobilizuję to może coś jeszcze podgonię do pracy. Rzuciłam się na głęboką wodę a teraz walczę, żeby nie utonąć.... Ale jak to przejdę to przyszły rok będzie już łatwiejszy. Chciałabym mieć więcej energii po pracy na jakiś wysiłek umysłowy. Douczałabym się sama w domu, ale jak jestem taka zmordowana to mi się zwyczajnie nie chce... i głowa nie pracuje jak trzeba...
Jeśli chodzi o moje ostatnie postanowienia to:
- słodycze ograniczyłam, ale nadal zdarza mi się jeść na tygodniu, choć już nie w takich ilościach jak wcześniej - co się chwali. Główną przeszkodą w realizacji postanowienia jest moja koleżanka z pokoju z pracy, która słodycze lubi i "nie szkodzą jej" i ciągle podrzuca mi cukierki, a mi głupio ciągle odmawiać. W zeszłym tyg. przyniosła ciasto z cukinią Było przepyszne! podchodziło pod piernik, kiedyś spróbuję takie zrobić.
- jedzenie do pracy szykuję, nawet wczoraj wpół do 11 w nocy gotowałam sok pomidorowy. Ostatnio w pracy mniej jem, bo albo nie mam kiedy, albo jestem tak zestresowana, że aż mnie mdli...
- kolacji nie jadam dalej... w weekend chyba jadłam ostatnio.
Za długi ten wpis....
Coś mnie głowa boli... może za dużo komputera w ciągu dnia...