W Święta trochę sobie popuściłam. W sensie trochę cukierków i czekolady. Ciasta nie bardzo, nie musze. Trochę sernika. Podczas kolacji wigilijnej po dwóch kawałkach łososia z piekarnika i kilku kawałkach śledzia w occie byłam pełna. I zdziwiona tym. No ale i tak zjadłam kawałek karpia. Bo tradycja i oczy chciały.
W zasadzie uznałam, że muszę dać sobie trochę luzu i nie będe się w święta przejmować. Żeby nie nabrać niechęci do całego procesu. Bo jest długi. Za długi na wyrzucenie całego szaleństwa.
Ale nie jest źle i znów jestem grzeczna.
Na ile potrafie być grzeczna ;-)