Podsumowanie trochę spóźnione, bo miało być wczoraj ale miałam takie urwanie głowy, że po prostu mi z niej wyleciało.
Od ostatniego wpisu wiele się nie zmieniło, zeszłą środę waga pokazała 85,2 kg (co było ogromnym spadkiem jak na jeden dzień, bo we wtorek było 85,9 kg) i od tego czasu waga praktycznie się nie rusza, ani razu nie spadła poniżej tego wyniku. Wiem, wiem, nie można całkowicie się kierować kilogramami, bo woda się różnie zbiera zależnie od czasu w miesiącu a mięśnie ważą więcej niż tłuszcz. Ale cholernie bym chciała, żeby chociaż na chwilę pokazało 85,1. Po prostu lubię widzieć jakikolwiek progres.
Za Waszą radą pod ostatnim wpisem, postanowaiłam się pomierzyć. To mi trochę poprawiło humor, bo w ciągu tych trzech tygodni parę centymetrów poleciało a to zawsze coś. W talii poleciało aż 3,5 cm! Poza tym w brzuchu - 1,5 cm, w biodrach -1 cm, w udzie -1,5 cm... a w łydach 0,5 cm przybyło. Ale to u mnie akurat norma, jak kiedyś regularnie biegałam to na początku miałam łydy jak kulturysta. :D Później szybko zaczną chudnąc, taka moja uroda, więc się o nie nie martwię.
Dietę dalej w miarę trzymam, dalej ćwicze regularnie, dalej nie jem slodyczy, białego pieczywa i w ogóle szeroko rozumianych pustych kalorii, więc mimo chwilowego zatrzymania wagi, jestem z siebie dumna. Przeczekam to, w końcu kg zaczną znowu lecieć :)