Minęło 7 dni od pierwszego wpisu.Waga -117,40 czyli 1,40 mniej .Nie jest łatwo,żołądek przyzwyczajony do obfitych posiłków upomina się o swoje.Najgorsze są wieczory,najchętniej spędzałabym je w kuchni ,a różne przegryzki kuszą bardziej niż kiedykolwiek.Muszę popracować nad moją słabą ,silną wolą.Mam nadzieję,że tym razem się uda.Musi się udać,bo każdy kilogram mniej, to ulga dla stóp zwłaszcza ,że dokuczają mi ostrogi.Nie wiem jak to będzie,ale postanowiłam zacząć chodzić z kijkami. Kondycja zerowa więc szału nie oczekuje ale chociaż godzinka marszu ,oj nie,nie marszu raczej spaceru się przyda.Dzisiaj przeszłam ok 3 km i wróciłam do domu padnięta ,kurcze aż wstyd się do tego przyznawać nawet przed samą sobą.Ale w końcu nie od razu Kraków zbudowano,prawda?wierzę,że przyjdzie czas ,że spacery staną się przyjemnością a nie tylko koniecznością.Pomyślałam ,że warto byłoby zainwestować w jakiś krokomierz,bo ponoć dla zdrowia należy w ciągu dnia przejść ok 10 000 kroków,a tak swoją drogą to ciekawe ile czasu by mi to zajęło ?:)) .Moje kroczki są malutkie bo i nogi krótkie ale myślę ,że to jakieś 6 może nawet 7 km w takim razie co najmniej 2 godziny musiałabym dreptać.Pożyjemy,zobaczymy ....ważne ,że pozytywne nastawienie jest i niech tak zostanie. Teraz chwile poczytam sobie Wasze pamiętniki i do pracy trzeba zmykać.Dobrego dnia życzę:)).