Dzień dobry Vitalijki! Pragnę wszem i wobec ogłosić, iż mam silną wolę. Mam tak silną wolę, że robi ze mną co chce :/ Z resztą same zobaczcie, poniżej moje wczorajsze menu...
Śniadanie: 2 kromki żytniego pieczywa z polędwicą z indyka, pomidorem, rukolą i papryką - 226 kcal
II śniadanie: nektarynka z małym opakowaniem jogurtu naturalnego i otrębami przennymi - 191 kcal
Lunch: taki sam jak śniadanie - 226 kcal
Obiad: placuszki z przepisu Jamie Olivera (przepis tutaj) lekko zmodyfikowane (nie miałam brukselki, więc dałam same brokuły, pominęłam ser, a że nie chciało mi się bawić w małe placuszki, zrobiłam jeden wielki) - 373 kcal
I tutaj niespodziewanie skończyło się jedzenie. Już dwa dni wcześniej postanowiłam, że w piątek, z okazji weekendu, napiję się z chłopakiem piwa (Netflix and chill), więc zaplanowałam bardzo lekką kolację, żeby zrobić miejsce na kalorie z piwa, a Mój wrócił z pracy z browarkiem na tę okazję. Przyniósł nam po jednym, odpalił seriale i... dwie godziny później przyniósł po kolejnym. A ja pomyślałam "zmieszę się w limicie, co mi tam" i wypiłam to drugie. Piwem się tak zapchałam, że kolację pominęłam, więc chyba musze zapisać, że:
Kolacja: 2 x Tyskie - 430 kcal
Trening: Skalpel
Woda: 3l + 2 kubki yerba mate + 1 kubek zielonej herbaty
Razem: 1448 kcal
I teraz z jednej strony wyrzucam sobie, że jestem głupią babą, co piwa odmówić nie potrafi, a z drugiej tak sobie myślę, że co to by było za życie, gdybym raz w tygodniu z okazji weekendu nie mogła przyszaleć? O ile dwa piwa można nazwać szaleństwem. I tak źle, i tak niedobrze. Wyrzuty sumienia tym większe, że nie wiem jak to będzie dzisiaj. Dziś Mój idzie na nocną zmianę, zwykle w takich sytuacjach idę nocować do rodziców - nie lubię spać sama, a skoro mieszkają pół godziny spacerkiem ode mnie, to czemu nie? A jak pójdę do rodziców to zaraz będzie meczyk (uwielbiamy z moim tatą oglądać ligę angielską, to taka nasza weekendowa tradycja odkąd zakochałam się w footballu mając 12 lat), do meczyku oczywiście piwko, mama oczywiście obiad poda i wszystko od nowa. A z drugiej strony wyjątkowo chce mi się dziś zostać w domu. Spokojnie posprzątać, przypilnować diety po wczorajszych wyskokach, poćwiczyć, nawet nieco więcej niż sam jeden "Skalpel" i się weekendowo zrelaksować zamiast biegać w te i we wte...
I tak teraz siedzę popijając poranny (południowy? ale przynajmniej w końcu się wyspałam) kubek wody z cytryną i myślę. Chyba zadzwonię do rodziców. Wieki nie rozmawialiśmy. Od wtorku ;) [Edit: tata zadzwonił pierwszy z pytaniem czy dziś przyjdę...] Ale najpierw śniadanie. Idę potłuc się w kuchni garami, żeby Mój wreszcie ruszył się z łóżka, bo potem będzie jęczenie, że przespał cały dzień znowu. I proszę, nie krzyczcie za bardzo za ten mój wczorajszy jadłospis :)
kawonanit
20 sierpnia 2017, 18:22Jako wielka fanka piwa udzielam Ci rozgrzeszenia ;) Ja to nawet na więcej sobie pozwalam, a wagę trzymam (żeby nie było, podczas odchudzania nigdy nie zauważyłam, żeby spożycie, czy też jego brak, miał jakiś większy wpływ na spadki...). Dzięki za odwiedziny i komentarz w moim pamiętniku :) Powodzenia!
Cathwyllt
20 sierpnia 2017, 18:41Dziękuję! :)
KochamBrodacza
19 sierpnia 2017, 23:44Oj nic się nie stało od dwóch piw, nie ma co wariować. Przecież jak się odchudzimy to nie będziemy sobie całe życie wszystkiego odmawiać. Ja też zjadłam dziś leczo u babci i wcale nie żałuję. Dieta ma być przyjemnością, zmianą na całe życie a nie wyrzeczeniami na każdym kroku. Wszystko z umiarem. Razem z moim Brodatym też oglądamy ligę angielską - kibicujemy Arsenalowi :) Ten placek na obiad wygląda pysznie :)
Cathwyllt
20 sierpnia 2017, 00:09Super spotkać tutaj inną kibickę! A z tym raz na jakiś czas to nie bardzo wyszło, mama mnie dziś tak napchała trunkami przywiezionymi z Włoch, że aż mi lekko w głowie szumi bo zdegustować trzeba było wszystkiego :p jutro będę podliczać ile zjadłam i sprawdzę na wadze jak źle jest po dniu dzisiejszym :P
KochamBrodacza
20 sierpnia 2017, 09:50No tak mamie ciężko odmówić tak jak i babci :) Mam nadzieję, że nie będzie tak źle :)
ANDY.
19 sierpnia 2017, 15:50Człowiek nie może być niewolnikiem jedzenia, ani nie może być niewolnikiem diety. Jeśli zaś tak jest, to po rygorystycznym odchudzaniu zawsze będzie efekt jojo. Ja np nie widzę powodu dla którego mam sobie odmawiać raz na jakiś czas czegokolwiek na co mam akurat ochotę, czy to będzie piwo, czy np tłusta karkówka z grilla :)
Cathwyllt
19 sierpnia 2017, 16:57Mądre słowa, wszystko jest dla ludzi, i piwo i karkówka. Dziękuję za wsparcie, nie będę więcej browara żałować :)
theSnorkMaiden
19 sierpnia 2017, 15:38Ciezki wybor. Mnie ostatnio brakuje samotnosci troszeczke:)
Cathwyllt
19 sierpnia 2017, 17:07No ja właśnie chciałam sobie zrobić wieczór dla mnie, bo ostatnio albo u rodzicow albo maratony serialowe a książka leży odłogiem. Ale skoro tata dzwoni to poszlam, na książkę będę miała jeszcze czas :)
angelisia69
19 sierpnia 2017, 13:30nie licz alko jak kcal z jedzenia,etanol inaczej sie wchlania.jakbys podjadala w trakcie to byloby gorzej,a takto spoko,jedzonko smaczne,nie za duzo wiec sie nie przejmuj!Jakby kazdy tak rygor trzymal to ludzie by powariowali :P na diecie mozna ogolem jesc wszystko nawet i chipsy i czekolade,trzeba miec tylko umiar,jak miescisz sie w kaloriach lub nawet raz tygodniowo bilans troszke zawyzysz to i tak nie gra roli
Cathwyllt
19 sierpnia 2017, 13:42Mówisz, że nie powinnam alkoholu wliczać do bilansu? Czy, że za mało policzyłam? Powiedz mi coś więcej proszę bo w tym temacie jestem zielona, a chcę wszystko robić jak należy.
angelisia69
19 sierpnia 2017, 13:52co prawda piwo najgorszy wybor wsrod alko jesli chodzi o diete,ale wodka,wino o ile nie podjadasz,to watroba zajmuje sie metabolizowaniem etanolu i nie "odbiera" go tak samo jak kalorii z jedzenia.Alkohol wyniszcza organizm/watrobe i nie przyjmuje sie w tluszczyk,piwo jest z pszenicy ona jest raczej cukrem i dlatego rosnie tzw."brzuszek piwny"
Cathwyllt
19 sierpnia 2017, 17:08Och, bardzo dziękuję za wyjaśnienia!
106days
19 sierpnia 2017, 12:38Nie odmawiaj sobie wszystkiego. Piwko raz na jakiś czas nie jest wielkim grzechem, jeśli przez cały tydzień dobrze trzymasz dietę i w dodatku ćwiczysz. bezsensu byloby odmawianie sobie wszystkiego przez "dietę", a potem powrót do starych nawyków. Wszystko jest dla ludzi. SPędź ten weekend miło, czy z rodzicami czy sama, ale bez wyrzutów sumienia ;-)
Cathwyllt
19 sierpnia 2017, 13:27No właśnie ostatnio sobie odmawiałam, co i tak jest dużym sukcesem, bo zwykliśmy obalać taki czteropak w każdy wieczór spędzany razem z Moim. Ale masz rację, wszystko jest dla ludzi. Dziękuję :)
QuennVictoria
19 sierpnia 2017, 12:26Nie ma co płakać, zdecydowanie nie zjadłaś przy tym 1 kg chipsów itp. Patrzę sobie na te Twoje fotki i naprawdę to wszystko wyglada bardzo smakowicie i kolorowo, lato sprzyja takim odstępstwom - ciesz się czasem spędzonym z rodzicami, oglądaj meczyk i nie wyrzucaj sobie wszystkiego.
Cathwyllt
19 sierpnia 2017, 13:29A to akurat uznaje za swój sukces. Co prawda nie były to chipsy, ale dzień wcześniej przyniosłam z pracy kilogramową paczkę pralinek, które zostały ze świętowania urodzin naszego prezesa. Mój tę paczkę przyniósł i zajadał się pralinkami a ja wytwałam i nie wzięłam ani jednej - mimo że zdążyłam już nawet policzyć ile taka jedna ma kalorii (75) na wszelki wypadek, gdyby trzeba było dodać do bilansu :) Dziękuję za ciepły komentarz!