Ze mnie, oj słabizna. Coraz częściej łapię sie na tym, że brak mi sił. Gdy poranek piękny jak dziś, to wstaję pełna zapału. Przygotowanie śniadania, roznoszenie różnych przedmiotów w miejsce, w którym mężowi będzie łatwiej korzystać. Po śniadaniu masaż stóp ( nie moich ) i zmiana opatrunku, przygotowanie lekarstw, pościelenie łóżka, nastawienie prania. Chwilka dla siebie pod prysznicem i przy makijażu, rozwieszenie prania, worek ze śmieciami w garść i wyjście. Trasa opracowana przy kawie tak, aby kupić po drodze co trzeba, skorzystać ze spaceru i zakupy zanieść do domu z jak najkrótszej odległości. Dziś Plac Kaszubski, apteka przy szpitalu ( opatrunki CosmoporE), dalej w stronę Żeromskiego, gdzie moja podstawówka była, Waszyngtona, gdzie mieszkałam do zamazpojscia, skwerek, plaża , Plac Grunwaldzki. Chwilka przerwy na ławce, bo tchu mi zabrakło, do Batorego po zakupy. Wracałam obladowana jak wielbłąd, a miało być tak lekko. Zupa jarzynowa dla dwojga, chwilka rozmowy i dalej do kuchni. Dziś kotlety z polędwiczki indyczej, ziemniaki I surówka z pekińskiej. Obiad, sprzątanie po, zagniecenie ciasta na kopytka, bo ugotowałam specjalnie więcej ziemniaków. Kopytka, zapakować, zmyć płytę i wokół, zamieść, zaparzyć herbatę, uff, usiadłam. Biodro wariuje, bo zmiana pogody. Tak mniej więcej wygląda teraz mój dzień. Czytam popołudniami, wieczorem mam ogromny problem aby wybrać coś w tv, nic mi nie pasuje. Na szczęście rana na nodze męża goi się dobrze, to zasługa zimnych okładów i moich rąk 😁. Jeszcze przez jakiś czas będzie ciężko, ale to minie, a ja może stanę się silną i wytrzymała kobieta.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.