W życiu każdego człowieka z nadwagą lub otyłością przychodzi taki czas, gdy uświadamia sobie, że coś poszło nie tak. Właśnie na tym etapie jestem. Płaczę i... zajadam się przy tym ciastkami.
Jestem uzależniona od jedzenia, jak narkoman od kokainy. Przytoczę cytat wyciągnięty prosto z dekalogu anorektyczek, ale jakże prawdziwy w moim życiu. "Co mnie żywi, niszczy mnie". Mnie zniszczyły chipsy, czekolada, pączki, lody i wiele, wiele innych. Od kilku dni zbierałam się w sobie, żeby coś tutaj napisać i w końcu się udało. Krok pierwszy z kilkuset zaliczony.
Zaczynam od jutra (na serio!) i chciałabym na początku wypisać kilka zasad, których będę przestrzegać przez długi czas, jakoś trzeba się za to zabrać, co nie?
1. Jedz wtedy, gdy będziesz głodna, nie znudzona.
2. Jeśli będziesz miała ochotę na słodkie, to sięgnij po jakiś owoc (uwaga, okazało się, że cukierki owocowe się do tego nie zaliczają).
3. Rusz tyłek, w jakikolwiek sposób.
4. Nie wydziwiaj. Możesz jeść schabowe na obiad, tylko przyrządź je w inny sposób.
Na razie to tyle. Nie będę od razu zarzucać na siebie 100 zasad, po to, żeby nie przestrzegać żadnej z nich. Skądś to już znam.
Żegnam się z wami i mam nadzieję, że ciepło mnie przyjmiecie.
PS Miło by było, gdybyście wstawiały tutaj jakieś dietetyczne przepisy na typowo polskie obiady. :)