Łóżko w domu, który wynajmujemy jest straszne. Miękkie. Ciasne. Coraz trudniej mi w nim wytrzymać. W drugiej sypialni takie same twin. Kanapa niewygodna. Leżaków nie próbowałam na dłuższą metę. Ale w ogrodzie 15 stopni i wilgotno.
Obidzila ssię, bo coś huknelo za ścianą sypialni. Nie wiem, co to było, ale myślałam że albo oderwał się kawałek skały i spadł albo ktoś wjechał w naszą Pandę. Nic z tego. Nie wiem, co było źródłem hałasu. Sprawdzałam nawet trzęsienia ziemi, bo Azory to wulkany leżące na zejściu się 3 płyt tektonicznych. Ale czasy nie pokrywały się z hałasem. I drżeniem.
Tego dnia wyruszyliśmy na 2 krótkie szlaki. Jeden wzdłuż brzegu na południowym końcu wyspy, a drugi przy naturalnych basenach z wodą termalną.
W międzyczasie lunch. Z braku laku we włoskiej restauracji. Było warto. W mojej części Holandii ostatnio ciężko o dobra pizze. Najlepsza restauracja się zamknęła po śmierci właściciela.
Później zakupy. Kupiliśmy jedzenie, alkohole do. Zabrania do Holandii a ja sobie sprawiłam kubek. Zgadnijcie który?
Wzięłam też kilka ciastek na spróbowanie. Wszyscy znała chyba pastel de nata, ale Portugal życzy mają więcej ciastek. Zaś samo pastel de nata prosto z cukierni jest obłędne.
Właśnie mi się przypomniało, że mam jeszcze dwa z tych ciastek w lodówce. Zjem rano, jak robię ten wpis, jest jeszcze noc. Znów nie śpię....