Wróciliśmy z Polski chorzy. Zostałam dziś w domu, a wczoraj wróciłam z pracy wcześniej. Niby przeziębienie, ale zmieszane z katarem siennym i bólami menstruacyjnymi sprawiły, że powiedziałam pass. Zakopałam się z łóżku i siedzę oglądając na przemian filmy i seriale. Trochę szydełkowałam, ale skupić się nie mogę i już mnie plecy bolą od monotonii i braku ruchu.
Trwa pierwszy jesienny sztorm. Wczoraj lało jak z cebra i wiało okrutnie, dziś tylko wieje. Połamało mi niektóre pomidory i dahlie. Pluję sobie w brodę, że nie przycięłam dahlii kiedy był na to czas. Żal mi było ścinać wciąż kwitnące rośliny. Teraz jednak widzę, że były za długie i obecnie szlag je trafił. Chryzantema też jest przetrzebiona i część łodyg zabrałam do wazonu, bo się ułamały.
W poniedziałek zebrałam pomidory, które zaczerwieniły się w weekend. Było tego sporo. Pojawiły się też maliny i kolejne truskawki.
Torba podróżna w rozmiarze bagażu podręcznego sprawdziła się świetnie. Naładowana po sam zamek dała radę. Gorzej z saszetką do włożenia do torebki do środka. Rozpruła się – jak zwykle to w chińskich wytworach bywa – szew był za blisko krawędzi materiału.
Ogólnie byliśmy w okolicy, z której mam rodzinę, to co nieco się udało spotkać. Było też świeżo po dożynkach, a to moje ulubione święto zawsze było. Znaleźliśmy taki oto kombajn.
Gdy byliśmy w Polsce, była kolejna wystawa naszych zdjęć. Tym razem w innym kościele. Ponoć było nawet sporo odwiedzających. Wystawa była przy okazji festiwalu kwiatowego – Floralia, gdzie we wsi są mozaiki zrobione z kwiatów dahlii. Warto kiedyś to zobaczyć na własne oczy. Zaś w nadchodzący weekend będzie bloem corso w miejscowości Winkel. Wybieram się.
tara55
20 września 2023, 17:55Była fotka kombajnu.? :(