Za dwa dni wyjazd, dziś urodziny Ukochanego. Ten wyjazd to też taka forma prezentu – dostał oczywiście już walizkę na kolejny duży urlop, ale w tym czasie chciałam zrobić coś nietypowego – a do tej pory tylko raz wyjechaliśmy sobie na weekend i nigdy pod namioty. Więc jedziemy. Pogoda zapowiada się deszczowa, choć ciepła.
Dalej lecę ze zminimalizowaniem posiłków w pracy. Jabłko, rzepa, pomidory z ogródka i ciastko zbożowe z kokosem. Jakieś 230 kcal do 17-tej i potem jeden duży posiłek. Mąż powiedział, że mogę zjeść jego pizzę, więc tak zrobiłam. 1200 pysznych kalorii. Nie używam sosów, więc jakby to nie brzmiało – jest to zdrowy posiłek. Pomidory, ser, pesto, zioła, oliwa. A placek do pizzy to już gratis dla mnie, który choć zawiera mąkę, kalorie i gluten, to nie jest toksyczny ani mnie nie zabije. Zaś kalorii ma na tyle mało, że jako jeden posiłek dziennie nadal daje deficyt. Wiem, że to nie są wasze wafle wasa z serkiem light, ale nie mam zamiaru rezygnować z tego, co mi smakuje, dlatego, że nie smakuje wam [albo się boicie to jeść]. I tak wszystkie tyjemy tak samo.
Przyszły wełny na sweter od Tante Roos [sklep internetowy. Ciotka Roos spakowała mi też zakupione szydełko i instrukcję wykonania. Spodziewałam się rysunków, ale zamiast tego są linijki tekstu.
Papryka peperoni ma pierwsze kwiatki. Zdecydowanie za późno i pewnie nic z tego już nie będzie. Za miesiąc będą już zimne noce, a za dwa – przymrozki. Gdybym miała już ogarnięte pomidory, to bym zamknęła szklarnię na chłodniejsze dni, ale póki co tylko kilka roślin jest już zlikwidowanych, bo skończyły owocować. Nie liczę na wiele.
Kwiatki przeniosłam z przodu domu na tył, ponieważ jest już mniej słońca i lepiej im będzie od południowej strony. Trochę ograniczyły kwitnienie i może cieplejszy ogródek za domem – jest bardziej osłonięty od wiatru i ma słońce przez większość dnia, a nie tylko rano i wieczorem – sprawi, że zakwitną intensywniej. Widziałam, że wreszcie żółty szykuje się do kwitnienia, a to już sporo! Będzie to pierwszy raz od roku, jeśli się uda.
Muszę ogarnąć jeszcze matecznik, co tam żyje, a co nie. Co trzeba przesadzić przed zimą do większej doniczki. Zwolniłam miejsca po 6 begoniach, więc będzie można kombinować.
Poza noszeniem kwiatów, przygotowałam też już część ekwipunku biwakowego. Kupiliśmy składany stolik i będzie można przy nim zjeść śniadanie. Do tego uszyłam powłoczki na poduszki dmuchane. Są ciut większe, aby i jaśki można było do nich włożyć, ale jeśli będzie ten naddatek niewygodny, to zmniejszę je.
Mąż złożył drewnianą szafkę na narzędzia. Co prawda narzędzia wiszą na ścianie w bijkeuken i tam raczej zostaną, zwłaszcza te z drewnianymi trzonkami – Holandia jest zbyt wilgotna na trzymanie drewna na zewnątrz. Niby jest zaimpregnowana ta szafa, ale trzeba ją mimo wszystko bejcą pociągnąć. Może zrobię to jutro – dziś nie dam rady, napięty grafik. Gorze, jże jutro ma zacząć już padać i będzie padać 2 tygodnie. Znów.
Bratowa wysłała mi zdjęcie wschodu słońca w wiosce rodziców. Odzwyczaiłam się od widoku bloków, choć się wychowałam w tej wsi. Tęsknię za to za lasem, choć to prawda co mi kolega powiedział po wizycie w Polsce – sadzony las to nie las. Pod tym względem Robbenbos jest lepszy niż nawet Puszcza Bydgoska. Natura nie sadzi od linijki.
sachel
23 sierpnia 2023, 08:01Czuć juz jesień i u mnie też coraz więcej pracy w ogródku. Mi przy pracy zawodowej jakoś trudno to wszystko ogarnać i mam wrażenie, ze ciągle coś niezrobione.
beaataa
23 sierpnia 2023, 07:19No to sweter jak kocyk będziesz miała na zimę :)
Babok.Kukurydz!anka
23 sierpnia 2023, 10:29Na razie muszę wygooglowac te sciegi. Nie znam nazw.