W ostatnim czasie pilnuję porcji i co jem. Czasem jednak zdarza mi się jeść nadal dla przyjemności jedzenia, bo zwyczajnie kocham jeść. Taka okazja zdarzyła się w minioną sobotę, kiedy mąż zabrał mnie na randkę z okazji moich imienin. Byliśmy w kinie, a później na kolacji. Obejrzeliśmy oczywiście nowy film Toma Cruise. Obiecałam sobie, że po tym, jak uratował kina po pandemii, będę chodzić i wydawać pieniądze na wszystkie jego kolejne filmy. Zasłużył. Zgadza się ze mną wiele osób rozkochanych w kinie, w tym między innymi sam Steven Spelberg.
Mąż wybrał dla mnie restaurację serwującą kuchnię azjatycką. tego dnia wybraliśmy dania indyjskie. Zawsze chciałam iść do takiej restauracji i spróbować prawdziwej indyjskiej kuchni. Wiem, ze w UK jest pełno miejsc, gdzie można zjeść curry, ale jest to brytyjska wersja curry. Holendrzy także dodają przyprawę curry i nazywają kurczaka curry, ale prawdziwe kury to nie jest ta przyprawa, ale całe podanie. Obsługiwała nas maleńka kobieta pochodzenia azjatyckiego, której za bardzo nie mogłam zrozumieć. Jednak co stary Holender to stary Holender. Jakoś się dogadaliśmy [postanowiliśmy nie przechodzić na angielski] i zamówiłam sobie piwo – indyjski lager. W mojej ocenie to piwo było naprawdę smaczne. Niestety nie dogadaliśmy się, że chcę drugie i go nigdy nie dostałam. Mąż był Bobem, czyli trzeźwym kierowcą.
natalie.ewelina
31 lipca 2023, 17:35Jak ja mialam Mirene to tez mi wlosy bardzo lecialy...Film super tez zaliczylismy Kino...pozdrawiam