Pamiętam ten wieczór, kiedy miałam wolne z pracy, była sobota lub niedziela, i zostałam wezwana do pracy na pilne. Pracowałam wówczas w sterylizacji i pacjentka pozwala szpital o odszkodowanie za infekcje gronkowcem albo zgorzelą. Nie pamiętam. Dokopano się do dokumentacji narzędzi, które były używane podczas zabiegu i przypadły one na proces sterylizatora, który ja zaakceptowałam.
Procedura wymaga, aby osoba akceptująca proces, złożyła podpis na wydruku wszystkich narzędzi i zestawów wraz z ich kodami cyklu (jednorazowy kod łączący dane narzędzie i dany proces) oraz na wydruku że sterylizatora, który zapisuję wszystkie parametry cyklu i jeśli są one spełnione to również komputer wydaje decyzję, czy proces był prawidłowy czy nie. Jeśli komputer wykaże, że ciśnienie lub temperatura nie zostały osiągnięte odpowiednią ilość razy i czasu, narzędzia muszą przejść proces ponownie w nowych opakowaniach. Jest to upierdliwe i kosztowne, ale bezpieczeństwo ludzi jest ważniejsze.
Tego dnia brakowało jednego podpisu. Proces był prawidłowy i podpisałam listę narzędzi do danego procesu, ale nie podpisałam wydruku że sterylizatora. Aby szpital mógł się wybronić, że dopełnił obowiązku, musiałam podpisać ów dokument. Nie jest to fałszowanie dokumentacji, bo proces był prawidłowy i narzędzia zostały poprawnie wysterylizowane, jednak w prawie chodzi właśnie o takie szczegóły.
Pamiętam w jakim stresie użyłam później, zwłaszcza że podpisałam się nazwiskiem panieńskim, a byłam już po ślubie, że jednak ktoś się przyczepi. Odpowiedzialność karna w tamtej pracy mieliśmy do 5 lat. Dodatkowo był strach przed HIV i żółtaczką typu C. Kka miesięcy przed zakończeniem pracy robiłam sobie test na HIV. Musiałabym zrobić kiedyś prowizorycznie ponownie. Jednak nie miałam w międzyczasie incydentu w pracy, więc nie miałam też przesłanek, aby się obawiać. Bardziej bym zrobiła kiedyś z ciekawości niż prawdziwej obawy.
Odkąd jestem w Holandii, nie mam takich stresów. Nie pracuje już w weekendy, ani święta, ani na nocki, popołudniówki. Mam zwykła pracę na poranna zmianę i jak wracam w piątek do domu, to do poniedziałku do 7 rano nie myślę o pracy wcale. Jeśli popełnię jakiś błąd to też nie zwróci mi nikt uwagi o to, aż nie zobaczy mnie osobiście w pracy. Jedyne co mogę się przyczepić, to moja szefowa w dni kiedy pracuje z domu, lubi pisać do mnie na whatsupie w czasie przerw śniadaniowych. A gdy już przychodzi do pracy, to wpada na dział pogadać 5 minut przed przerwą i czasem wchodzimy z kolegą jeść 5-10 minut za późno. Co prawda mamy elektroniczny nadzór i dopóki nie odbijemy klucza na pauze to nadal nam płacą, ale czasem to irytuje. Można wówczas zostać dłużej na przerwie i odbębnić swoje 30 minut, ale w praktyce tego niemal nigdy nie robię.
W pierwszym roku mieszkania w Holandii niemal każdy weekend dobrej pogody spędzaliśmy z mężem na rowerze. Przeszliśmy od mijania się w drzwiach do aktywnie spędzanych weekendów. Wycieczek na plażę. Leżenie na leżakach w ogrodzie.
Obecnie próbuje chwytać każdy moment ładnej pogody. Zdarza mi się skrócić sobie dzień w pracy lub wziąć wolne, aby się polenić. Mam tyle nadgodzin na moim niepełnym kontrakcie, że nikomu to nie przeszkadza. W szpitalu pracowałam 6 dni w tygodniu i każde chorobowe było traktowane jako próba wymuszenia pieniędzy. Tutaj z chorobowym też jest trochę po bandzie. Pracodawca pod tym względem jest słaby. Ale cała reszta jest już na luzie. Żałuję że moi rodzice nie mają takiego standardy życia. Ile byłoby fajnie jakby mogli z nami więcej w domu siedzieć. Jakby mogli na wakacje jeździć. Przecież ich pierwszy raz wysłaliśmy na prawdziwy urlop dopiero tok temu. Nigdy nie było ich na to stać. Cieszę się jednak, że ja się wyrwałam z tego błędnego kręgu. Ze tylko praca i spanie i jedzenie pomiędzy kejnymi dniami w pracy.
PACZEK100
4 czerwca 2023, 12:12Nie trzeba wyjeżdżać za granicę żeby znaleźć równowagę w życiu. Pracowałam wiele lat w korpo - masakra jednym słowem, może bez weekendów ale za to plany plany i ciągle rozliczanie ich realizacji. W końcu zmieniłam pracę i to aż 4 razy w ciągu 2 lat aż znalazłam coś co mi odpowiada. I owszem zdarza się praca w weekend ale idę tam z przyjemnością, poza tym wychodzę o 15 i mam czas na wszystko. Wychodzę z założenia że jak mi się nie podoba to trzeba coś zmienić aż do skutku.
Babok.Kukurydz!anka
4 czerwca 2023, 12:30Ja nie mówię, że trzeba zmienić kraj. Mówię że przeszłam w pracy wielo zmianowej w szpitalu na pracę jedno zmianowa w szklarni. Stąd ta zmiana. Domyślam się że w Polsce są zakłady pracy gdzie można pracować od 7 do. 15 i mieć wolne weekendy.