Ostatnio bujałam się po laboratorium i zobaczyłam ładnie stojące kultury tkankowe w chłodni. A jak potrzebowałam zdjęcia na temat fotoklubu „rytm i struktura” to nie mogłam nigdzie zobaczyć takiej ładnej regularności i głębi… Nie poszłam nawet na to spotkanie, bo bez zdjęć miałam malutką chęć wychodzenia w poniedziałek wieczorem z domu. Zdjęcie nie jest jakieś super, ale może jakbym wyciągnęła żółć i trochę pobawiła się kadrem to by wyszło coś ładnego. Poza tym telefonem na szybko mogłam tylko tyle zrobić.
Vitalia znów mnie policzyła. Ciekawe, czy i tym razem wrzuciłaby mnie na dietę 1400 kcal. Nigdy więcej takich diet.
Poszłam pobiegać. Mój zegarek ma możliwość zapamiętywania harmonogramu treningów i mogę też sama wgrywać treningi na niego i chyba za bardzo polegałam na tym pierwszym. Wybrałam pierwszy trening z brzegu myśląc, ze to ten mój kolejny – numerki mi się pomyliły – i wybrałam trening o dwa tygodnie za bardzo do przodu. Ale przebiegłam, dałam radę i spoko. Nawet tym razem pogoda mi nie przeszkadzała. Trochę padało, zaszło słońce i do domu wróciłam w ciemności. Ale cieszę się, że z domu wyszłam. Czas rozruszać zastałe gnaty.
Nadal miałam zakwasy i ból po fizjoterapii. W domu porozciągałam się z jogą i staram się robić głównie treningi zadane przez fizjoterapeutę.