Uważam, że między przesądami a religią nie ma dużej różnicy. Trzeba wierzyć. Nie musi być to racjonalne i mieć sensu. Nie musi mieć poparcia w nauce. Nie musi nawet brzmieć sensownie. Wiara to uczucie, które mamy, kiedy wszystko inne nie ma sensu, a my go nadajemy sami. Wierzę, że mój mąż mnie kocha. Wierzę, że dobrze sobie radzę w życiu. Wierzę, że koty nie wysysają duszy noworodkom.
Przesądy pochodzą z czasów, kiedy człowiek mało o świecie wiedział i mało go rozumiał. Człowiek albo się nauczył jakich ziół unikać, by leczyć infekcje [choć nie znał słowa infekcja] albo umierał. Człowiek się albo nauczył nie wchodzić niedźwiedziowi do jaskini albo umierał. Człowiek uczył się, że jak nowy rok po lodzie to wielkanoc po wodzie [albo na odwrót]. Dziś przesądność charakteryzuje [w mojej ocenie] tych mniej douczonych ludzi. Bo im dalej się idzie w szczeblach edukacji i do tej edukacji przykłada wagę – tym człowiek uczy się zadawać pytania i kwestionować pewne utarte schematy i powszechną wiedzę. Na studiach uczono nas zdobywać wiedzę, a nie jej uczyć się na pamięć. Mam w rodzinie taką Asię, która wykrzykuje slogany typu „pies je trawę na deszcz” i nie poddaje tego w wątpliwość. Tak zawsze było i tak dla niej zawsze już będzie. Jednak gdyby trochę bardziej przyłożyła się w technikum do biologii, wiedziałaby, że psy są wszystkożerne i jak niektóre inne zwierzęta – używają trawy jako źródła błonnika, aby wspomóc trawienie.
Nie będę ukrywać, że przesądna nie jestem. Bardziej jednak wiąże swoje przesądy z przyzwyczajeniami z dzieciństwa na wsi, kiedy „wszyscy tak robili”. Czasem głośno nabijam się z niektórych przesądów i „sprzedaję” je bardziej jako ciekawostki dla obcokrajowców. Jak przestraszyłam koleżankę, która była wtedy w ciąży, powiedziałam jej co to znaczy w polskich przesądach.
Nie uzależniam swojego życia od przesądów – nie omijam zawsze przechodzenia pod drabiną, ale rozumiem, skąd może przyjść to nieszczęście od takiego przejścia. Po prostu, jeśli ktoś na tej drabinie pracuje to może coś upuścić nam na głowę. Mam podobnie z rusztowaniami – jak jest zrobione przejście pod rusztowaniem to idę, jak nie to omijam. W piątki 13-tegopoza tym, że jest to piątek 13-tego nie dzieje się z reguły nic w moim życiu. Ostatnio miałam pecha w poniedziałek 13-tego. Choć nie powiem – te samoloty w chmurach w centrum Amsterdamu to był dla mnie taki zły omen.
Wierzę w przesądy związane z przywołaniem pecha. Może nie do końca wierzę, ale stosuje rytuały, ponieważ mam przeczucie, ze jak się coś nie uda to właśnie dlatego, ze nie dopełniłam wszystkiego. Odpukuję w niemalowane, boje się powiedzieć głośno, że mam ochotę, by się coś stało, wydarzyło. Po troszku uważam, że [jakkolwiek to jest bez sensu] mogłam nie dostać nowej pracy, ponieważ zbyt wielu osobom powiedziałam, ze się o nią ubiegam. Gdzieś tam w głębi serca wiem, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Ale co by było gdybym nikomu nie powiedziała?
Mam swój własny przesąd – że jak ssie mnie na podjadanie od rana to wieczorem będzie kaplica. To się zawsze sprawdza.
W tym tygodniu nie działo się niemal nic. Poniedziałek zły, we wtorek ratowałam siewki, w środę zobaczyłam, że ratowanie im się nie spodobało, a w czwartek, że nawet ogórek złe przesadzanie zniósł. A byłam delikatna. Następnym razem sieję od razu do wytłaczanek.
Zaliczyłam też bieg, ale krótszy niż zakładał plan. Musiałam ponad godzinę czekać aż mąż skończy pracę, to wzięłam do roboty buty i leginsy oraz stanik sportowy i się przebiegłam po pracy. Miałam wrażenie, że idzie mi jak po grudzie, ale miałam nawet dobre tempo na odcinkach biegowych. Zabawne było, jak minął mnie kolarz sportowy i zakrzyknął takie wysokie „łłłiiiiii!” jak mnie mijał. Chyba aż tak wolno jego zdaniem biegłam.
Na obiad jem znów kanapkę z jajcem. Tym razem dokładam do niej paprykę. Miałam ją chrupać sobie w ramadanie, jako źródło witamin i błonnika, ale wiecznie o niej zapominałam. Jedząc tak późno i dużo nie było na nią miejsca i czasu.
W czwartek nalataliśmy się z kolegą w pracy i udało się dokończyć ścinanie roślin stojących na ziemi – to jest dopiero cardio. Od przysiadów i pochyleń dostałam zakwasów na pośladkach. Można powiedzieć, że trening na nogi trwał 3 dni. Jem średnio 2400 kcal obecnie – chleb do pracy, chleb w domu. Jednak spalanie też mam dobre.
Na dzień kobiet dostałam od męża róże. Postanowiłam w tym roku spróbować ponownie sztuczki z ziemniakiem. Akurat nasze domowe ziemniaki puściły pędy, więc spoko – jedno z głowy. Teraz tylko aby róże puściły korzenie w ziemniaku. Obcięłam im pączki, choć jeszcze nie starzeją się. Trzymajcie kciuki.
karlsdatter
18 marca 2023, 17:10Przesąd z drabiną wziął się ze świętego symbolu trójkąta, którego nie można zakłócić (starożytny Egipt), albo od trójcy świętej (drabina oparta o ścianę tworzy trójkąt). Kojarzono ją też z katem. W jakiejś kulturze na głowie siedzą opiekuńcze duszki, które można strącić przechodząc pod nią. Pochodzenie przesądów jest bardzo ciekawe, ja nie wierzę w żaden. Stawiam je na równi z facetem na krzyżu, który odkupił moje grzechy i z wiarą, że odrodzę się jako wiewiórka lub gwiazda rocka.
PACZEK100
18 marca 2023, 12:32Raczej nie jestem przesadna, ale czasami są jakieś rzeczy które właśnie w rodzinie od lat gdzieś tkwią w naszej podświadomości. Łapanie się za guzik jak się widzi kominiarza itd. Powodzenia z różami oby się udało:)
Kaliaaaaa
18 marca 2023, 07:19Ja nie jestem przesadna, choć chyba część tych opowieści we mnie tkwi(jak powiedzonka rodzinne) Choć u mnie za dużo ich nie bylo- przypomina mi się to o niestawianiu torebki na podłodze(bo pieniądze uciekną:) i o kaktusach które przyciągają staropanieństwo... W sumie wychowałam sie w małym miasteczku, rodzice pochodzili z miasta - może dlatego raczej nie używało się tych związanych z przyrodą...moja babcia coś tam o zimnej Zośce wspominała ale nawet nie pamiętam o co chodziło. Ja wiem czy w Twoim tygodniu niemal nic się nie działo - powiedziałabym po lekturze że sporo przygód miałaś:) no u fajna wystawę widziałaś .. ale to mój punkt widzenia:) Trik z ziemniakiem? Miłego weekendu
Babok.Kukurydz!anka
18 marca 2023, 07:27To chyba przez ten brak ćwiczeń i biegania ma wrażenie że ten czas trochę stracony. Ale codziennie miałam wielkie "starczy mi". Zimna zośka to coś było z przepowiadaniem pogody. Ze po zoffi nie będzie już przymrozków? Za to od świętej Anki chłodne wieczory i ranki. Bo kończą się letnie ciepłe noce. O torebce na podłodze to myślę bardziej w kontekście "neee... I tak kasy nie mam I się mnie nie trzyma". 😇