Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
środa

Dziś Krzysiek jedzie do miasta. Ma wykupić leki i opłacić rachunki. Chcę by mi kupił Ashwagandhe. Ostatnio też miał kupić, ale w aptece dali mu zamiast niej aspargin i wziął. Powiedziałam mu co o nim myślę, ale on się tym nie przejmuje albo przejmowanie się ukrywa.

Znalazam dla siebie torebkę ze skory. Kosztuje tylko niecałe 150 zł. Cena jak za skórę ekologiczną. Chyba kupię, bo do skorkowych butow pasuje skorkowa torebka. Jest fajna, pojemna i nie dostrzegłam logo. To dla mnie atut. Niby nie uznaję skóry naturalnej, ale muszę zaakceptować to, że skóra jest bardziej elegancka od ekoskóry. Muszę mieć bardziej elegancką alternatywę.

Zima, ale nie trzaskajace mrozy i w co nie palimy. Nie ma kto węgla nosić i patyków rąbać. Krzysiek sie broni, a ja z moim kręgoslupem ciężarów nosić nie mogę. Czasem przynoszę po 3/4 wiaderka węgla, ale rzadko. W sypalni mam bez opalania 12 stopni i zwykle mi tyle wystarczalo, ale ostatnio mi zimno. Nie wiem czemu. Nie mam piżamy z długim rękawem i moze dlatego. Śpię w spodniach flanelowych i podkoszulce, a jeszcze niedawno sypiałam nago. Widocznie na starość robie się bardziej wymagająca, cieplolubna. Nic nie pomaga podgrzewanie grzejnikiem, bo marznę w nocy. Wczoraj wstałam i założyłam koszulę flanelową. Chyba trzeba kupić odpowiednią piżamę, bo i co by nie pomogło. Temperatura by spadła, a ja bym się pewnie obudziła zmarznieta. Na sypialnię nie ma dobrego rozwiązania. Nawet piec akumulacyjny by nie pomogł, bo w dzień by było ciepło, a w nocy już nie. Ja teraz bym chciała 15-16 stopni mieć. Dumam jak to osiągnąć. Na razie myślę o ociepleniu ostatniej ściany. Ma pol metra i jest z cegieł, ale widocznie to za mało. Problem jest taki, że by trzeba postawić rusztowanie na drodze dojazdowej do domów sasiadow, a oni maja samochody.

Miałam zrzucić w styczniu tyle kilogramów, by  uzyskać wynik 84 kg i niestety chyba sie to nie uda. Trochę braknie. W lutym liczę tylko na 2 kg, bo będą pewnie spadki 0,5 kg na tydzień. Tak samo w marcu. O ile dobrze pójdzie. Chyba do świąt nie uda sie zejść do nadwagi. Wstyd... Krzysiek mi każe kończyć dietę, bo są jeszcze dwa worki kartofli do zjedzenia :). Ja nie planuję do większej ilości węglowodanów wrócić w tym roku. Gdy skończę dietę. Zrobię wychodzenie, ale normalnie nie będę ich jadła więcej niż 50-70 g dziennie. No czasem 100 i grama więcej. Drugi etap diety od września i moze znowu 4-6 kg. Już do 6 kromek chleba dziennie nie wrócę. To nie ma sensu. Tylko czym zastąpić węglowodany? Tłuszczu nie mogę, mięso normalnie bardzo ograniczam. Pozostaną strączkowe, jajka i ryby... Ryby jadam. Niby też mi ich szkoda, bo to istoty zywe, czujace i nie chciałabym im życia zabierać, ale coś jeść przecież muszę. Z samych warzyw 1200 kalorii nie uzyskam, bo musiałabym zjeść tonę, a ja duzo jeść nie lubię.

Wczoraj dzwonił kolega Sebastiana. Pogadaliśmy chwilę i przyjedzie po stary piec. Bez Sebastiana. Telefonu mu już nie da. Z drugim kolegą tez byłam w kontakcie i też mu raczej telefonu już nie da.

Ciuchy na elegancka okazję przyszly. Brakuje torebki...