Dziś tłusty czwartek. Będzie pączek, ale jeden. Kupny, bo piec nie potrafię. Potrafię za to piec faworki i nie wiem czy sie nie skuszę na małą ilość. U mnie w domu były tego typu wypieki, ale przepisy gdzieś zaginęły. Są, ale za dużo przepisów mam do przejrzenia, żeby znaleźć. Ponoć są pączki pieczone. Pomyślę o tym w przyszłym roku.
W tym tygodniu Krzysiek w mieście na zakupach nie był. Wyjadam resztki, a mama głoduje, bo kotletów jej nie usmażyłam. Ma mięso - piersi drobiowe, ale nie chce jej się nic robić i nie robi. Zakupy dopiero we wtorek chyba. Moze już będę po diecie. Dziś powinno być mniej jedzenia, ale jest więcej, bo chcę tłusty czwartek przeżyć normalnie. Aż taką desperatka nie jestem, zeby się wszystkiego wyrżec, a tradycja w tym przypadku jest dla mnie bardzo ważna.
Podejrzewam, ze mam problem z kompulsywnym objadaniem się z tym, ze ja nie jem wszystkiego jak leci, a tylko to co lubię. Zdarza mi się to teraz częściej, bo pewnie ma na to wpływ niskokaoryczna dieta i stresy związane z Adrianem. Ostatnio to były pierniczki w czekoladzie jakieś 1000 kalorii ponad normę, ptasie mleczko tez około tyle i pieczywo z dżemem. Też dużo. Razem,za kązdym razem to było mniej więcej tyle kaorii ile mi pokazują kalkuatory jako CPM. Niestety waga natychmiast wzrastała i to dużo, bo metabolizm mam jaki mam. Już jako 20 latka jadałam góra dwa posilki dziennie i około 1300 kaorii. Jem mało, bo nie chudnę, a tyję, a psychika chce więcej. Czasami, tak raz na 10 dni, raz w tygodniu. To błędne koło. Ostatnio co zrzucę to nabieram i tak się waha... Nie zdecyduję się na naprawę metabolizmu w tym momencie i nie bardzo w takie naprawy wierzę... Najpierw muszę zrzucić do wagi w normie. Na razie waga spada, ale ostro muszę walczyć. Trochę mnie to męczy. Nie wiem czy psychodietetyk pomoze, bo chyba mi każe jeść więcej, a to niemożliwe. Zajadam stresy i zdenerwowanie. Depresji nie mam i lekow brać nie chcę. Absolutnie nie wprowadzę więcej ruchu.
Wreszcie nauczyłam się robić sobie paznokcie. Teraz obcinam prosto, a później piłuję. Już nie mam migdalka. Proste są latwiejsze do ogarnięcia. Kilka lakierów, które ostatnio kupiłam, wyrzucilam do śmieci, bo były nietrwałe. Nie mam zamiaru co dwa dni malować.
Pikuś ma świeżbowca usznego. Mam oridermyl, ale trzeba było użyć przemocy w postaci kagańca, bo warczał i kłapał zębami. Tak się wściekł, że az później ziajał. Teraz robię też kurację Kajtkowi, Filusiowi na jedno ucho i Józkowi, bo im ciągle wraca. Muszę kupić nowy, a teraz probem z dojazdem do przychodni. Mogę tylko taksowka, a jest objazd i będzie jeszcze okolo roku.
magda-48
11 lutego 2021, 18:07dopóki nie zaczniesz jeśc normalnie, to kompulsy będa coraz częściej. Organizm domaga sie wiecej kalorii, bo jest zagłodzony, a Ty zamiast mu dostarczyc odpowiednie makra, to ładujesz sam cukier, stąd tycie
araksol
11 lutego 2021, 20:49nie sądzę by to bya prawda...Jem gora 1300 kalorii od prawie 40 lat a kompulsy wcale częstsze nie są. Skąd niby ten sam cukier? Ja slodkiego prawie nie jem na codzień, ale tradycji przestrzegam i będę to robić dalej.
aska1277
11 lutego 2021, 17:28Ja pamiętam jak Mama piekła pączki, faworki całe miski.... i się jadło, obdzielało sąsiadów ;) A teraz to wszystko zanika. To były fajne czasy :)
araksol
11 lutego 2021, 20:50u mnie nie zanika. Ja i o pączkach pomyśllę.. Dziś byly faworki. Wszyscyy jediśmy. Pączki też byłly dla wszystkich...
luise
11 lutego 2021, 15:20ogarnięcia w diecie życzę i stabilizacji wagowej, dobrze, że świętujesz. Ja ostatnio cholerka bardzo zajadam stres i znów rosnę... cholera nie potrafie nad tym zapanować, to takie dołujące. pozdrawiam
araksol
11 lutego 2021, 16:34też mi się to zdarza..Myśę o psychodietetyku. Mam kontakt...