Witam,
okazuje się, że chudnięcie nie jest takie proste. Zamiast spalać - przybieram kilogramy...ehhh. A tu wciąż to 5 kg do stracenia. Taaa.... Niby do końca listopada jeszcze daleko, lecz jak się patrzy z perspektywy kolejnego tygodnia, w którym zamiast zrzucać przybieram to ten cel się oddala. Niestety to tylko i wyłącznie moja wina. Jest coś teraz we mnie co blokuje mi możliwość zaangażowania się w odchudzanie. Z jednej strony chce tego z drugiej jednak podjadam. Więc jak to jest naprawdę? Nie mam niestety dość mocnej motywacji! Ale jak to jest możliwe? :O Czy zbliżający się nieuchronnie moment, w którym będę tyć i tyć i skończę jako idealna kula, nie jest wystarczającą motywacją? Chce być chuda! (Albo chociaż może chudsza niż jestem teraz) Ale chyba nie tak bardzo jak mi się wydaje...Chcę móc być dumna z mojego wyglądu i znowu odczuwać ten rodzaj przeszywającej pewności siebie, i tego że jestem ładna. Nawet jak ważyłam 80 kg miałam to uczucie. Czułam się ładna i silna. Pewna siebie. Teraz też czasami to czuję, ale gdzieś w głębi zakamarków mojej głowy cichy szept podpowiada mi nikczemnie "Nie powinnaś". I ma rację, więc się nie czuję i smucę.
Co robić? Jak się obudzić? Wiem, że jest to konieczne, nie da się tego obejść. Potrzeba dużo cierpliwości, by czekać na efekty. Lecz jak się przekonać do tego? Jak zrobić ten krok i w sumie jaki, by lawina ruszyła? Bo robię codziennie jedzenie, zdrowe z Vitalii. Chodzę dwa razy w tygodniu na zajęcia z trenerem osobistym. Staram się jeździć na rowerze. Więc jak mam to ruszyć? Co jeszcze robić? Jak robić? Eh...mam dzisiaj uczucie niemocy. Takie przeszywające dość mocno. Pytam i pytam, lecz naprawdę w tej właśnie chwili, pisząc to wszystko nie znam odpowiedzi na te pytania.
To tak na koniec, żeby rozjaśnić trochę sytuację i zrobić taki solidny rozrachunek:
- Dieta - jest + podjadanie czasami czegoś (lipa straszna, powiedzcie jak się tego pozbyć?!)
- Woda - zdecydowanie za mało! (rozwiązanie - aplikacja na tel przypominająca mi o piciu. Zobaczymy jak zadziała)
- Cola...... - niestety jeszcze jest (Jestem totalnie i niepodważalnie uzależniona. Czytam właśnie o tym jak zamienić ten nawyk na inny...bo przestać nie umiem. Więc czytam fachową literaturę. Ludzie wychodzą z uzależnień, więc czemu miałoby mi się nie udać? Chociaż z drugiej strony jestem uzależniona też od tycia ^^ Więc....)
- Trening - jest! (na razie 2 razy w tygodniu z trenerem + czasami rower po 18 km dziennie, jak jadę do pracy i z powrotem. Wciąż nie wdrożyłam ćwiczeń Vitalii - nie chce mi się...strasznie smutne, ale chce być szczera przed sobą i przed wami)
No i tak sobie trwam w tym moim życiu i tyciu. Jak macie jakieś rady, to będę wdzięczna. Na dziś koniec :)
Pozdrawiam Was Wojowniczki i Wojownicy!