Dospac nie moglam z wrazenia chyba ze swieta juz za mna. 6 30 pobudka. Sniadanie wielkanocne - czesc druga/ przedostatnia juz za mna.
Poki co siedze nad norweskim dopijajac sok i mysle czy isc na spacer. Wczorajszy dzien przebimblowalam na lozku wiec dzis trzeba by to nadrobic. Popoludniu wycieczka do szpitala wiec wtedy juz tylko dobije kroki... wyzwanie tez czeka w kolejce. Na razie doladuje zegarek i jeszcze pomysle gdzie by mozna isc..
***
Plan wykonany i wyjezdzone 14km w takiej pizgawicy ze myslalam ze mi leb urwie. Mimo rekawiczek, czapki i kurtki wiosennej. Na termometrze byly 2 stopnie. I w jedna strone - caly czas pod wiatr! Masakra! Jak dojechalam na plaze zaczal padac snieg ale po chwili sie przejasnilo i zrobilo sie pieknie.
Przypielam rower i polazilam po okolicy. Biegaly tlumy. Brak kaca po swietach? Mi spacer wystarczyl, tym bardziej ze bylo stromo wiec wlasciwie bardziej hiking niz lazenie po plaskim.
Powrot do domu, na szczescie juz z wiatrem nie caly czas w twarz wiec duzo lepiej sie jechalo. Pranie sie kreci, obiad siedzi w piekarniku i kolejne wyzwanie Moniki zrobione. Jeszcze nie ma 14stej a ja czuje ze dzien zlecial juz caly. Wystarczylo sie ruszyc i dobrze ubrac. Miec motywacje. Nie ma zlej pogody na ruch;)
eszaa
5 kwietnia 2021, 14:51masz racje, nie ma złej pogody na ruch. Tylko jak przezwyciężyć lenistwo? :)