Mimo ze dzis sobota, wstalam juz przed 9. Sniadanie i dzida na silke. Plan byl prosty - cwiczenia ze sztanga. Problem w tym ze w sob SATS przezywa prawdziwe oblezenie. I czego by sie nie chwycic, w ktory kat nie pojsc, zawsze ktos tam juz jest lub jest tuz obok. Wiec poszlam powioslowac.. po 30min mialam dosc, zwolnilo sie lustro wiec raz dwa, i bylam tam ja;)
Bez sztangi, ale z ciezarkami, wiec wypady i przysiady na nogi zrobione. Kilka cwiczen na barki i klate tez. Krotko, intensywnie. I na temat. Relaxik w saunie zaliczony. Wychodzac spojrzalam na zegarek - zeykle o tej porze dopiero przychodze na silke w weekend. A tu prosze, juz po. Tak wiec w tym tygodniu 4 wyjscia na silke wpadly. Jest motywacja.
Zeby tej motywacji starczylo na ostatni dzien pracy... jutro niedziela, wiec w koncu nie nastawie budzika i odespie zakwasy.
Milego weekendu!
Ps. A wieczorami takie widoki ciesza oko!
Fetuszek
9 lutego 2019, 16:10Wooow ile śniegu <3
paulavita
9 lutego 2019, 15:02Super! Ach, sama bym poszła na siłownie, tęsknie za tym miejscem :) Miłego weekendu i odpoczynku :)