Chudnę, jest mnie trochę mniej niż na pasku, ale zmienię go dopiero w sobotę. 5 tydzień i wiadomo, że teraz wchodzą w grę małe spadki, nie takie jak w pierwszym tygodniu. Ale mega cieszą!!
Wczoraj zrobiłam walentynkowy obiad: zupę tajską na mleku kokosowym i deser z chia i musem z jagód i malinami. Pychota!
Były też wczoraj biegówki. cudnie na dworze, więc trzeba było skorzystać z tak pięknej zimy i śniegu! A przedwczoraj godzinkę tenisa zaliczyłam. Szło mi kiepsko, dekoncentracja zupełna. Ale ważne, ze się poruszałam. A! i przyłączyłam się do wyzwania 1000 brzuszków do końca lutego. Wywiązuję się i zamierzam te 1000 zrobić. A co! Zamówiłam sobie krem z kolagenem i też zamierzam go suplementować - jest w saszetkach. I stawy się ucieszą i buzia i szyja😀
A tak to w ogóle miałam walentynkowe przemyślenia, czy istnieje prawdziwa miłość..
Wiem, że taki misz masz ten post.. ale to cała ja🤪
Buziaki😍