Pierwszy tydzień za mną, po pierwszym ważeniu. Wnioski - całkiem nieźle ale w jakąś euforię nie wpadam. Czy to znak złego nastawienia do diety? Chyba nie, po prostu zły nastrój ostatnio, spowodowany różnymi życiowymi zawirowaniami. Pogoda za oknem też nie rozpieszcza. W Polsce zaczęły się już wakacje, a u nas miesiąc musimy poczekać. Póki słońca nie ma w niczym mi to nie przeszkadza :-)
Dziewczynki moje też nad tym nie ubolewają, w przedszkolu i szkole fajna zabawa i to dla nich głównie się liczy.
Co do samej diety to przede mną próby - dzisiaj pół dni spędzamy na festynie u córki w szkole, co za tym idzie ominie mnie pora obiadowa, a na festynie pyszności zapewne będą. Jutro z kolei festyn w przedszkou u drugiej i analogiczna sytuacja, a po festynie urodziny dla rodziny młodszej córeczki. No ale trzeba nauczyć się kręcić głową w lewo i w prawo powtarzając słowo Nie, dziękuję :D
Tak więc do boju po następne kilosy!