Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

To blog pomocniczy konta Agujan tj. miejsce gdzie wrzucam TYLKO przepisy, wegetariańskie ....i coś tam z rybnych też :) i tylko do tego "wrzucania" ogranicza się moja aktywność na tym koncie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26824
Komentarzy: 102
Założony: 28 lutego 2012
Ostatni wpis: 13 czerwca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
AguJE

kobieta, 48 lat, Leszno

171 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

23 kwietnia 2014 , Skomentuj

Powrót do normy po poświątecznej rozpuście zaczęłam o poranku szklanką zielonego.
Dobrze znów być na "diecie"
Przepis na blogu  KLIK  ale póki co wrzucam jeszcze i tutaj.

Zostałam poproszona o przepis na zielony koktajl, zasiadłam do pisania ale uświadomiłam sobie, że nic poza opowiadaniem "na temat", podać nie mogę bo ... prawie nigdy nie powtarzam receptury tylko zwyczajnie "czyszczę lodówkę" luk kosz z owocami.

Czasem wystarczą dwa, trzy składniki a czasem zbiera się tego cała lista.
Ostatnio szpinak lub pokrzywa (polecam bo akurat teraz jej młode listki smakują najlepiej) są bazą każdego mojego koktajlu, ale lubię też te zimowe - z rukoli czy jarmużu.
Mamy zieloną bazę, a dalej to już gdzie kogo fantazja poniesie - czasem wychodzą bardziej warzywne, czasem mocno owocowe.

Jak chcemy lekki i świeży napój, to pyszne będzie jabłko, ogórek, melon i sok z pomarańczy, grejpfruta czy cytryny. Jak kremowy w ramach pełnoprawnego śniadania to idealnie sprawdzi się awokado, mleko kokosowe czy migdałowe, ananas, mango czy banan.


Ja dziś na śniadanie piłam ten ze zdjęcia czyli gęsty, kremowy z:
- połowy dojrzałego awokado,
- połowy przejrzałego banana
- garści młodych liści pokrzyw,
- kawałka selera naciowego,
- kilku liści sałaty
- 1 kiwi,
-  mleka kokosowego (równie dobrze sprawdzi się każde inne roślinne),
- odrobiny mielonego siemienia lnianego i zmielonych migdałów.

Miksujemy i od razu pijemy bo większość z nich z czasem rozwarstwia się nieładnie i traci kolor.
Tym, którzy nie próbowali polecam eksperymentować najpierw ze smakami bezpieczniejszymi ( i nie tylko zielonymi), a szaleństwo samo ich w pewnym momencie poniesie :)

Wszystkie koktajle będą idealne na poświąteczny, przeciążony żołądek... mój był mi dzisiaj bardzo wdzięczny :)

12 kwietnia 2014 , Skomentuj

Ta wersja pasztetu króluje u nas zazwyczaj w okresie świąt Wielkanocnych. Z prozaicznego powodu - idealnie komponuje się z domowym sosem tatarskim. Dzięki dodatkowi cukinii i pieczarek jest wilgotny i kremowy. Nie wybija się żadną nadmiernie szaloną nutą, gra rolę bazy, do której świetnie pasuje zarówno chrzan, sos musztardowy czy ćwikła, ale (co ważne) nie można o nim powiedzieć, że jest nudny.

Ale zanim przejdę do konkretów, pobajdurzę jeszcze chwilę na temat własnych w tym temacie świrów, bo z pasztetem (każdym) mam zawsze pewien problem.
Wersji lubię wiele - te wyraźnie kojarzone z konkretną okazją czy porą roku (np z grzybami leśnymi czy śliwką), aromatyczne warzywne (np dyniowy z orzechami i rozmarynem), te bardziej wymyślne i te najprostsze. Wszystkie je jednak łączy jedno - moja niechęć do zbożowych dodatków w postaci płatków owsianych czy jęczmiennych, kasz, mąk, o tartych bułach nie wspominając... Jakoś idea jedzenia zboża z chlebem do mnie nie przemawia.
A że jeść go lubię najbardziej w formie grubego plastra polanego sosem jogurtowym zagryzanego kromką domowego razowca, odpuszczam zazwyczaj kolejne zbożowe dodatki... choć istnieje niebezpieczeństwo, że będzie się delikatnie kruszył.
Każdy ma swoje bziki :)

PRZEPIS WSTAWIŁAM NA BLOGA (KLIK) ALE PÓKI CO TU TEŻ :)

Składniki:

  • 400gr suchej fasoli,
  • ok. 2 szklanki cukinii startej na grubych oczkach,
  • ok. 1/2 szklanki pokrojonych pieczarek,
  • ok. pół kubka startego selera,
  • 2 cebule,
  • 2 ząbki czosnku,
  • 2 łyżki zmielonego siemienia lnianego,
  • 2 łyżki zmielonego słonecznika,
  • 1- jajka,
  • 1 i 1/2 czubatej łyżeczki majeranku,
  • 1/4 łyżeczki tymianku,
  • 3-4 ziarenka jałowca (roztarte w moździerzu),
  • 1/4 łyżeczki kminku (roztarte w moździerzu),
  • sól,
  • pieprz,
  • olej do smażenia (np rzepakowy),
  • 2 łyżki masła (niekoniecznie)
  • czarnuszka do posypania wierzchu (niekoniecznie)

Jak ktoś lubi to oczywiście jeszcze np zmielone płatki owsiane czy jęczmienne (3-4 łyżki) :)

Przygotowanie:

Fasolę moczymy przez noc, odlewamy wodę (może posłużyć do podlania kwiatów) zalewamy świeżą i gotujemy na wolnym ogniu, w nieosolone wodzie.
Cukinię ścieramy na grubej tarce, pieczarki obieramy i siekamy na plastry.
Cebulę siekamy i podsmażamy na oleju, dodajemy pieczarki, cukinię, seler i roztarte w moździerzu jałowiec i kminek, podsmażamy aż warzywa zmiękną i odparuje płyn.
Dodajemy czosnek, przesmażamy jeszcze chwilę i dodajemy resztę przypraw.
Ugotowaną fasolę odcedzamy i miksujemy na gładko, dodajemy warzywa, i jeśli chcemy masło, miksujemy jeszcze chwilę (niezmiksowane kawałki dodadzą mu tylko atrakcyjności :)
Doprawiamy tymiankiem, majerankiem, dodajemy siemię lniane, słonecznik, pieprzymy i solimy do smaku.
Jak chcemy dodajemy jeszcze zagęszczacz w postaci płatków czy mąki.
Wbijamy jajko, mieszamy, posypujemy czarnuszką i wylewamy masę do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia.
Pieczemy 40-50 minut w 180-190 stopniach.

Wyciągamy z formy i kroimy dopiero dobrze przestudzony pasztet.


8 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Wstawiam przepis na ciasto orzechowo daktylowe typu raw, które mnie ostatnio zachwyciło (jeśli użyjemy kakao zamiast gorzkiej czekolady będzie cakowicie bez cukru). Może z powodzeniem zastąpić maślano cukrowe mazurki świąteczne. 

Informuję też zainteresowanych że póki co pewnie chwilę jeszcze będę wstawiała przepisy tu ale z racji że zdecydowałam się jednak na blog (prościej) to z czasem usunę to konto żeby nie dokładać sobie pracy.

blog można już zobaczyć klikając TU


Składniki potrzebne na spód:

1/2 kubka orzechów laskowych
 1/2 kubka orzechów włoskich 
 1/2 kubka migdałów
1/2 kubka daktyli bez pestek
 2 łyżki kakao lub pół tabliczki dobrej gorzkiej czekolady
szczypta soli

Składniki potrzebne na krem:
1 i 1/2 kubka orzechów nerkowca
2/3 kubka daktyli
3 łyżki soku z buraczka (jeśli chcemy różową wersję)
1 łyżka soku z cytryny (potrzebna dla utrzymania i wzmocnienia barwy)
1/4 kubka migdałów

Przygotowanie:
Nerkowce zalewamy zimną wodą i moczymy przez noc lub 8-10 h. Dopiero po tym czasie bierzemy się za przygotowanie reszty.
Daktyle (obie porcje) zalewamy wodą (wystarczy 15 min), orzechy potrzebne na spód mielimy w młynku. Odsączone daktyle (tylko porcja potrzebna na spód) rozdrabniamy blenderem i łączymy ze zmielonymi orzechami, kakao (lub roztopioną w kąpieli wodnej gorzką czekoladą) i odrobiną soli.
Zagniatamy by uzyskać gęstą ale jednolitą masę, wylepiamy nią dno wyłożonej papierem do pieczenia, okrągłej formy, wygładzamy i wstawiamy do zamrażalnika.


Nerkowce i pozostałe daktyle odsączamy z wody i miksujemy blenderem na gładko. Wody z daktyli nie wylewamy - 4-6 łyżek może się przydać do rozrzedzenia i dosłodzenia masy. Krem ma mieć jednolitą kremowo-mazistą konsystencję (stężeje w lodówce).
Do masy dodajemy zmielone migdały oraz sok z buraków i cytryny dla nadania kremowi różowej barwy.
Masę wykładamy na zmrożony spód, wygładzamy i wstawiamy ponownie do zamrażalnika na min 2 godziny.
Na 30-60 min przed podaniem przekładamy formę z zamrażalnika do lodówki.

Przed samym wyłożeniem na stół ozdabiamy, np posypując wiórkami gorzkiej czekolady, figami czy pestkami granatu.
Smacznego :)

 

29 marca 2014 , Komentarze (4)

Emma pytała jak robiłam krem z awokado więc Wam o nim pobajdurzę :)

Robiłam go kilkakrotnie z różnymi dodatkami bo inspiracji w necie jest zatrzęsienie, słodzone cukrem, stewią, miodem. Próbowałam robić go z:
- z bananami - nie przypadł mi do gustu bo jeśli banan jest tylko mocno dojrzały a nie przejrzały w połączeniu z awokado zostawia lekko roślinną nutę i … średnio się przechowuje więc trzeba kremu zrobić tylko tyle ile potrzeba na raz
-  karobem – moi młodzi nie przepadają wiec za dużo było dla mnie :/

Najbardziej lubię dwie:

wersje „klasyczną”
- jedno bardzo dojrzałe awokado
- dwie łyżki kakao (ilość zależna od tego czy chcemy bardziej „mleczno czekoladowy” czy „gorzko czekoladowy”)
-  2 -3 wcześniej namoczone daktyle lub dwie łyżki miodu
- odrobina mleka (roślinnego np. migdałowego czy owsianego) można też użyć oczywiście zwykłej śmietany - tak czy siak odrobinę płynu do uzyskania pożądanej konsystencji 

Ten świetnie się nadaje na deser typu budyń (wychodzi jedwabiście gładki) dodawałam go też chłopakom czy dzieciakom znajomym jako krem czekoladowy do lodów :)

 i wersję "nutellową"
- jedno bardzo dojrzałe awokado
- garść orzechów laskowych lub pół na pół laskowych i nerkowców
- dwie łyżki kakao (ilość zależna od tego czy chcemy bardziej „mleczno czekoladowy” czy „gorzko czekoladowy”)
- 2 -3 wcześniej namoczone daktyle (kilka godzin lub noc) lub dwie łyżki miodu
- odrobina mleka (roślinnego np. migdałowego czy owsianego) można też użyć oczywiście zwykłej śmietany - tak czy siak odrobinę płynu do uzyskania pożądanej konsystencji 

Ten robię częściej bo wolę by chłopaki jadły jak najwięcej orzechów :)
 Zazwyczaj robię na tyle gęsty (mniej mleka tj tylko tyle żeby nie zajechać blendera) tak żeby łatwiej go było jeść z ciastkami czy chlebem jak nutellę bo młodzi tak właśnie jedzą. 
Ja nie przepadam z chlebem na słodko więc jem sam, jako deser :)

Dziś rano robiłam wersję drugą - ze zmielonymi orzechami laskowymi, daktylami i z dodatkiem stewii samodzielnie aromatyzowanej wanilią . Ci co nie przepadają za smakiem stewii nie mają się co bać - w zestawieniu z kakao i daktylami jej smaku naprawdę nie czuć.
Ja nie przejmuję się tym czy orzechy są zmielone na pył czy nie bo lubię je czuć na języku (widać po konsystencji na focie)  ale oczywiście to kwestia gustu ;)
Jedyna ważna rzeczy to bardzo dojrzałe awokado (twardawe ma bardziej roślinny posmak i nie jest tak jedwabiście kremowe w konsystencji).
Do zrobienia wszystkie wersje są banalnie proste - blenderujemy dojrzałe awokado z cała resztą (orzechy też, jeśli mamy dobry blender, a jeśli nie bardzo, to wcześniej mielimy je w młynku elektrycznym).

Można oczywiście w zależności od okazji dodać wiórków kokosowych rumu, cynamonu czy kombinować z innymi orzechami /migdałami.

Polecam nawet tym, którzy nie lubią awokado bo naprawdę deser nie ma z nim w smaku nic wspólnego - mój młodszy syn nie przepada za awokado i normalnie go nie je a krem lubi bardzo.

28 marca 2014 , Komentarze (2)

Ostatnio łaził za mną wege smalec w roli wspomagacza wspomnień. 
Robiłam kilkakrotnie, taki z fasoli, z duszonej kapusty pekińskiej i tłuszczu kokosowego, taki z samego tłuszczu kokosowego (no poza oczywistą cebulką i resztą) i najróżniejsze wersje ale albo smak nie ten albo poczucie bezsensu - na cholerę mi tyle tłuszczu w smarowidle do chleba i na cholerę mi jeść tyle chleba :))))))

Wczoraj robiłam chłopakom na kolację sałatkę ale ugotowałam za dużo fasoli i z szklanki, która mi została zrobiłam pastę fasolową... z nutą smalcu. Strzał w dziesiątkę.

Mało tłusta, białkowa, w smaku to o co chodziło -  ja i chłopcy zachwyceni. Wszystko za sprawą sezamu. Uwielbiam gomasio ale dopiero wczoraj wpadłam na to, że ono mi trochę smalcem zajeżdża - wiem że to ryzykowna teza dla mięsożerców ale zważając na to, że ja pewnie nie za bardzo już pamiętam prawdziwy smalec, łatwo przyjąć że mi zajeżdża :))))))))

Polecam bardzo, tłuszczu w nim niewiele i dobry jedzony też jako dip (ja dziś wpieprzyłam sporo wydłubując selerem naciowym i papryką :)

Fasolowe smarowidło a'la smalec

1,5 szklanki ugotowanej białej fasoli
2 średnie cebule
pół dużego jabłka
łyżka majeranku
1-2 łyżki podprażonego sezamu
1-2 ząbków czosnku
2-3 ziarna jałowca
sól, pieprz
dobry olej do smażenia (np. rzepakowy)

Cebulę i jabłko kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na dobrym oleju (tylko tyle ile konieczne do smażenia, cebula nie musi pływać w tłuszczu.  Dodajemy jałowiec i majeranek. Smażymy wolno by cebula i jabłko zmiękły ale też ładnie się przyrumieniły. Pod koniec dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek i jeszcze chwilę podsmażamy. W czasie kiedy cebulka się smaży miksujemy fasolę na gładką pastę (w razie potrzeby można dodać odrobinę wody w której gotowała się fasola). 
Mieszamy fasolę z cebulą (przed połączeniem wybieramy kulki jałowca) dodajemy sól (sporo) pieprz i łyżkę podprażonego na suchej patelni sezamu. Pasta nie wymaga ponownego miksowania.
Można jeść od razu bo konsystencja na to pozwala ale następnego dnia jest równie dobry.
Jemy jak klasyczny smalec – na razowym chlebie, posypany prażonym sezamem i sola (lub gotowym gomasio)

20 lutego 2014 , Komentarze (2)

Pytały o hummus ale przepisu dokładnego podać nie umiem bo robię na oko (chyba ze następnym razem pomierzę poważę i uzupełnię) ale mogę poopowiadać :)
Jak już mówiłam Insolowej, ja najbardziej lubię taki jeszcze ciepły - blenderowany z świeżo ugotowanej ciepłej cieciorki i nie z tahini a z własnoręcznie uprażonego sezamu i mielonego w młynku ( u mnie pewnie proporcje mniej więcej takie że na 2 szklanki ugotowanej cieciorki garść sezamu). Do tego sól, pieprz, chili czosnek i ciut oliwy (cieciorkę blenderuję z wodą w której się gotowała więc oliwy naprawdę może być tylko ciut ciut. Za to na talerzu już w trakcie jedzenia lubię oliwą polać bo wtedy miło przeplatają mi się smaki :) Taki świeżo robiony mi smakuje najbardziej a dzień po to już moim zdaniem nie to samo :/
Pewnie ile ludzi tyle hummusów i można by się kłócić godzinami czy z cytryną (ja latem lubię z cytryną :) czy bez ,czy z większą il czosnku czy z mniejszą itd itp. Jedno jest pewne -ważne żeby cieciorka była naprawdę miękka (ja moczę minimum 10h i gotuję cierpliwie aż będzie idealna) i bardzo dobrze zblenderowana na gładziutko :)
Tu macie wersję z jadłonomii KLIK  - klasyczną czyli z zimną wodą (bo wtedy kremowy bardziej) i gotowany z sodą (?) (nie próbowałam)

5 lutego 2014 , Komentarze (2)

Tym razem zimowa/pożywna

Szklanka czerwonej soczewicy
1-2 marchewki
1-2 pietruszki
2-3 ziemniaki
2 pory
papryczka chili
100 ml mleka kokosowego
bulion
łyżeczka startego imbiru
łyżeczka kurkumy
sół pieprz
natka pietruszki lub kolendry do posypania

Gotujemy, miksujemy (całość lub część) i jemy skropioną oliwą z oliwek :)

22 października 2013 , Komentarze (5)

Czasem inspiracją jest sama lodówka :) Dziś znalazłam w mojej pieczonego buraka (piekłam je dwa dni temu do obiadu i jeden został). Pomyślałam o carpaccio ale fety nie było ani innego sera który by się nadała więc zajrzałam do kosza z owocami i wyszła pyszna, prosta sałatka. Zjadłam ją z tostem z razowca, posmarowanym rukolowym pesto.... piejąc z zachwytu :)

- burak (pieczony albo gotowany w łupinie) pokrojony w plastry lub pół plastry 
- nektaryna pokrojona w plastry tj dość cienkie półksiężyce
- pestki dyni lub orzechy włoskie
- rukola  lub sałata
- oliwa z oliwek

Myślę że z fetą albo po prostu sosem jogurtowym (np czosnkowym) też będzie pyszna :)

20 września 2013 , Komentarze (3)

Jestem świeżo po i umieram z zachwytu więc się dzielę :)
Upiekłam dziś kawałek hokaido z zamiarem zrobienia z niej pasty z fetą ale jakoś tak od zapachu pieczenia naszło mnie żeby coś inaczej zadziałać i wykombinowałam sobie sałatkę. Moje podniebienie pokochało ją od pierwszego kęsa i myślę, że miłośników dyni i łączenia smaków też uwiedzie :)

Dynię hokaido (bez obierania) kroimy w grubą kostkę i mieszamy/nacieramy oliwą z oliwek wymieszaną z ulubionymi przyprawami (u mnie dziś świeży rozmaryn w dużej ilości, czosnek, chili, sól i trochę pieprzu ziołowego ale może być tez kmin kolendra ....co kto lubi do dyni :)
Przypraw może być naprawdę sporo, bo dynia sama w sobie łagodna jest jak wiadomo.
Po upieczeniu (u mnie 200st i termoobieg aż do momentu kiedy będzie przyrumieniona i miękka w środku ale nie rozciapująca) wymieszałam ją z pokruszoną fetą, świeżymi orzechami włoskimi i pokrojoną w paski suszoną śliwką.
Ofkors można jeszcze skropić oliwą ;) octem balsamicznym lub cytryną.

Po raz kolejny stwierdzam ze uwielbiam dynię :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.