instrukcja TU
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 26591 |
Komentarzy: | 102 |
Założony: | 28 lutego 2012 |
Ostatni wpis: | 13 czerwca 2014 |
zielony koktajl z pokrzywą awokado i bananem
Powrót do normy po poświątecznej rozpuście zaczęłam o poranku szklanką zielonego.
Dobrze znów być na "diecie"
Przepis na blogu KLIK ale póki co wrzucam jeszcze i tutaj.
Zostałam poproszona o przepis na zielony koktajl, zasiadłam do pisania ale uświadomiłam sobie, że nic poza opowiadaniem "na temat", podać nie mogę bo ... prawie nigdy nie powtarzam receptury tylko zwyczajnie "czyszczę lodówkę" luk kosz z owocami.
Czasem wystarczą dwa, trzy składniki a czasem zbiera się tego cała lista.
Ostatnio szpinak lub pokrzywa (polecam bo akurat teraz jej młode listki smakują najlepiej) są bazą każdego mojego koktajlu, ale lubię też te zimowe - z rukoli czy jarmużu.
Mamy zieloną bazę, a dalej to już gdzie kogo fantazja poniesie - czasem wychodzą bardziej warzywne, czasem mocno owocowe.
Jak chcemy lekki i świeży napój, to pyszne będzie jabłko, ogórek, melon i sok z pomarańczy, grejpfruta czy cytryny. Jak kremowy w ramach pełnoprawnego śniadania to idealnie sprawdzi się awokado, mleko kokosowe czy migdałowe, ananas, mango czy banan.
Ja dziś na śniadanie piłam ten ze zdjęcia czyli gęsty, kremowy z:
- połowy dojrzałego awokado,
- połowy przejrzałego banana
- garści młodych liści pokrzyw,
- kawałka selera naciowego,
- kilku liści sałaty
- 1 kiwi,
- mleka kokosowego (równie dobrze sprawdzi się każde inne roślinne),
- odrobiny mielonego siemienia lnianego i zmielonych migdałów.
Miksujemy i od razu pijemy bo większość z nich z czasem rozwarstwia się nieładnie i traci kolor.
Tym, którzy nie próbowali polecam eksperymentować najpierw ze smakami bezpieczniejszymi ( i nie tylko zielonymi), a szaleństwo samo ich w pewnym momencie poniesie :)
Wszystkie koktajle będą idealne na poświąteczny, przeciążony żołądek... mój był mi dzisiaj bardzo wdzięczny :)
Pasztet fasolowy z cukinią i pieczarkami.
Ta wersja pasztetu króluje u nas zazwyczaj w okresie świąt Wielkanocnych. Z prozaicznego powodu - idealnie komponuje się z domowym sosem tatarskim. Dzięki dodatkowi cukinii i pieczarek jest wilgotny i kremowy. Nie wybija się żadną nadmiernie szaloną nutą, gra rolę bazy, do której świetnie pasuje zarówno chrzan, sos musztardowy czy ćwikła, ale (co ważne) nie można o nim powiedzieć, że jest nudny.
Ale zanim przejdę do konkretów, pobajdurzę jeszcze chwilę na temat własnych w tym temacie świrów, bo z pasztetem (każdym) mam zawsze pewien problem.
Wersji lubię wiele - te wyraźnie kojarzone z konkretną okazją czy porą roku (np z grzybami leśnymi czy śliwką), aromatyczne warzywne (np dyniowy z orzechami i rozmarynem), te bardziej wymyślne i te najprostsze. Wszystkie je jednak łączy jedno - moja niechęć do zbożowych dodatków w postaci płatków owsianych czy jęczmiennych, kasz, mąk, o tartych bułach nie wspominając... Jakoś idea jedzenia zboża z chlebem do mnie nie przemawia.
A że jeść go lubię najbardziej w formie grubego plastra polanego sosem jogurtowym zagryzanego kromką domowego razowca, odpuszczam zazwyczaj kolejne zbożowe dodatki... choć istnieje niebezpieczeństwo, że będzie się delikatnie kruszył.
Każdy ma swoje bziki :)
PRZEPIS WSTAWIŁAM NA BLOGA (KLIK) ALE PÓKI CO TU TEŻ :)
Składniki:
Jak ktoś lubi to oczywiście jeszcze np zmielone płatki owsiane czy jęczmienne (3-4 łyżki) :)
Przygotowanie:
Fasolę moczymy przez noc, odlewamy wodę (może posłużyć do podlania kwiatów) zalewamy świeżą i gotujemy na wolnym ogniu, w nieosolone wodzie.
Cukinię ścieramy na grubej tarce, pieczarki obieramy i siekamy na plastry.
Cebulę siekamy i podsmażamy na oleju, dodajemy pieczarki, cukinię, seler i roztarte w moździerzu jałowiec i kminek, podsmażamy aż warzywa zmiękną i odparuje płyn.
Dodajemy czosnek, przesmażamy jeszcze chwilę i dodajemy resztę przypraw.
Ugotowaną fasolę odcedzamy i miksujemy na gładko, dodajemy warzywa, i jeśli chcemy masło, miksujemy jeszcze chwilę (niezmiksowane kawałki dodadzą mu tylko atrakcyjności :)
Doprawiamy tymiankiem, majerankiem, dodajemy siemię lniane, słonecznik, pieprzymy i solimy do smaku.
Jak chcemy dodajemy jeszcze zagęszczacz w postaci płatków czy mąki.
Wbijamy jajko, mieszamy, posypujemy czarnuszką i wylewamy masę do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia.
Pieczemy 40-50 minut w 180-190 stopniach.
Wyciągamy z formy i kroimy dopiero dobrze przestudzony pasztet.
Wstawiam przepis na ciasto orzechowo daktylowe typu raw, które mnie ostatnio zachwyciło (jeśli użyjemy kakao zamiast gorzkiej czekolady będzie cakowicie bez cukru). Może z powodzeniem zastąpić maślano cukrowe mazurki świąteczne.
Informuję też zainteresowanych że póki co pewnie chwilę jeszcze będę wstawiała przepisy tu ale z racji że zdecydowałam się jednak na blog (prościej) to z czasem usunę to konto żeby nie dokładać sobie pracy.
blog można już zobaczyć klikając TU
Składniki potrzebne na
spód:
1/2
kubka orzechów laskowych
1/2
kubka orzechów włoskich
1/2
kubka migdałów
1/2
kubka daktyli bez pestek
2
łyżki kakao lub pół tabliczki dobrej gorzkiej czekolady
szczypta
soli
Składniki
potrzebne na krem:
1 i
1/2 kubka orzechów nerkowca
2/3
kubka daktyli
3
łyżki soku z buraczka (jeśli chcemy różową wersję)
1
łyżka soku z cytryny (potrzebna dla utrzymania i wzmocnienia barwy)
1/4
kubka migdałów
Przygotowanie:
Nerkowce zalewamy zimną wodą i moczymy przez noc lub 8-10 h. Dopiero po
tym czasie bierzemy się za przygotowanie reszty.
Daktyle (obie porcje) zalewamy wodą (wystarczy 15 min), orzechy potrzebne na
spód mielimy w młynku. Odsączone daktyle (tylko porcja potrzebna na spód)
rozdrabniamy blenderem i łączymy ze zmielonymi orzechami, kakao (lub roztopioną
w kąpieli wodnej gorzką czekoladą) i odrobiną soli.
Zagniatamy by uzyskać gęstą ale jednolitą masę, wylepiamy nią dno
wyłożonej papierem do pieczenia, okrągłej formy, wygładzamy i wstawiamy do
zamrażalnika.
Nerkowce i pozostałe daktyle odsączamy z wody i miksujemy blenderem na
gładko. Wody z daktyli nie wylewamy - 4-6 łyżek może się przydać do
rozrzedzenia i dosłodzenia masy. Krem ma mieć jednolitą kremowo-mazistą
konsystencję (stężeje w lodówce).
Do masy dodajemy zmielone migdały oraz sok z buraków i cytryny dla nadania
kremowi różowej barwy.
Masę wykładamy na zmrożony spód, wygładzamy i wstawiamy ponownie do
zamrażalnika na min 2 godziny.
Na 30-60 min przed podaniem przekładamy formę z zamrażalnika do lodówki.
Przed samym wyłożeniem na stół ozdabiamy, np posypując wiórkami gorzkiej
czekolady, figami czy pestkami granatu.
Smacznego :)
Emma pytała jak robiłam krem z awokado więc Wam o nim pobajdurzę :)
Robiłam go kilkakrotnie z różnymi dodatkami bo inspiracji w necie jest zatrzęsienie, słodzone cukrem, stewią, miodem. Próbowałam robić go z:
- z bananami - nie przypadł mi do gustu bo jeśli banan jest tylko mocno dojrzały a nie przejrzały w połączeniu z awokado zostawia lekko roślinną nutę i … średnio się przechowuje więc trzeba kremu zrobić tylko tyle ile potrzeba na raz
- karobem – moi młodzi nie przepadają wiec za dużo było dla mnie :/
Najbardziej lubię dwie:
wersje „klasyczną”
- jedno bardzo dojrzałe awokado
- dwie łyżki kakao (ilość zależna od tego czy chcemy bardziej „mleczno czekoladowy” czy „gorzko czekoladowy”)
- 2 -3 wcześniej namoczone daktyle lub dwie łyżki miodu
- odrobina mleka (roślinnego np. migdałowego czy owsianego) można też użyć oczywiście zwykłej śmietany - tak czy siak odrobinę płynu do uzyskania pożądanej konsystencji
Ten świetnie się nadaje na deser typu budyń (wychodzi jedwabiście gładki) dodawałam go też chłopakom czy dzieciakom znajomym jako krem czekoladowy do lodów :)
i wersję "nutellową"
- jedno bardzo dojrzałe awokado
- garść orzechów laskowych lub pół na pół laskowych i nerkowców
- dwie łyżki kakao (ilość zależna od tego czy chcemy bardziej „mleczno czekoladowy” czy „gorzko czekoladowy”)
- 2 -3 wcześniej namoczone daktyle (kilka godzin lub noc) lub dwie łyżki miodu
- odrobina mleka (roślinnego np. migdałowego czy owsianego) można też użyć oczywiście zwykłej śmietany - tak czy siak odrobinę płynu do uzyskania pożądanej konsystencji
Ten robię częściej bo wolę by chłopaki jadły jak najwięcej orzechów :)
Zazwyczaj robię na tyle gęsty (mniej mleka tj tylko tyle żeby nie zajechać blendera) tak żeby łatwiej go było jeść z ciastkami czy chlebem jak nutellę bo młodzi tak właśnie jedzą.
Ja nie przepadam z chlebem na słodko więc jem sam, jako deser :)
Dziś rano robiłam wersję drugą - ze zmielonymi orzechami laskowymi, daktylami i z dodatkiem stewii samodzielnie aromatyzowanej wanilią . Ci co nie przepadają za smakiem stewii nie mają się co bać - w zestawieniu z kakao i daktylami jej smaku naprawdę nie czuć.
Ja nie przejmuję się tym czy orzechy są zmielone na pył czy nie bo lubię je czuć na języku (widać po konsystencji na focie) ale oczywiście to kwestia gustu ;)
Jedyna ważna rzeczy to bardzo dojrzałe awokado (twardawe ma bardziej roślinny posmak i nie jest tak jedwabiście kremowe w konsystencji).
Do zrobienia wszystkie wersje są banalnie proste - blenderujemy dojrzałe awokado z cała resztą (orzechy też, jeśli mamy dobry blender, a jeśli nie bardzo, to wcześniej mielimy je w młynku elektrycznym).
Można oczywiście w zależności od okazji dodać wiórków kokosowych rumu, cynamonu czy kombinować z innymi orzechami /migdałami.
Polecam nawet tym, którzy nie lubią awokado bo naprawdę deser nie ma z nim w smaku nic wspólnego - mój młodszy syn nie przepada za awokado i normalnie go nie je a krem lubi bardzo.
Fasolowe smarowidło a'la smalec
Ostatnio łaził za mną wege smalec w roli wspomagacza wspomnień.
Robiłam kilkakrotnie, taki z fasoli, z duszonej kapusty pekińskiej i tłuszczu kokosowego, taki z samego tłuszczu kokosowego (no poza oczywistą cebulką i resztą) i najróżniejsze wersje ale albo smak nie ten albo poczucie bezsensu - na cholerę mi tyle tłuszczu w smarowidle do chleba i na cholerę mi jeść tyle chleba :))))))
Wczoraj robiłam chłopakom na kolację sałatkę ale ugotowałam za dużo fasoli i z szklanki, która mi została zrobiłam pastę fasolową... z nutą smalcu. Strzał w dziesiątkę.
Mało tłusta, białkowa, w smaku to o co chodziło - ja i chłopcy zachwyceni. Wszystko za sprawą sezamu. Uwielbiam gomasio ale dopiero wczoraj wpadłam na to, że ono mi trochę smalcem zajeżdża - wiem że to ryzykowna teza dla mięsożerców ale zważając na to, że ja pewnie nie za bardzo już pamiętam prawdziwy smalec, łatwo przyjąć że mi zajeżdża :))))))))
Polecam bardzo, tłuszczu w nim niewiele i dobry jedzony też jako dip (ja dziś wpieprzyłam sporo wydłubując selerem naciowym i papryką :)
Fasolowe smarowidło a'la smalec
1,5 szklanki ugotowanej białej fasoli
2 średnie cebule
pół dużego jabłka
łyżka majeranku
1-2 łyżki podprażonego sezamu
1-2 ząbków czosnku
2-3 ziarna jałowca
sól, pieprz
dobry olej do smażenia (np. rzepakowy)
Cebulę i jabłko kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na dobrym oleju (tylko tyle ile konieczne do smażenia, cebula nie musi pływać w tłuszczu. Dodajemy jałowiec i majeranek. Smażymy wolno by cebula i jabłko zmiękły ale też ładnie się przyrumieniły. Pod koniec dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek i jeszcze chwilę podsmażamy. W czasie kiedy cebulka się smaży miksujemy fasolę na gładką pastę (w razie potrzeby można dodać odrobinę wody w której gotowała się fasola).
Mieszamy fasolę z cebulą (przed połączeniem wybieramy kulki jałowca) dodajemy sól (sporo) pieprz i łyżkę podprażonego na suchej patelni sezamu. Pasta nie wymaga ponownego miksowania.
Można jeść od razu bo konsystencja na to pozwala ale następnego dnia jest równie dobry.
Jemy jak klasyczny smalec – na razowym chlebie, posypany prażonym sezamem i sola (lub gotowym gomasio)
Zupa z czerwonej soczewicy z kokosem raz jeszcze
Sałatka buraczano nektarynkowa