Właśnie przegladnełam mój pamiętnik na vitalii. Pierwszy wpis pojawil się 16/01/ uwaga 2012 roku. Pomijam fakt ze to jest moj drugi pamietnik, pierwszy chyba mial moze rok. Tak czy siak jestem tu 5 lat, regularnie badz czesciej nieregularnie. Rzadko pisze bo srednio mi to wychodzi. Ale lubie naskrobac jak sytuacje rysuje sie co jakis czas zeby sobie uswiadomic jak slabym czlowiekiem jestem.
Jestem tu 5 lat bo od 5 lat probuje schudnac. A jest to zawsze 5 kg. Moglabym oczywiscie i 7-8kg zrzucic ale zawszre zakladam sobie ta moja 5. Zgadnijcie ile razy bylam juz blisko celu? Ile razy zakladalam ze to juz bedzie ten OSTATNI raz. Patrzac na te wszystkie proby to jest naprawde juz chore. Moje cale zycie epizodami toczy sie wokol "zdrowego odzywiania" i "niezdrowego odzywiania". Poczatkowe metody moglabym puscic w niepamieć bo byly to zwykłe próby ale pozniej z wiekiem zaczelam w to inwestowac. Jeden karnet na silownie, drugi, trzeci, ósmy, dziesiąty-.- Nawet diete tutaj wykupilam.. I wszystko bylo na MOMENT. doslownie na jakis okres czasu a potem znow wracalam do starego swojego zycia, katujac sie wyrzutami sumienia a ZNOW MOGLO BYC TAK PIEKNIE.
Ale nie zgadniecie co.. Trwam w tym. Wciaz wstaje po kazdym upadku i moze dzieki tym wszystkim probom nie mam nadwagi a tylko te kilka kg na plusie. Zawsze przychodzi moment kryzysowy biore sie za siebie, gubie kilka kg wracam na zle tory, one wracaja i takie błędne koło. W domu jzu wszyscy zauważają ten "zdrowszy okres" I ten "wyjebane po całości". Ja mam już dość. Dość tej ciągłej szamotaniny.
1 lutego podjełam walkę na nowo. Po sesji, po letnistwie dobiłam prawie 58. Zadzialało jak kubeł zimnej wody. Na początku sama w domu coś tam kombinowałam. 8 lutego rozpoczelam challenge bez slodyczy (dzieki Bogu ze jest post i mozna miec wymówke ze nie jem slodyczy w poscie tak samo jak fast foodow i alkoholu) to jest chyba moj rekord zyciowy na takim slodyczowym detoxie. 24 lutego wykupilam karnet na silownie. Chodze regularnie 4 razy w tyg (czasem 5, a zdarzxylo sie raz i 7) na rozne zajecia fitness. Jedne lagodne typu latino dance aerodance plaski brzuch ale takze te bardziej meczace jump fit czy pump up. Dokladam do tego czasem krotkie cardio.
Dieta.. Na poczatku bylo to "rozsadne" jedzenie ale ja musze postepowac wg planu. Skorzystalam z moich poprzedich jadlospisow, cos zamotalam i ulozylam swoj na ten tydzien. Dieta powinna sie nazywac "lunchbox" bo staram sie wszystko rano przygotowywac i miec gotowe posilki na caly dzien (mowiac staram sie mam na mysli 3 dzien odkad tak robie). Na chwile obecna w sobote na wadze bylo 54.9. Efekty w lustrze? Nie widze.
Plusy? Uwielbiam ta silownie. Zajecia sa super. Swietnie sie bawie ze znajomymi i ciesze sie na sama mysl ze mam co robic wieczorem:) Jedzenie? W koncu nie musze chodzil w kolko po sklepie zastanawiajac sie co by tu zjesc.. Mam plan, zakupy zrobione na poczatku tyg. Tylko sie go trzymac i poswiecac ok. godzine rano na sprzatanie + gotowanie (przy moim rozkladzie zajec na studiach i mojej pracy jest to jak najbardziej mozliwe). Brakuje mi wiosny, spacerow i moze biegania w terenie. Dzisiaj spadl snieg.
Nie potrafie napisac tym razem sie uda. Czasem glupi dzien potrafi przesadzic o miesiacach ciezkiej pracy i nie moge sie otrzasnac az do nastepnego miesiaca.. Ale na chwile obecna to jest jedno moje wielkie marzenie. Kontynuowac taki tryb zycia. Z aktywnoscia i zdrowym odzywianiem a efekty mam nadzieje przyjda same. Nie moge sie nakrecac i robic milion zdjec codziennie rano zastanawiajac sie czemu nic sie nie dzieje.. bylo 58 jest 54,9. Napewno to mnie cieszy.
Bede chciala tu pisac moze nie codziennie wieczorem, ale czesto zeby sie nie poddac:)