Właśnie ten obrazek jest dosłownym podsumowaniem mojego wczorajszego dnia. W pracy troche nerwowo ,chyba bardziej że poniedziałek niż że konkretne problemy. W domu nie wiadomo z kąd jakies napięcie w powietrzu. I jeszcze @ przyszła znowu za wcześnie. Ale trzymałam się dzielnie w zasadzie na każdym kroku powtarzajac sobie ,że zniosę to wszystko bo wieczorem bieganie. Zatem zakończyłam dzień w pracy ,słupki tabeki itp. Potem zrobiłam objadek ,za który dostałam komplement życia od męża pt. "mnie nie jest żadna Gesslerowa potrzeba ,mam Ciebie". Sprzątanie bałaganu w kuchni. I wierzcie mi ,że na jakąś godzine przed tym bieganiem zaczęło mi się już coś legnąć w głowie ,że może ja dziś odpuszczę to bieganie. W końcu jest poniedziałek , ja jestem zmęczona ,dostałam @ ,jest nie odpowiednia kwadra księżyca i czort jeden raczy wiedzieć co jeszcze. I pewnie by ta wyliczanka zwyciężyła ,ale ... ale dałam słowo że będę. A kto jak kto ,ale ja jak powiem ,że będę to będę. I oczywiście klasyczna klasyka ,jak tylko stanełam przed klatką i zaczełam rozgrzewkę to doznałam mega mocy. Co prawda jadłam dość późno objadek i choć nie był ciężki to jednak przez pierwszy kilometr był wyczuwalny ,więc poczatek biegu nie był leciutki. A ja oczywiście pomstowałam że już w życiu nie jem przed bieganiem. Ale po paru minutach już byłam w punkcie zbiórki , po kolejnych minutach zjawiły się dziwczyny. Kurcze w sumie obce osoby ,ale jak się tak wspólnie biegnie to jest miłe uczucie ,że dobrze się znamy - w końcu razem biegamy :). Mam nadzieję ,że nasz kwartet częściej będzie grywał w te poniedziałki. Tak czy tak po biegu już nie pamietalam na co i dlaczego ja tak grymasiłam cały dzień. Jedyny psikus był taki ,że przez nietypowy dzień biegowy - bo zawsze biegam we wtorek - zjadłam w kalendarzu jeden dzień i wczoraj to ja już mentalnie byłam niemal w środzie. Jakoś to przeżyję :) Ach i jeszcze te moje Asicsy już poszły w ruch (Gel Pulse 4).
I po wczorajszym biegu jestem niemal pewna ,że to będzie długa i szczęśliwa przyjaźń. Nie mogłam się na początku kompletnie do nich przekonać. Mierzyłam w sklepie i było ok ,ale jak je wzięłam na pierwszy bieg - tylko 5 km - to zupełnie mi nie pasowały. Wiem ,że buty trzeba rozbiegać ,no ale drugi i trzeci raz też mi nie pasowały. W końcu zostały zesłane na fitness ,a potem na siłownię. I tu już się sprawdzały genialnie i chyba to było mi potrzebne - po prostu rozchodzić buty i tyle. A właściwie to robiegac - na bieżni. Wczoraj już się w nich biegło doskonale. Mają troszkę dziwna holewkę jak dla mnie bo taką dość płytką ,ale faktycznie jak obiecuje producent świetna amortyzacja. Tak ,że póki co mąż może być spokojny ,kolejne buty biegowe NA RAZIE nie będą konieczne :)) Generalnie - czuję moc. Zaczynam nieśmiało żałować ,że jednak sie nie odwazyłam na ten półmaraton Warszawski ,ale może to i rozsądne podejście. W końcu ja jeszce takich dystansów nie biegałam. Może w połowie roku :)
A najważniejsze ostatnio usłyszane zdanie : BIEGA SIĘ STALE ,ALBO WCALE!!!
asia0525
18 lutego 2014, 10:38;)) Ja nadal szukam tych idealnych butów ;) Po przeszukaniu internetu myślę, ze to będą Asicsy ;) Miłego dnia!
minobreesmi
18 lutego 2014, 10:22Mnie wczoraj poniósł leń i teraz jak Cię przeczytałam to mi wstyd :-(
MadameRose
18 lutego 2014, 10:16A to ciekawe co piszesz o 'rozbieganiu' butów.... Mnie się to jeszcze nie zdążyło. Ba! W październiku kupiłam nowe 'najki' i pobiegłam w nich od razu półmaraton w czasie którego zresztą zrobiłam życiówkę. mam już zaufanie do tej marki i kilka par na półce więc może dlatego?
MargotG
18 lutego 2014, 09:44tak, to prawda... wszystko to święta prawda!! A Ty dobra jesteś z tymi wymówkami - bijesz mnie na łeb! ja faz księżyca jeszcze nie brałam pod uwagę ;)
Mafor
18 lutego 2014, 09:40:)
szabadabada
18 lutego 2014, 09:25też dane mi było biegać w Asicsach, moja współlokatroka ma i kilka razy pożyczyłam. Dokładnie to samo uczucie mi towarzyszyło- jakieś takie płytkie te buty ale amortyzacja świetna, jakby się biegło po piance :D Z tym że właśnie ja ich nie "rozbiegałam" i nie rozbiegam, bo to nie moje, więc jak będę kupować buty to chyba jednak nie te. Zauważyłam że u nas w Krakowie jest genialna inicjatywa, są w mieście punkty gdzie o wybranych godzinach dwa razy w tygodniu można przyjść na miejsce zbiórki i odbyć za darmo trening z doświadczonym trenerem. Genialna sprawa, muszę spróbować ;) Zupełnie rozumiem Twoją bieganiową zajawkę, jak się raz próbuje- to potem nie pozostaje nic innego, tylko biegać stale (albo wcale ;) )