spędziłam wczoraj 3 godziny na basenie w tym hydro - cycling....muszę stwierdzić, że jak wróciłam do domu to bylam padnięta na maksa, ale szczęśliwa. Ale i tak, powiem szczerze, w tym tygodniu obawiam się wejść na wagę...znowu mam to uczucie, że wszystko stoi, a do tego jeszcze ta żelkowa uczta...już sama nie wiem, ale zdarzylo sie też mnóstwo fajnych rzeczy - np znajomi, którzy nie widzieli mnie od kilku tygodni widzą dużą różnicę:)))) to najlepsze chyba pocieszenie, że ktoś dostrzega Twój wysiłek. i jest jeszcze coś, w tej chwili mam tylko jedne spodnie, które na mnie pasują ( to te, które niedawno wyciągnęłam z szafy i okazało się, że wreszcie mogę je założyć bez wystających boków:P) a reszta rzeczy na mnie wisi, lub nie leży już dobrze....z jednej strony czad, ale z drugiej przeraża, mnie to, że praktycznie 80% ciuchów do wymiany. niby fajna okazja do zakupów, ale z drugiej - ślub, zbieranie kasy i oszczędzanie...ehhh ALE ZA TO JESTEM SZCZUPLEJSZA:)!!!! ale zacznę kupować ciuchy dopiero jak już schudnę te pełne, upragnione 10 kilosów, a wtedy szał zakupów:)
a teraz przede mną kawa, potem spacer z psem i 8 godzin w pracowni... już się cieszę, że tak rzeknę ironicznie