czy ktoś mi to wyjaśni?
jak to jest, że żeby stracić kilogram to trzeba tygodnia diety, ćwiczeń i wyrzeczeń mniejszych lub większych, a żeby zyskać kilogram wystarczą 2 dni i trochę ciasta? no bo właśnie dodatkowy kilogram dostałam w prezencie od wielkanocnego króliczka...
naprawdę nie jadłam dużo, ale najpierw był sernik teściowej, potem piernik, potem keks...i tak oto właśnie kilogram wrócił niczym bumerang, ale nic to, wczoraj byłam godzinkę na basenie żeby go zwalczyć, a dziś idę pierwszy raz na owe rowerki w wodzie...mam nadzieję na sobotnim ważeniu stracić to, co zajączek mi podarował, pocieszam się jeszcze dodatkowo tym, że jestem przed okresem więc może jeszcze to pomogło mojej wadze wzrosnąć, ale nie po to tyle walczyłam, żeby się teraz poddać!!!! a co
postanowiłam, że święta to święta
nie żarłam co prawda jak świnia, ale jadłam ciasto, sałatka z majonezem itd, sami wiecie, ale nie było jakiejś strasznej obżarstwowości:) dziś ostatni kawałek ciasta na deser a jutro już powrót do normy dietowej...w końcu nie mogę zaprzepaścić tego co już osiągnęłam:)
69.....
no i osiągnęłam cudowny wynik poniżej 70
tak to zdecydowanie trzeba uczcić:) zobaczymy czy wynik po świetach będzie równie zadowalający, ale z pewnością zrobię wszystko, żeby nie zaprzepaścić tego, co już osiągnęłam, a najfajniejszą rzeczą było tyo, jak przyjechałam wczoraj do mojej ( niewidzianej przez kilka tygodni) rodzinki i powiedzieli, że widać. no ale chyba 6 kilo w dół musi być choć trochę widać? hehhhehheh:) ale grzeszki wczoraj też były...pomagałam m,amie robić ciasto, a ponieważ ja uwielbiam surowe ciasto od sernika i keksa, więc trochę podżarłam przy robieniu, ale spoko, nie odbiło się to jakoś znacząco na mnie, ale było pyszne, dziś zobaczę co wyszło z tego po upieczeniu...oczywiście w małej ilości żeby nie było. powodzenia dla Was też, żeby święta nie były obżarte:)
hydro - cycling:)
tak, tak, właśnie wczoraj zapisałam się na te cudowne zajęcia urzeczona widokiem ćwiczących kobitek jak wracałam z basenu, bo udało mi się tam dotrzeć, także wiecie...jest super, popływałam, potem na piechotkę wracałam do domu co by jeszcze bardziej aktywnie zakończyć wieczorek...no i coż, dziś to może jeszcze nie, bo dojadę do rodziców późno, ale jutro to już pierwszy dzień pokuszenia...
ale mam nadzieję, że dam radę...a na dodatek alergia znowu mi wróciła :( buuuu i za co to?
basen!!!
wczoraj na basen oczywiście nie dotarłam a pomógł mi kumpel mojego Lubego, który wczoraj go odwiedził i pracowali do późna, a mi nie chciało się jechać samej...no ale dzis juz bankowo na basenik bo umowilam sie z moja coolleżanką:) i jedziemy razem, zawsze to wieksza motywacja...wiec przed chwila zjadłam pyszny obiad - dziś w menu był indyk z orzechami wloskimi, a ja dodałam do tego jeszcze suszone grzyby i kilka suszonych śliwek - efekt - cudowny:) na deser pomarańczka i finał, potem wypływam i dzisiejszy dzień i wczorajsze czipsy jabłkowe...no i mam nadzieje, ze bedzie dobrze w sobotę na ważeniu, choć różnie może być, bo już jutro jade do moich rodziców, a wiecie jak to jest - same świąteczne pyszności...dobrze chociaż, że moja siostra się permanentnie odchudza, więc będzie mnie wspierać, ale i tak planuje w te święta dużo ruchu, mam tylko nadzieję, że pogoda dopisze..
dzień rozpusty.....
dzis dzień rozpusty - czipsy jabłkowe...w czekoladzie...czy muszę mówić, że było pyszne??? ale mialo 200 ileś kalorii i potraktowałam to zamiast przeznaczonego przez dietetyczkę podwiecxzorku i kolacji, ale za to idę dzis wiecorem chyba na basen wiec wypływam to, a jak nie, to jutro już na pewno wypływam:))) a ogólnie dzień dziś piękny, słońce świeci, obiad pyszny, nowe buty mnie obtarły i...mój pies nadal nie chce sikać na dworze...co mam z nim zrobić??? obedrzeć ze skórki?
6 z przodu!!!!!!
ponieważ wczoraj byłam na proszonej kawie u rodziny mojego przyszłego męża, a nie chciałam im tłumaczyć, że się odchudzam i naprawde nie będę niczego jadła, dla niepoznaki zjadlam dwie brzoskwinie, wypełnione NIESTETY bitą śmietaną....) no bo głupio mi było ją wydłubać....zresztą oni są dziwni i stąd może presja, co nie zmienia faktu, że było to pyszne, ale chodzi tu w tym przydługim wstępie o to, że postanowiłam się zważyć mimo, że dzień ważenia był w sobotę, i ku mojemu zdziwieniu i radości wprost przeogromnej, waga wskazywała 69.6!!!!!!! czyli moja upragniona 6 z przodu, której nie widziałam od czasów studenckich jeszcze....to był cudny widok, bardzo zachęcający początek tygodnia. poza tym mój ukochany piesek wyprowadził mnie zaraz po tym z rownowagi, więc moje emocje zmieniły się na inne równie silne:) co do innych grzechów to zjadłam wczoraj jeszcze 5 żelków, wiem grzech ciężki ale za to potem 2 godziny na basenie i wypływałam to, więc czuję się rozgrzeszona....
a ponieważ zobaczyłam już tę 6 z przodu to mam większa motywację na ten tydzień, wracam na zajęcia fitness, basen i tylko nadchodzące święta mnie martwią nieco no bo dietetyczka pozwoliła mi zjeśc jedynie kawałek sernika....przez całe święta!!!!???chyba się muszę modlić o bardzo silną wolę:)
też tak macie?
od poniedziałku miałam w zasadzie wrażenie, że coś sie zmieniło, juz nie czułam się tak lekko jak na początku i schudłam ledwo kilogram w tym tygodniu!!! poprzednie dwa przebiegały jakoś szybciej, a jadłam tak samo jak w poprzednich tygodniach!!! dlaczego coś zwolniło? nie mam pojęcia...szkoda bo to trochę demotywujace, ale najważniejsze, że w ogóle schudłam:)jak tak dalej pójdzie to jeszcze 5 tygodni i finał, lub też niższy pułap, jeszcze się zastanowię... tak czy inaczej jestem na półmetku
dziś ok...
musli na śniadanko, kurczak ze szpinakiem na obiad a przed chwila troche samego musli dla samej ochcoty przemielenia czegos jezorem:) ale w tym tygodniu mam wrazenie, ze cos idzie nie tak...ciekawa jestm jak to się dalej potoczy, taka sie czuje jakas napompowana mimo, że nie jem dużo...sama nie wiem, może to mój organizm próbuje mnie zniechęcić czy coś?
no i poszalałam....
nie wiem co oznacza hasło "wyznacz sobie nagrodę" po osiągnięciu etapu kolejnego w mojej diecie, alem oja wczorajszą nagrodą były suszone truskawki i orzechy, nie było tego dużo, ale i tak miałam wielkie wyrzuty sumienia, tym bardziej, że wieczorem poszedł jeszcze kieliszeczek naleweczki - ale malutki
, poszalalałam, ale za to nie zjadłam kolacji... tak się teraz zastanawiam czy nagrodą za przejście etapu nie powinno być dodatkowe 100 km biegu hhehe, no coż nastepnym razem wymyślę sobie bardziej łagodną (w kalorie:) nagrodę, no bo co kurcze blade! ja nie osiągnę nastepnego etapu? jak nie ja to kto?:) a tak na poważnie to zabieram się ostro do pracy w tym tygodniu, nie ma co, trzeba chudnąć!!!