Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Szczęśliwa żona i mama. Ciut za duża kobietka ;) Tortująca Mama z wypiekami :) https://www.facebook.c
om/mamazwypiekami/

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 71896
Komentarzy: 932
Założony: 9 marca 2010
Ostatni wpis: 1 lipca 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
angie65

kobieta, 44 lat, Tarnowskie Góry

160 cm, 66.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 września 2010 , Skomentuj

Rozpracowuję plan diety, możliwości wymiany dań, próbuję wyobrazić sobie te kosmiczne połączenia smaków (np. indyk z wiśniami ), no i staram się zebrać wszystko do kupy układając listę zakupów. Przeraża mnie myśl o konieczności usystematyzowania mojego dnia i przyzwyczajenia się do stałych pór posiłków. Jestem kompletnie niezorganizowana i nigdy nie wiem gdzie będę o danej porze dnia (zwłaszcza, że mam jeszcze kilka dni urlopu).
Ale musi się udać!

7 września 2010 , Skomentuj

Kupiłam dietę+fitness na miesiąc. Na próbę. Rozpiska przyjdzie jutro. Nie mogę odpuścić. No i z papierosami muszę od nowa walczyć :( Nałóg to jednak straszna rzecz. Straszna, powiadam Wam!
Wesela minęły, dyspensa skończona. Pora się wziąć za siebie, bo suknie ślubne czekają na mierzenie :D
Help me!!!!!! :D

13 lipca 2010 , Skomentuj

Wymiary mówią same za siebie. Szkoda gadać

24 maja 2010 , Komentarze (2)

Minęły dwa miesiące, a mnie przybyło 4 kg (widać to nie tylko na wadze, ale również po ubraniach). Tak jak się tego obawiałam rzucając palenie. Ale szczerze mówiąc myślałam, że przytyję więcej .
Owszem, mogłoby być lepiej, ale nie dałabym rady walczyć na dwa fronty. To zbyt trudne odmawiać sobie jednocześnie dwóch przyjemności . Jadłam więcej i bardziej niezdrowo, ale nie zapaliłam! Nie zapaliłam, ale ciągle mam wielką ochotę to zrobić. To mnie przytłacza, męczy i dobija. Boję się, że tak już będę miała zawsze .
Niemniej jednak uważam, że pora wziąć się za mój drugi "problem". Nie mam ciuchów z gumy, a lato już za progiem stoi. Dwa wesela mnie czekają w tym roku i nie mogę dalej sobie folgować. Ruszam dupsko i lecę tracić kilosy. Szkoda mi tylko mojego biustu...pierwszy raz w życiu mi się podoba - nie za duży, nie z mały - w sam raz. Nie mógłby zostać taki jak jest teraz? A cała reszta niech idzie w diabły!
P.S. Za moim przykładem poszła koleżanka i razem z mężem też rzucili palenie A teraz będziemy się wspierać wzajemnie w walce z kilogramami (ona też przytyła). Na początek cel: 2 kg mniej w ciągu miesiąca. Bez głodzenia się, żeby było uczciwie i zdrowo .

21 marca 2010 , Skomentuj

Za dwa miesiące ponownie się zważę i zmierzę. Dziś był ostatni raz przed przytyciem antynikotynowym. Nie chcę się dołować jeszcze bardziej mając przed oczami koszmarnie wielkie liczby. I jeśli za te dwa miesiące faktycznie będzie masakra z moim wyglądem, to trudno. Byle się nie załamać w trakcie, bo będzie katastrofa na obu polach - będę nadal palić i znowu będę gruba. Przerażająca perspektywa.

20 marca 2010 , Komentarze (1)

I muszę pogodzić się z tym, że znowu przytyję .
Kolejny raz rzucam palenie i wiem z doświadczenia, że będzie bardzo ciężko. Ostatni raz próbowałam na początku roku - jednocześnie przechodząc na dietę i ćwiczenia (żeby przytycia uniknąć). Nie udało się. Bez palenia wytrzymałam dwa tygodnie, jadłam mało i same warzywa niemal. Gdy zaczynałam ważyłam około 58 kg. Po dwóch tygodniach miałam na liczniku już ponad 60. Załamałam się i znowu zaczęłam palić. A waga dopiero niedawno drgnęła w dół.
Ale wczoraj koleżanka uświadomiła mi, że to normalne, że przy rzucaniu się tyje. I nieważne co będę robić i czego nie jeść - organizm się broni w szoku i tyje. Waga idzie w górę, górę, górę, zatrzymuje się i potem spada. Palę od niemal 10 lat. To nie jest drobnostka, to nałóg. I muszę z tym skończyć. A potem schudnę. Boże! Jak ja się boję kolejnej porażki na obu frontach :(

18 marca 2010 , Komentarze (2)

Właśnie ścieram z siebie siódme poty po 40 minutach ćwiczeń.  No super się czuję!
Mimo, że na deser zeżarłam kawałek tortu z bitą śmietaną .
Czy fakt, że nie mam wyrzutów sumienia z powodu tego nieszczęsnego tortu źle o mnie świadczy? 
Równowaga musi być he he he
P.S. Na koniec ćwiczeń na wyciszenie polecam hula-hop. Super sprawa, nawet jeśli umie się kręcić tylko w jedną stronę :D:D:D:D

16 marca 2010 , Skomentuj

Dziś lubię siebie. Naprawdę . To nic, że wałeczki ciągle straszą. To nic, że na brodzie rośnie mi pryszcz godny nastolatki (a już miałam spokój z wypryskami - widocznie jestem chodzącym składowiskiem toksyn). To nic, że moje dłonie i paznokcie wyglądają jakbym ostatni rok przepracowała w polu. To nic, że moje autko nie przeszło przeglądu - jak to było???...: "naderwane tulejki stabilizatora przy wahaczu" - auto stoi już w warsztacie i czeka na naprawę.
To wszystko nic, bo dziś kupiłam sobie w Tesco spodnie za 35 PLN-ów. Spodnie w rozmiarze 36!!!! Fajne uczucie :) A teraz idę ćwiczyć.

12 marca 2010 , Skomentuj

Cóż, piątek mamy, prawie weekend dla mnie (bo jutro jeszcze do pracy :( ). A ja chyba mogę być choć trochę z siebie dumna Nie przejadłam się, słodyczy zero, duuużo wody mineralnej wchłonęłam bez problemu, a aktywna fizycznie dziś też byłam, bo i w pracy się nalatałam (to jej duży plus niewątpliwie, bo nie mam pracy za biurkiem) i jeszcze trochę mnie dziś pracy czeka przy kładzeniu paneli podłogowych A jutro jadę podziwiać nowego obywatela RP, który w niedzielę skończy trzy tygodnie . Będzie miło!
A co do tematu notki - przestawianie samoświadomości w toku

9 marca 2010 , Komentarze (3)

Przekleństwo dziecięcej pulchności ciągnie się za mną do dziś. Nie będę jednak oszukiwać. Gdy miałam 20 lat było ze mną dużo gorzej. Przy wzroście 160 cm ważyłam 70 kg i byłam samotna. Waga poszła w diabły dopiero po studiach - zaczęłam pracę, potem ją straciłam. Bezrobocie oprócz frustracji, dało mi jednak czas na wzięcie się za siebie. W dziale "o mnie" wspomniałam o rowerze, głodówkach i takich tam. Ten zryw pozwolił mi zejść z wagą do 58-59 kg. Zryw się skończył, waga pozostała. Miewam owszem okresy, że dobijam do 60, ale zaraz się budzę, że idę w złą stronę - i funduję sobie kolejny sprint po niższą wagę. Jak się łatwo domyśleć nie mówię tu o sporcie:/
Suma summarum orbituję obecnie właśnie koło 59 kg. Ale nie czuję się z tym dobrze. Nie czuję się zdrowo. I wiem, że jestem wiecznie tylko o krok od wpadnięcia w kolejny szał obżarstwa. Bo bardzo łatwo daję sobie rozgrzeszenie z kolejnej kostki czekolady czy garści chipsów. A sylwetka jest daleka od ideału. Pół biedy, gdy jestem sprytnie ubrana (tu muszę sama sobie przyznać, że umiem ukryć fałdki), problem zaczyna się, gdy przychodzi lato i trzeba z siebie zrzucić ten bezpieczny kokon ubrań. Żal mi wtedy samej siebie i kolejnej straconej okazji do przygotowania się do ciepełka.
Wkrótce wychodzę za mąż. Za cudownego mężczyznę, który kocha i pragnie mnie taką jaką jestem. Wiem to na pewno. Dlatego to nie dla niego muszę schudnąć, lecz dla siebie samej. Bo wtedy nabiorę większej wiary w siebie i zdobędę swój własny szacunek. No bo przecież jeśli sama siebie nie polubię, to On w końcu też może mnie znielubić za to wieczne moje dołowanie się.
To jest mój pierwszy raz gdy wyciągam do obcych ludzi rękę po pomoc. Bo sama nie dam rady.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.