Pamiętnik odchudzania użytkownika:
evelevee

kobieta, 40 lat, Gdańsk

163 cm, 77.90 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Do końca roku- 70 !!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 stycznia 2012 , Komentarze (1)

Tak, tak- już tyle wytrzymałam i ani myślę odpuszczać :) Trzy tygodnie minęły- trzy kilogramuchy- wstręciuchy w dół  :) Najbardziej cieszę się z tego, ze prawie nie było odstępstw od tego co sobie zaplanowałam,  tylko takie drobiazgi- a to małe ciasteczko w pracy, a to dwie kosteczki czekolady. Można powiedzieć, ze ziarnko do ziarnka, a zbierze sie miarka, ale dumna jestem z tego, że nie wciągnęlam np. całej tabliczki czekolady lub jakiegoś fast fooda :) A więc  małymi kroczkami do przodu :)

Zauważyłam też pewną prawidłowość, im mniej sie lubi zieloną herbatę,a im więcej się jej pije- tym bardziej zaczyna smakować :) Wczoraj kupiłam Lipton zieloną z mandarynką- wypróbuję i ten smak. A ponadto- regularne stosowanie balsamów działa :) Nie mówię o tym czy mi ubyło cm czy nie- ale za to jaka skóra piękna!  Szkoda, że dopiero teraz odkryłam urok regularnego dbania o siebie, ale na naukę nigdy nie jest za późno :) Aaa, i łykam magnez i omega3 i witaminy regularnie i przynajmniej przy diecie nie rozdwajają mi sie paznokcie (zawsze miałam z nimi kłopot podczas diet) a i cera bardziej jednolita :) No i przede wszystkim czuję się zmotywowana i pełna werwy :) Hmm, a może to dlatego, że jest weekend? A i kolejna dziwna rzecz... Im bardziej biało i mroźno tym bardziej czuję zbliżającą się wiosnę:) Haha :) 

25 stycznia 2012 , Komentarze (1)

Wiem, wiem, że nie ma nic od razu, ale... już trochę się denerwuję i wkurzam, bo od 1,5 tygodnia waga ani drgnie! Nawet o 0,5 kg! Zmotywowało by mnie to troszkę, a tu nic! Dietę trzymam prawie bez odstępstw, połowę drogi chodzę pieszo do pracy, a to spory kawałek jest a ta nieszczęsna waga nic!No w sumie tydzień temu miała być @ , a tu nic, ni widu, ni słychu... Herbatkę zielona popijam, chleba nie jem w ogóle, wszelkiego rodzaju balsamy poszły w ruch, a złość mnie ogarnia ogromnie :) Przy wypłacie w lutym zakupię karnet na fitness, na razie niestety z finansami krucho, co jak co, ale trzy miesiące byłam bez pracy... Ech... Wydaje mi się, ze jestem przygotowana na długą walke o zdrową sylwetkę, że waga, która osiągnęłam teraz tak mną wstrząsnęła, ze tak łatwo się nie poddam, ale boje sie, że przy takim zastoju, znów ogarnie mnie jakas taka niemoc twórcza. Wierzę, ze odpuścić nie mogę, bo jakby moja waga wzrosła to bym się załamała chyba... Ach, byle do wiosny, wtedy zawsze jest więcej energii na wszystko :)

 Oby coś zaczęło się dziać, bo powoli moja wiara się kruszy...

21 stycznia 2012 , Komentarze (2)

I tak oto minęły dwa tygodnie moich zmagań. Jakoś powstrzymuje się od słodyczy i in. dietowych grzechów i grzeszków. Gdyby nie to, że zwykle wieczorami ogarnia mnie chęć na wszystko co zjadliwe to byłoby wszystko ok. No ale niestety wieczorny głód jest najgorszą moją zmorą. Wcinam więc wafle ryżowe i tym podobne specjały byleby nie sięgnąć po nic bardziej kalorycznego. Codziennie patrząc w lustro zastanawiam się jak moglo dojść do tego do czego doprowadziłam. No ale, trzeba teraz wziąć odpowiedzialność za siebie i powoli, pomalutku zacząć odwracać to wszystko. Jeszcze można wszystko naprawić :)

Postanowienia noworoczne powoli i cierpliwie wprowadzam w życie. Powoli uczę się słuchać siebie, a nie reagować na wszystko emocjonalnie.  Robie porządki w sobie i dookoła siebie. Może po prostu dojrzałam do zmian? Obym i dojrzała do wytrwałosci w gubieniu kilogramów :)

14 stycznia 2012 , Komentarze (5)

Oto nastał dziś szósty dzień gdy pilnuję tego co jem. Jakoś nie czuje się głodna, nie narzekam :) Oczywiście oczyma wyobraźni juz widze się w spodniach, które od dłuższego czasu leżą na gromadce "jak schudnę" :) Tylko muszę nauczyć się cierpliwości, bo ja chciałabym już wszystko na teraz. Ale póki zima, mogę poukrywać się jeszcze w luźniejszych ubraniach, mam jednak nadzieje, że na wiosnę każdy zauważy efekty. Oby tylko te efekty były i abym do tej wiosny dotrwała :) 

Aaa, i zapomniałam o najwazniejszym. Moja poprzednia praca się o mnie upomniała! Od poniedziałku kończę ze spaniem do 11 i zabieram się do dzieła! Jak cudownie znów pracować!!! Moja samoocena ze stanu zerowego, gdy byłam bez pracy zaczęła wzrastać :) 

Mam nadzieję, ze ten rok bedzie przełomowy w moim życiu, schudnę, ustabilizuję się zawodowo i będę  szczęsliwa. Chyba, ze rzeczywiście będzie koniec świata. Wkurzyłabym się :)

9 stycznia 2012 , Komentarze (1)
No cóż. Dalej nie mogę otrząsnąć się z tego do czego doprowadziłam. Wczoraj i do tej pory trzymam się wzorowo. Hihi, całe półtora dnia. Obym tylko dała radę zmienić nawyki na dłużej, ba! na zawsze! Bo naprawdę mam dość tej swojej głupoty, bo inaczej tego nazwać nie można. Mam nadzieję, że będe dawać sobie radę że nie pozwolę sobie zapuszczać sie dalej. Czuje wstyd, ze do tego dopuściłam, wsciekłość, że jestem taka głupia, smutek, że wygladam jak wygladam, żal, bo kiedyś bardziej sie starałam o swój wygląd, zażenowanie, gdy spotykam kogoś kto dawno mnie nie widział. Cała gama odczuć. Niezbyt pozytywnych. Ale lepiej późno niż wcale uzmysłowić sobie pewne rzeczy.

8 stycznia 2012 , Komentarze (3)

Nie ważyłam się już dawno. Nie miałam takiej wewnętrznej potrzeby. Nie, ze się odchudzałam, bo o tym też zapomniałam majac na głowie inne rzeczy. Dziś 8.01. waga wskazała 90 kg. Nigdy tyle nie wazyłam. Jestem zalamana.

Mój Boże.  Co ja sobie zrobiłam...

4 stycznia 2012 , Skomentuj

Oj, dawno nie zagladałam na tę motywującą stronę :) Cóż motywacji i tak nie mam żadnych, postanowienia noworoczne takie jak zawsze plus jedno nowe- znaleźć pracę.  Nie mam jej nadal, trochę z własnej głupoty, bo miałam wciąż nadzieje, na pewną pracę, a tu okazało się, że nici... Odmowiłam w dwóch innych miejscach, bo wcią miałam nadzieję na tę pracę, aj, głupia ja głupia, muszę przestać ufać jak ktoś mi mówi, że na pewno, na 100%, bo okazuje sie, że zaczyna sie nowy rok, a ja nadal bez pracy. Nawet w UP nie byłam bo mi jakos tak wstyd... stać w tych kolejkach, gdy panie urzędniczki, oprócz złożenia podpisu nie są mi nic  w stanie zaoferować. Cóż, chyba zbyt byłam, a może i nadal jestem zapatrzona w swoje możliwości. Wczoraj, to już się załamałam, miałam rozmowę kwalifikacyjną, w ogłoszeniu ogólnie super, że niby praca rozwojowa etc, a tu się okazuje, ze coś w ramach akwizycji bankowej. Dżizas, ja nie mam talentu wciskac ludziom kitu, wolę uczciwszą pracę niż podsuwać ludziom umowy wiedząc, ze i tak nie sprostają ich wymogom. 

Nawet chudnąć mi sie nie chce. zresztą po takiej końcówce roku jak miałam, to nic mi sie nie chce. Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami, ale w moim przypadku to nasuneła sie cała kolonia. Oczywiście nie porzucam wiary w lepsze jutro, chwile załamania mam, ale jakoś trzymam sie jeszcze na pokładzie, wśród tych fal  :P Ach, przeraża mnie to co sie dzieje wokół... Ale trzymam sie, nie puszczam, jakkolwiek to zabrzmi :)

Wszystkiego dobrego na ten 2012, obojętnie czy ten koniec świata nastanie czy nie.


7 listopada 2011 , Komentarze (4)

Poprawa humoru- brak

Utrata kilogramów- brak

Usmiech- brak

Aby wziąć się za siebie tak na poważnie,licząc iż to podtrzyma moją motywację, a przede wszystkm aby zrozumieć siebie postanowiłam zrobić mały rachunek sumienia.

A więc... Nigdy do szczupłych osób nie należałam. Był pewien okres kiedy naprawdę miałam siebie dość, a gdy rodzice zwracali mi uwagę, ze zaglądam do lodowki- to jadłam "im na złość". Super, nie powiem... Potem oczywiście obiecywałam sobie, że schudnę, planowałam, brałam się w garść, oraniczałam jedzenie do minimum. Na chwilę chudłam, potem wszystko wracało. I tak wiele wiele razy. A potem- uodporniłam się chyba na wszelkie ograniczanie kalorii. Tak jak kiedyś schudnąć 2-3 kg to był pikuś, teraz nie mogę nawet jednego kilograma zrzucić. Sama sobie na to zapracowałam. Potem jakimś cudem zaakceptowałam siebie. Ba! Wręczpokochałam. Było mi dobrze samej z sobą, a widziałam, ze moja radość życia promieniuje i zjednuje mi ludzi. A potem zaczęłam brać tabletki hormonalne. I spuchłam. To nie było tycie- to było puchnięcie. I tak jest do teraz. Humor siadł, gdy ostatnio przegladałam starsze zdjęcia myślałam, ze się załamię. Tak gruba nie byłam nigdy. I już nie mam siły na uśmiech. W czym tkwi problem? Nie mam napadów głodu, ale lubię podjadać-błąd 1. Zawsze byłam mocno zapracowana, nie dosypiałam,jadłam dopiero wieczorami-bład 2. Nie jestem jednak typem leniwca, zawsze chodziłam dużo pieszo, nie stroniłam od aktywności, kondycję mam w miarę ok. Tylko teraz przez tą wagę, a to kręgosłup boli, a to kolana bolą...Więc aaby zniwelować te bóle chodzę sobie na fitness i jest poprawa, ale- waga ani drgnie. Czy aż tak rozregulowałam sobie metabolizm? Czy uda mi się schudnąć? Nie marzę nawet o tym, aby być szczupła. Chcę schudnąć, aby się lepiej czuć, aby było jak dawniej. Przecież to nie są wygórowane żądania. Ale niestety nie ma poprawy. Wiem, ze nudy wypisuje, ale czasem warto tak spisać wszystko, może wtedy pójdzie mi łatwiej...

Pozdrawiam

3 listopada 2011 , Skomentuj

Jakoś tak nadal humor nie najlepszy. Ale na fitness dalej uparcie chodzę, na rower też. Waga nie spada, widocznie się na mnie obraziła, w sumie słusznie-ma za co. Nadal nie  mogę się poukładać, w głowie bałagan, nie wiem czego chcę, pracy nie mam i szału dostaję od tego nic nie robienia. Tak pragnęłam odpoczynku podczas tych miesięcy gdy pracowałam ponad siły, a teraz nic... Cicho, pusto dookoła, liście spadają z drzew i tak samo ze mnie spada cała chęć do wszystkiego. Dobrze, że nie pada, bo to chyba by mnie już pogrążyło dostatecznie... No i  nawet sił do motywacji nie mam. 

Znaczy, w sumie pierwszy krok zrobiłam. Uznałam, ze  schudnę do 1 stycznia 6 kilogramów. Oczywiście wszystko się moze w międzyczasie zmienić, mogę 6 kilogramów przytyć. Mogę być nadal bezrobotna i schudnę z niedożywienia. Ale jak to niektórzy mówią- jak przyjdzie kryzys to chudzi najszybciej padną, a gruby będzie miał przynajmniej z czego czerpać energę :) Albo... chudzi zeżra grubego bo najwięcej mięsa... :) Oki kończę, to tylko namiastka czarnego humoru jaki mnie ogarnia. Zważę się w sobotę. Może wówczas waga będzie łaskawsza.

No to do miłego. Może do tego czasu humorek sie poprawi. Oby.

21 października 2011 , Komentarze (2)

Chciałam nie narzekać. Chciałam schudnąć. Chciałam, aby w końcu wszystko było ok. Tyle postanowień, tyle planów, tyle wyobrażeń. I wszystko szlag jasny trafił.Mam już tak dość siebie, tych swoich durnych postanowień, tego motywowania się- to wszystko jest takie krótkotrwałe. Nic mi się nie udaje. 

Urlop był przefantastyczny. Codzienne wędrówki po górach, czułam, że żyję, dawałam z siebie wszystko. W nagrodę za ciężkie ostatnie pół roku postanowiłam, ze nie będę sobie niczego odmawiać. Gorzej było po powrocie. Bo już nawet nie mam gdzie wracać. Jestem bez pracy,bez motywacji, z dodatkowymi kilogramami,z chandrą jesienną i dwoma pryszczami na brodzie. Nie wiem jak znów wziąć się za siebie, nie wiem co musiałoby się stać, bym w końcu wzięła się w garść. Tak marzyłam o odpoczynku, a teraz mam go nadto.Do niczego nie mogę się zmobilizować. Nie wiem, gdzie zapodziałam swoją radość, której kiedyś miałam tyle. Nie lubie patrzeć na stare zdjęcia, bo krew mnie zalewa, że tak się zmieniałam, że tak się zapuściłam. Nie lubię oglądać teraźniejszych zdjęć,bo nie mogę patrzeć na siebie. Źle mi z samą sobą. I naprawdę nie wiem co mam z sobą zrobić. Jak zmądrzeć? Bo jak na razie to tylko pusto mi jakoś i źle, czuję sie bezsilna wobec siebie samej. Ach, głupia jestem,co? 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.