Malizna na antybiotyku...
tak.... dziś znów lekarz i znów wizyta w aptece...
Mała ma zapalenie gardła i migdałków>>> antybiotyk....
Starszak niby ok, ale jak dla mnie kaszle gorzej niż wczoraj> kontynuujemy syropki
dieta... dziś znów brak diety...
w dziewczynki wstąpiły dziś chyba jakieś "rozbrykane diabełki".... głowa mnie boli, a do tego nieprzespana miniona noc... a ta zbliżająca zapowiada się jeszcze gorzej.... mam dość
po, zajrzę jutro:)
tydzień 3 dobiegł końca... buuuuuuu.....
a ja... ja znów tam gdzie byłam po pierwszym tygodniu...
waga>>> 79,4kg !!!!!!! nie mam słów...
byłam na kontroli, jeszcze nie jestem na 100% zdrowa, ale już jest ok
niestety Córcia mi zaczęła strasznie kaszleć, też poszłam z nią do pediatry ale jak narazie osłuchowo czyściutko>>> dostała syropki, pewnie za 2 dni będzie antybiotyk, bo dla mnie ten kaszel jest co najmniej niepokojący...
muszę się wreszcie ogarnąć, bo lato zbliża się wielkimi krokami a ja mam jeszcze 15 kilo do zrzucenia....
przez kilka następnych dni postaram się "wrócić" do tych dobrych nawyków... a od 1 lutego startuję tak na poważnie z dietą, pomiarami i ćwiczeniami... do końca lutego musi być 75 kg i ani grama więcej:)... jak narazie mam nadzieję, że do pierwszego to wrócę do wagi chociaż 78,5... a potem........ potem odrodzę się........ by być piękna na wiosnę:)
o, tak właśnie:)
bardzo mi się ten obraz spodobał.... przedstawia najbliższe kilka miesięcy mojego życia:)
buziaki Laseczki Wy Moje:)
wreszcie spokuj...
w domu cisza...
dzieci śpią...
mąż śpi, bo o 2 w nocy wstaje...
ja wreszcie ogarnęłam kuchnię...
dużo się działo w ten weekend...
poznałam być może przyszłego szwagra:)...
fajny, pasuje do mojej młodszej siostrzyczki....
choć dla mnie za poważny, bo ja zawszę ta bardziej roztrzepana byłam...
nie mi się ma podobać, tylko Jej...
ale jak na szwagra>>> ok:)
dużo się działo...
i jadło się też sporo niestety...
@ dobiega końca,
pełnia dziś w nocy...
zdrówko też już znacznie lepiej...
od juta więc ostro biorę się za siebie....
buziaki:)
cd krwawego dnia:)
więc tak..... do rybki i ziemniaczków były ogórki ze słoika takie w zalewie curry, oczywiście (Jess) z kiszona kapuchą to byłoby to, ale niestety kapusta jeszcze nie zdążyła nabrać mocy, bo teściowa zakisiła kilka dni temu. I jeszcze dodam, że bardzo lubię rybę smażoną, a moje dzieciaki uwielbiają i potem do wieczora przegryzają jeszcze. Lubię też rybę w śmietanie i taką w piekarniku pieczoną, ale dzieci nie bardzo> więc to dlatego ta smażona opcja u nas wygrywa...
potem przegryzłam jeszcze:
2 kanapki z pasztetem i chrzanem
1 jabłko
2 kanapki z serem i ketchupem
wiem... sporo tego dziś... jutro postaram się ograniczyć
wiem, że będzie trudno, bo przyjeżdża siostra ze swoim facetem (jeszcze gościa nie znam), ale postaram się zachować umiar.
a teraz: tak jak obiecałam, opowiem wam o programie "półtonowy tata">>> facet ważył 450kg!!!!!! kurwa, jak to możliwe!!!!!, sorry za słownictwo ,ale normalnie gotowało się we mnie jak dorosły facet od 4 lat leży w łóżku, robi pod siebie i nie jest w stanie nawet głowy na bok obrócić bo się tak utuczył.... a jego żona, ta zamiast coś zrobić to jeszcze pod pysk podsuwa kolejne porcje frytek i hamburgerów!!!!!!!! szok!!!!! Ameryka!!!! nic tylko śmieciowe żarcie i mega grubasy... tam chyba gotować nie umieją wcale, tylko te torby papierowe pełne syfu i kubły z pepsi itp... Oglądaliśmy z mężem ten program i nie wierzyliśmy własnym oczom.... młoda babka, no taka w moim wieku podtyka dziecku do ust hamburgera>>> takiemu 4-miesięcznemu dziecku!!!!!!! szok, a w ręce frytka, ledwo dziecko łapać się nauczyło, to frytkę mu w łapę i mamuśka zadowolona bo już dziecko samo je.... LUDZIE, oczom nie wierzyłam.... jestem ciężko chora po tym co ujrzałam.... dokąd my zmierzamy.... chyba jedynie do samozagłady!!!!
aaaa i co lepsze, jak już temu facetowi poodcinali takie mega wielkie płaty tłuszczy i zrobili operację żołądka to co zrobiła rodzinka>>>> przyjechali w odwiedziny z tymi pierdolonymi papierowymi torbami frytek i hamburgerów i kubłami pojła i jak te świnie tam wpieprzały i jeszcze jego napaśli.... SZOK, SZOK, SZOK!!!!!
dziś leciał ten sam program "półtonowa mama", nagrałam ale jeszcze nie oglądałam... jak macie możliwość to obejrzyjcie, warto (może w necie).
dlatego ja w domu gotuję, a moja Starsza Córa miała w ręku hamburgera raz i oddała, bo jej nie smakował... ha ha.... frytki może z 6 razy w roku na obiad są.... a pepsi jak ja to mówię "od święta"... wystrzegam się produktów gotowych i półproduktów, gotuje sama a nie z torebek... jestem z siebie dumna:):):) mam nadzieję, że dzieci kiedyś to docenią i wiecie co... chyba zacznę się modlić, żeby ta chora kubłowa moda na śmieciowe żarcie u nas się nie przyjęła... nasze ulice są piękne bo chodzą po nich piękni zdrowi ludzie.
Od dziś mówcie do mnie "zbulwersowana"....
buziaki:)
krew mnie zalewa!!!
i to dosłownie.... przyszła @.... cieszę się, bo to oznacza, że wreszcie waga pójdzie w dół...
dziś już nawet lekki spadek bo 78,6kg:)... teraz @, w niedzielę pełnia>>> liczę, że przyszły tydzień będzie pod znakiem "SPADKU WAGI".
WRESZCIE TROCHĘ LEPIEJ SIĘ CZUJĘ!!!!
dziś trochę dzieci dłużej pospały więc tak później z posiłkami wyszło:
śniadanie: 2 kromeczki razowca z makrelą w sosie pomidorowym
śniadanie 2: kawa z cukrem i mlekiem, śliwka w czekoladzie, ciastko:)
obiad: ryba smażona, ziemniaki, surówka- jeszcze nie wiem jaka, coś wymyślę.
jak znajdę chwilę czasu wieczorem to napiszę wam o programie "pół tony taty" czy jakoś tak, wczoraj oglądałam i po prosty szok...
teraz nie mam czasu bo obiad szykuję...
pa
dziś już jakby troszkę lepiej...
humor lepszy i kaszel mniej męczy...
samo to że luby w domku czyni mnie zdrowszą:)
dziś z i po przedszkolaka poszedł, nawet psu dał jeść, a zarzekał się, że nigdy....
cudownie, ja nawet nosa z domu nie wychylam:)
z dietką też ok, wczoraj zjadłam tak jak we wpisie + na kolację miseczkę płatków i bakali z mlekiem.
dziś waga 78,8... bez zmian, ale dziś też powinna przyjść @....
menu:
śniadanie: 2 kromki razowca z szynką i serem + ketchup
śniadanie 2: owsianka
obiad: kasza z gulaszem z indyka + surówka seler+jabłko:)
w planach podwieczorek- owoc jakiś, a kolacja pewnie tradycyjnie mleko z płatkami i bakaliami:)....
a zapomniałam o kawie i 3 delicjach... hi, przy @ to nie grzech
idę do łóżeczka, bo dzieci z tatusiem do dziadków pojechały
takie chwile spokoju>>>>>> BEZCENNE:)
kolejny antybiotyk... jest gorzej niż było.
no i się doigrałam... osłuchowo jestem gorsza niż przed antybiotykiem który dziś rano skończyłam... dziś dostałam kolejny...
ale co tu się dziwić... minimum dwa razy dziennie w auto i do przedszkola albo do sklepu... mąż dziś wraca, będzie koło 17 więc obiecał, że od jutra on bierze na siebie wszystkie "dworowe" obowiązki. Ja jeszcze tylko starszaka z przedszkola odbiorę i koniec!!! muszę się wreszcie zacząć leczyć a nie "udawać" bo to się w końcu szpitalem skończy....
rozwala mnie nasza służba zdrowia... w poniedziałek już nie było terminów, żeby się na dziś zarejestrować... szok, musiałam poprosić Panią doktor, co by mnie łaskawie przyjęła bo ja na kontrolę po antybiotyku.... zgodziła się ale czekać kazała.... po 2 godzinach już nie wytrzymałam i wtargnęłam do gabinetu gdy poprzedni pacjent wychodził.... dziecko zostawiłam z dziadkiem, a ten miał też jakąś pilną robotę i też się śpieszył... słów brak...
waga 78,8kg...
jedzenie:
śniadanie: 2 kromki razowca z masłem, szynką i chrzanem
śniadanie 2: 2 kromki razowca z masłem, pasztetem i musztardą
obiad: gulasz z indyka z warzywami, kasza (zaraz biorę się gotowanie)
Jess82> dzięki wielkie, stwierdzenie super, w sumie to samo życie... czas mija nie ubłagalnie... zaraz kolejna wiosna, kiedy to ja mam wszystkich powalić swą figurą nową... kolejna... bo w minione nie powaliłam niestety... ja nie rezygnuję z celu, realnie oceniam sytuację i widzę, że o ćwiczeniach mogę zapomnieć, a diety zaostrzyć nie mogę, bo chwilami mam wrażenie że zemdleję taka słaba jestem... muszę najpierw wyzdrowieć, a dopiero później zweryfikuję cele...
życzcie mi zdrowia, a jak się wykuruję, obiecuję, że dam z siebie wszystko i cel zamierzony momentalnie osiągnę... jak dobrze pójdzie to za tydzień, no może od 1 lutego zacznę ćwiczenia, dokładnie się pomierzę itd... i tak zaglądać będę i pisać co zjadłam, co by nie popłynąć zbytnio... buziaki, idę gotować obiad....
kolejny dzień... nudny, bezowocny,
niesatysfakcjonujący mnie wcale...
16 dzień diety
10 dni do celu 2
waga 78,8kg... słów brak
jedzenie:
śniadanie: owsianka
śniadanie 2: 2 kromki razowca z pasztetem
obiad: żurek z 1 jajkiem i ok 40g kiełbasy białej
przekąska: budyń z dziećmi (oszacowałam moją porcję na jakieś 180-200kcal)
kolacja: 2 łyżki musli, 2 morelki, 4 śliwki suszone, mleko
Ogólnie doła mam. Mężuś wraca jutro wieczorem, muszę dotrwać... rano wizyta u lekarki, ciekawe co powie, bo ja się lepiej wcale nie czuję....
Jak czytam Wasze wpisy: tam siłownia, tu fitness... to ćwiczenia z Mel B, to z Chodakowską, brzuszki, skakanka.... rany, a ja... o siłowni, aerobiku zapomnieć mogę, bo dzieci mam, a opiekunki dla nich nie.... zostają mi tylko ćwiczenia domowe i to te bez sprzętów specjalistycznych bo na te mnie po prostu nie stać... wyć mi się chce... kurcze, niech ja wreszcie wyzdrowieję, bo w takim stanie o ćwiczeniach zapomnieć mogę... ogólnie słaba jestem bardzo więc nie wiem kiedy nadrobię te zaległości w diecie i w ćwiczeniach... myślę, że cele przesunę o 2 tygodnie (ja już choruję od 1,5 tygodnia, a końca nie widać)... nie mam do tego głowy teraz, staram się odżywiać zdrowo i z głową... za 2-3 dni dostanę @, w niedzielę pełnia.... szok, zapowiada się zwyżkowy tydzień.
mam dość, odezwę się dopiero jak wyzdrowieję, nie ma się co oszukiwać i czekać na spadki wagi...
dobranoc.
żyję... ale co to za życie.....
dzięki Kochane, wielkie dzięki za te wszystkie miłe i motywujące wpisy...
coś ostatnio moja motywacja jest rozchwiana emocjonalne.... i ta pogoda.... nie to żebym już o wiosnę się prosiła, ale czy słońce wyjść nie może, wciąż tak szaro... marzy mi się taka pogoda -5st C i piękne "cieplutkie słoneczko"... w taka pogodę chce się wyjść, chce się spacerować godzinami... a dziś, to się można nakryć nogami i w imenta połamać. Gdy jechałam po córę do przedszkola to na nogach się ustać nie dało, było -2st C, padał deszcz który momentalnie zamarzał.... lodowisko wszędzie na chodnikach, parkingach, bocznych drogach, na werandzie, na wjeździe do garażu można na łyżwach jeździć.... szok, czegoś takiego ja jeszcze na oczy nie widziałam.
dziewczynki dziś nawet grzeczne były, więc bez nerwów się obyło.... dobrze to rokuje na jutrzejszy dzień:)
choróbsko nadal trzyma.... coś czuję, że nie poszłam na antybiotyk... w środę rano wizyta kontrolna> obym dożyła...
a oto moje jedzonko:
śniadanie: owsianka
śniadanie 2: 2 kromeczki z serkiem szczypiorkowym i szynką
przekąska: kawa i 1 ciastko owsiane (zapasy się kończą, zostały jeszcze 3 szt)
obiad: zupa jarzynowa
obiad 2: kasza, gulasz, ogórek kiszony
kolacja: musli z mlekiem
oby jutrzejsze ważenie było udane (a w sumie co to znaczy udane.... )
trzymajcie kciuki...
koniec 2 tygodnia diety...
i co... porażka. waga dziś zafundowała mi konkretny policzek... 79,1kg!!!!!!!
tyle to ja 2 tygodnie temu ważyłam
wściekłość i rezygnacja...
to właśnie czuję...
nie dam rady...
o ćwiczeniach narazie zapomnieć muszę, bo kaszel mam okropny,
poprawy od piątku nie widzę...