jak we wczorajszym meczu......(nic ciekawego i
1:1)
Ogłaszam remis. Moje zmagania z weekendowym jedzeniem nie zostały rostrzygnięte. Nie chcę się usprawidliwać, ale to wina gości. Był prawdziwy najazd- przyszli teściowie i wujek z ciocią(pierwszy raz u nas)
Sobota zakończyłaby sie pomyślnie bo przez cały dzień dietkowałam i cwiczyłam swoje 65 min ale... ale właśnie. Ok 23.30. zjawiliśmy się w domu z teściami , którzy poczuli głód. Ja też (nie jadałam od 18.00) więc zaczęliśmy jesć kolację i ... - dalej nie ma sensu pisać.Poszłam spac ok 2.00 więć , może.....Własnie może! Ehhh szkoda pisać.
W niedziele też jakoś sie trzymałam ale... Znowu ale! Zjadałam kawałek sernika i 4 ciastka(2 3 małe i jedną babeczkę czekoladową) do tego 2 lampki wina czerwonego i ....Masakra. Dobrze że na tańcach dali mi taki wycisk że ledwo wróciłam do domu....Gdzie targana wyrzutami sumienia nie jadłam nic od 19.00.
Moja walka z weedkendowym szleństwem musi więc zostac odłożona do kolejnego weekendu. To dopiero będzie wyzwanie.Rozpoczęcie sezonu grilowego i komunia!
A teraz pożalę sie trochę: ciągle słysze że schudłam i że zaczynam kiepsko wyglądać. To pierwsze mnie cieszy ale to drugie? Juz nie wiem co mam robić. ja lepiej się czuję jak jest mnie mniej ale jak słyszę to drugie to....Dodam że nie odchudzam się drastycznie więc nie jestem blada, Potrafię zjeść coś nawet o 21.00 i iść spać o 22.30. Wieczorem jem owoce chociaż podobno nie wolno i nie potrafię oprzec się ciemniemu pieczywu. Nie działa to na mnie motywująco. Ale ... jestem uparta i jak sobię wbiję do głowy że ma być 55kg to tak będzie!
Wesołego i pozytywnie zaskakującego dnia Wam życzę!!!
walka o przetrwanie!!!
Dosłownie! Zbliża się weekend! Albo jedzenie albo ja! Walczę! Najgorsze jest to ze nie mam zajęć na uczelni. Będzie więc trudno. Dodatkowo mam najazd gości. Trzymcie kciuki za mnie mocno!!!! Oczywiście zdam relacje czy zwyciężyło łakomstwo czy ja!
Teraz trochę o codziennej , monotonnej walce. Dd kiedy dowiedziałam się że gotowana marchewka ma coś tam wyokiego(jakiś indeks, który sprzyja tyciu) odstawiłam ją na boczny tor. I Cierpię! Uwielbiam gotowaną marchewę!!! Surowej nie moge chrupać ... mam czkawkę. Wiem dziwne.Można się przyzwyczaić.
Nie wiem tylko dlaczego zmowu nie moge myśleć o śniadaniu? Rano kompletnie nie chce mi sie jeść! Wiem powinnam. Zmuszam się do ćwiartki bułki ziarnistej z serkiem topionym ale ciężko mi to idzie, a było już tak dobrze.....zjadałam połowe bułki z twarożkiem albo wedliną. Rano przeciez powinnam być głodna(ostatni posiłek zjadam do 20.00- spać idę ok 23.00) ma nadzieję ze to się szybko zmieni.
Aha! mam za soba kolejny sukces. W środę wybrałam sie na zakupy, takie normalne do domu i lodówki . Byłam niesamowice głodna. Jakimś dziwnym sposobem trafiłam do alejki z chipsami(dlaczego ustawiają ja obok dietetycznych produktów?!) i .... spokojnie odeszłam od niej jak najdalej!!! Mogłoby mi to wejśc w nawyk, oj mogłoby!
Miłego dzionka wa życzę!!!
ciekawe czy długo tak wytrzymam?
Od tygodnia na obiad jem warzywka gotowne w warzywnym bulionie i z dużą ilością bazylii, tymianku, czosnku i pieprzu. Po obiadku ćwiczenia - doszłam do 65 min. MASAKRA!!!!! Jestem zmęczona! Moje życie zaczyna się kręcic tylko wokół diety. To źle.
Zastanawiałam sie jak to się dzieje że nie ciągnie mnie do słodyczy i olśniło mnie! Moje ostatnie słodyczowe przestępstwo dotyczyło pół słoika nutelli (jedłam łyżeczką); wczesniej to było całe opakowanie ferrero rocher, więc... może to jest moja metoda? Raz na miesiąc zjadam coś słodkiego(nie liczę serniczków- bo to były święta:)) ale w takiej ilości że wystarcza mi to na kolejne 30 dni. Jeden dzień w miesiącu to chyba nie jest źle? Jutro sie przekonam. Mam dzień ważenia i mierzenia. Zobaczymy co pokaże moja szalona waga :)
Coś mnie chandra łapie, a nie powinna bo.... przecież życie piękne jest!!!!
zwierzęcy instynkt pokonany?!
Zobaczymy, w weekend było naprawdę bardzo dobrze. Zapanowałam nad swoim zwierzęcym instynktem i nie pochłonełam całej zawartości lodówki.!!! dawno nie miałam na swoim koncie takiego sukcesu. Powiem więcej. W czasie piątkowych zakupów nie skręciłam do alejki z chipsami, a popcorn wyjęłam z koszyka. Czyli? podwójny sukces!!! Oparłam sie pokusie dodania żółtego sera do sosu z makaronem(chociaż jak otworzyłam lodówkę usmiechał sie do mnie słodko, ale schowałam go za kiełkami)
Wszystko byłoby cudownie i rewelacyjnie gdybym wczoraj rozgrzeszona 1,5 godzinnym kuresm tańca nie odpuściła sobie ćwiczeń. Trudno. Dziś będzie lepiej! Musi być!
Aż śpiewać mi się chce!!! ".....hej, hej, jeszcze raz...."(w kolejny weekend mam zamiar powtórzyć swój sukces)
dam radę!
Pewnie ze dam! Już wczoraj prawie dałam- obiecałam nie jeść po 17.00 ale jak wróciłam z tych katechez byłam strasznie głodna i zjadłam pomarańcze.Lepsze to niż kanapka albo coś innego. Powoli, powoli i przestane jeść wieczorami. dam radę! Muszę, w końcu jestem upartym koziorożcem!
Wczorajszy dzień był szalony! Dobrze ze nie mam żadnego zwierzaka w domu , bo chyba by umarł z głodu i z tęskonty! dzisiejszy zapowiada sie podobnie. Wróce do domu po 21.00 , więc dziś bez ćwiczeń. W tym tygodniu wogóle mało ćwiczyłam(2 dni, jutro 3, w niedziele może też,jak zdążę między tańcem a zajęciami na uczelni)Kiepsko biorąc pod uwage zjedzone serniczki :(((- wczoraj nie zjadłam!!!
Najwazniejsze że świąteczne szaleństwo już opadło i jestem znowu silnie zmotywowana.
Życzę Wam wszystkim wytrwałości(i sobie też)
Jestem!
Święta minęły.Szybko, szybciej niż planowałam, i nie do końca tak jak planowałam! jest mnie więcej... o kilkogram. Trudno. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to że było pysznie. Ugięłam sie nie tyle pod naporem pyszności ile uwiezyłam w komentarze rodzinki:schudłaś, kiepsko wyglądasz, kości ci sterczą!
Pewnie że streczą! mam figurę gruszki więc jestem dosyć drobna w ramionach i jak zaczynam chudnąć to najpierw tam. Bioderka i brzuch kurczą sie na samym końcu. Po dwóch dniach tykania mnie po obojczykach i ramionach nie wytrzymałam. zaczęłam jeść. Najgorsze było to, że było pysznie!!! więc nie żałuję! Nie wiem czy to dobrze, ale jestem szczera. Ciesze się ze spędziłam czas z rodznką: dwa spacery, gra w babinktona, zaliczyłam nawet pół godziny skoków z siostrą na trampolinie.- dziś wszystko mnie boli!!!
Teraz walka zaczyna sie od nowa(ale od jutra- dziś mam za sobą kawałek sernika)
Waga?!
jak w tytule... waga mi padała- ta łaziękowa. Zachęcona wczorajszą przymiarką spodni w które nigdy nie wchodziłam(tzn. one nie chciały na mnie wejść) postanowiłam że zobacze o ile jest mnie mniej. Wchodzę i mało nie padłam 67,5 kg. Po dwóch tygodniach ćwiczeń, po głodzeniu się(ciągle jestem głodna, mimo że podobno dużo kalori pochłaniam), szorowaniu mieszkania zaraz po cwiczeniach - żeby jeszcze trochę tłuszczyku spalić, jest mnie więcej o 4,5kg?!
To niemożliwe bo dotychczasowe ubrania robią się luźniejsze, więc wniosek jest jeden: to nie moja wina - winna jest waga. Właściwie to dopiero dziś mnie oświeciło ze mogłam sprawdzić wymiary, tylko.... chyba wczoraj przestałam racjonalnie myśleć.
Dziś jadę do rodzinki na święta. Odpocznę. Moja rodzinka mieszka na wsi. Nie ma nic lepszego na naładowanie baterii niż moja kochana wieś. CUDOWNIE!!!!! Jedyny problem że tam nie ma internetu(chociaz moze to atut? można sie wyciszy) więc odezwę się we wtorek i napiszę czy mnie ubyło czy przybyło. Trzymam za siebie kciuki. bardzo mocno, bo moja mama bardzo dobrze gotuje!
WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
Mile spędzonego czasu w rodzinnym gronie, pogody ducha, radości i zewsząd płynącej życzliwości!
I nie załamujcie się jak nie dotrzymacie diety. Święta to czas kiedy powinniśmy sie cieszyc a nie martwić, na to drugie mamy cały rok. Bądźmy więc pogodne i radosne!
8 kwiecień 2009r.
Dokładnie rok temu Szczecin był na ustach całej Polski!!!Awaria! Brak prądu do 18.30! Mówię wam ale się działao. jak patrzę dziś na to słoneczko to wprost nie moge uwieżyć że rok brnęłam przez śnieg po kostki do pracy!!!
Dobra teraz o moich klęskach dietowych: w poniedziałek miałam okropny ból głowy. Nie! Nie usprawiedliwiam się! Urozyście oświadczam że zaczęłam ćwiczyć ale jak poczułam ze ból nasila sie przy wysiłku odpuściłam(bolało do końca dnia) We wtorek ładnie ćwiczyłam 45 min i wyciągnęłam jeszcze faceta na zakupy. Szkoda tylko że poległam wieczorem- zjadałam o 20 kanapke i sałatkę!!! I ogólnie to od kilku dni śni mi się że jem to wszystko czego mi nie wolno. w niedzielę czekolada, w poniedziałek schabowy; wczoraj chipsy)
Fiksuję???
cudowny sen!!!!
Miałam dziś cudowny sen.:) Zajadałam się magiczną czekolada z orzechami laskowymi, która nie miała żadnych kalorii. Cudownie!!! Szkoda tylko że zanim doszłam chociż do połowy zadzwonił budzic i wyrwał mnie z błogiego spania i jedzenia.
Zamierznia na dziś? Po pracy talerz zupki jarzynowej i 50 min ćwiczeń. Póżniej nauka i przygotowania do wyjazdu na święta do rodzinki(szkoda ze dopiero w piątek)
kolejny dzień
Zmierzyłam sie dziś.Moje wymiary prawie nie drgnęły. Koszmar.
Trudno może w następnym tygodniu będzie lepiej?(skończy się na tym że jak po 2 miesięcznej nieobecności znajdę się w domu rzucę sie na pyszne jedzonko mojej mamy) ale może nie?
Trochę się dziś podłamałam.
To nic , że wystko jest tak jak było ... najwazniejsze że będzie lepiej. Sukces że nie zajadłam tego niepowodzneia czymś pysznym