..czasu na Vitalię!!! Nie zaglądałam tu przez tydzień! Czas to naprawić! i opisać moje zeszłotygodniowe wzloty i upadki.....
Zacznę od upadków. Miejsce pierwsze zajęła dieta. Pojechaliśmy na długi weekend do rodziców i.... nasze mamy pieką za dobre ciasta. Teściowa zrobiła fantastyczny sernik i nie byłam w stanie odmówić sobie codziennego kawałka. To było silniejsze od mojej silnej woli. Poprosiłam żeby go więcej nie robiła jak mamy przyjechać.
Moja mama też nie była lepsza. Zna mnie, wie że nie potrafię oderwać sie od ciasta drożdżowego i co? Robi drożdżówkę z truskawkami. Efekt? Pół blachy zeżarłam....ehhhh
Kolejne rozczarowanie przyniósł piątkowy bieg. Był... po prostu nieudany. ja biegłam, K jechał rowerem który po około 2 km się popsuł.... próba reanimacji nie przyniosła efektu. Przebiegłam łącznie 33 min. Miałam jeszcze poskakać, ale moja rodzinna miejscowość nie nadaje się na skoki na skakance. trawa i nierówne podłoże nie pomagają. Odpuściłam skoki. Biegiem się nie przejmowałam bo miałam pobiegać dnia następnego u teściów. miałam.... ale zapomniałam butów. wrrrrrrrrrrrrr
Podsumowując weekend minął jedzeniowo i prawie bez aktywności.
W niedzielę to odpokutowałam. Przy killerze.
Poniedziałek był bieg -9 km w 52 minuty i Mel B (tym razem pośladki)
Wtorek skończył się skalpelem i skakanką (1070 podskoków - 8,50 minut) Z tym skakaniem to chyba nie jest zbyt dobrze. Zmęczyłam się jak.... w czasie biegu.
Dziś planuje bieg. Po nim pewnie Mel B.