zawzięłam się
zawzięłam się, bo mam czas tylko jeszcze 20 dni, zeby było widac schudnięcie
więc dzisiaj
od rana do 14 - 893 kcale, z tego 468 to drinki
potem siłownia, skakanka, gimnastyka, aeroby, siłowe - spalone 700 do 900 kcali
potem sauna, 14, 7, 5 i 7 minut
mała przegryzka 172 kcale
potem 650 metrów na basenie, 3/4 żabą, 1/4 kraulem
wszystko na szybko, bo późno przyszliśmy - ile to spalonych kcali ???? pół godziny żabka to ponad 230, więc niech będzie
jeszcze mne pewno ze 2 drinki czekaja i pomidora pół i chlebki z masłem i mięskiem
+ 893 - 800 + 172 - 230 + 727
bilans + 762
hihihi, a żyć (z czegoś) trzeba...
są takie dni
dziś byl jeden z takich dni, co to tylko by sie piło jednego drinka po drugim i pod kocykiem przed tivi z pilotem zaległo, posypianie i popadanie w odrętwienie... żadnej aktywności, no, można ostatecznie nacisnąc guzik właczający pralkę
żadnego basenu
żadnego roweru
żadnego jedzenia
dopiero pod wieczór poszłam na siłownię, program swój zrobiłam lekko okrojony, a potem sauna.... dopiero to mnie ustawiło do pionu
wracałam pogwizdując
to tylko chandra, nie depresja, uff
po majówce
wczoraj basen, dzisiaj basen, jutro tez go mam w planach - musze sie obejrzeć i sprawdzić, czy przypadkiem nie wyrasta mi syreni ogon, taki łuskami pokryty
waga - już mi prawie wróciła po szaleństwach urodzinowych i majówkowych
a po saunie mam przez prawie dobę skórę młodszą o 10 lat.... szkoda, ze się to nie utrzymuje dłużej
i przeciążyłam sobie mięsień prawego uda, ten od tyłu, bliżej kolana - miałam dzisiaj wymówkę, żeby nie pójśc na siłownię... znaczy, nie do końca to wymówka, mam kłopot z siadaniem i wstawaniem, a juz horrorem jest usiądnięcie na sedesie - jak bym sie nie usadzała, to krawędź ZAWSZE znajdzie się w bolącym cholernie miejscu
kilka dni majowych....
ostatnie kilka dni zaowocowały wzrostem wagi
bo dużo więcej sie ruszałam i w dodatku na swiezym powietrzu i miałam wiekszy apetyt
jadłam niewiele więcej, ale jednak zauwazalnie więcej....
a mój podstęny organizm tylko na to czekał!!! wyssał z posiłków każdy nadmiarowy erg energii i go zmienił w ?nadwagę
ale jak miałam odmówić przy paleniu ogniska i przy cięciu róż poczęstunku lodowego, zwłaszcza gdy dawała mi go ulubiona przeze mnie przyjaciółka mojej córki
albo jak mogłam teściowej odmówic zjedzenia kotleta schabowego, gdy go z taką poieczolowitościa dla mnie i mojego Lubego przyrzadziła
albo kruche ciasteczka na działce u mojej mamy... specjalnie je postawiono w zasięgu mojego ramienia
ja nie mam ochoty jeść
to tylko moje nieopanowane i zbyt rzadko kiełznane ŁAKOMSTWO
dlaczego kilometry tłuczone na basenie i godziny noszenia siana i grabienia trawy tego nadmiaru nie spaliły?.....
WIECZOREM
poszłam samotnie na basen i pobiłam (znowu) swój rekord - dzisiaj przepłynełam 1650 metró i KAZDY 9 i 10 basen płynełam kraulem
po urodzinach
dziś na wagę nie wchodzę, o nie, nie ma mowy !!!
bo... miałam wlasnie wychodzić wczoraj przedwieczorem na siłownię, gdy przyszli niezapowiedzei goście.... znaczy, ja nie wiedziałam, to rodzinka załatwiała za plecami... a rodzina nagle sie pokazała, że wałówka okolicznościowa załatwiona, ciastotort, moj ukochany słodki sheridans, winogrona, napitki... no, zrobiła sie imreza na 102
więc co miałam sobie żałować ?
teraz troche mi sie jeszcze kręci w głowie i popijam ziołowe herbatki na trawienie, na uspokojenie, na wyciszenie... łupie mnie pod i za prawym okiem....
przeżyć, przeegzystować w ciszy i spokoju do zmierzchu....
poszłam na siłownię, ale na skakance nie odważyłam się skakać, bo pewnie zaliczyłabym glebę... i brzuszków nie robiłam, bo jeszcze bym się zrzygała.... kac to okropna rzecz
więc tylko nordic walking, rowerek, ponad 40 minut na bierzni, kilka ćwiczeń siłowych.. a potem sauna.... mniam, mniam.... wypacałam z siebie ostatki pałętającego się w żyłach alkoholu i odpoczywałam, odpoczywałam, chwilami niemalże zapadając w letarg
na basen juz nie miałam siły
urodziny
wrrrrrrrrr !
miałam nadzieję, że dzisiaj waga pokaże mi w ramach prezentu nareszcie nie-dołującą cyfrę
ale, skubana!, nie chciała
pokazała 60,2.... a tak bardzo chciałam, żeby wreszcie pokazało sie poniżej 60
czy jak bede pluła cały wieczór, to wypluję te nieszczęsne 20 deko ????
odchudzanie w depresji
wróciła mija depresja.... więc jem, kiedy pamiętam i gdy się zmuszę
może to i dobre, ale kanapka mi pokrojona zasycha na talerzyku i jabłko się robi brązowe....
najchętniej odżywiałabym się drinkami, a proszeczki na sen
siłownia, mniej więcej połowa programu, potem sauna, ale krótsza
i wieczorem basen, wolniej pływałam
gdyby nie ten śmieszny młody człowiek na siłowni, to bym po saunie zawinęła się w kołderkę i pospała, poleżała ze dwie doby - ale mnie zmobilizował...
eh, nieważne
rower nareszcie !
dzisiaj zainaugurowałam swój rower, na Okęcie i z powrotem, 46,6 km, większość drogi powrotnej miałam pod wiatr, niestety. Jakoś wolę rozpoczynac pod wiatr, zeby wracając czuć go w plecy. Ale trudno.
Ostatnie miesiące na siłowni sporo mi dały, bo w latach poprzednich inauguracje robiłam na max 22 km, a dzisiaj nawet nie jestem bardzo zdechła, tylko zmęczona.
Diety MŻ też mocno pilnuję.
basen 1000 metrów
sauna
basen 250 metrów
z niecki wychodziłam przedostatnia, a wcześniej pływałam z wielką przyjemnością w spokojnej, niemalże oleistej wodzie
acha, po raz pierwszy przepłynęłam pod wodą 3/4 basenu, udało mi sie to az dwa razy - ależ jestem z siebie dumna!
weszłam na wagę
i... jestem znowu odrobinę SCHUDNIĘTA
brak mi słów - ze strachu, że nie wytrzymam tak długo i sobie pofolguję jedzeniowo i alkoholowo
nie pofolgowałam, przynajmniej jedzeniem, cały dzień się pilnowałam, ale niespecjanie, EUFORIA mnie napędzała (chyba)
na siłowni pełen zestaw, fuul wypas i szał ciał i uprzęży - gimnastyka i stretching, skakanka (ponad 700!), ćwiczenia siłowe zamiast tańca na lustrzanej sali, ponad 4 km na bieżni pod górkę, 2 km na nartach i rower, 6 minut na wzgórzach i 18 minut w zajebistych górach
a wieczorem basen, pobiłam osobisty rekord, przepłynęłam 1100 metrów z tego co najmniej 150 metrów kraulem!
z radości zrobiłam sobie nocą 2 drinki
wczoraj i dzisiaj
wczoraj :
- NIC nie piłam procentowego, cięzko - bo cięzko, ale dło sie wytrzymać
- na siłowni zrobiłam swój PEŁNY program + jakieś wytrzymałościowe dodatki na sali lustrzanej i potem sauna
- i tylko lekko ponad 1100 kalorii
dzisiaj
na razie pilnuję jedzenia, siłownia tez chyba bedzie, ale na basen to bym musiała piechotą....
byłam na siłowni, 700 na skakance, 50 minut na biezni, kąt 15 stopni i cały czas ok 6 km/h, nordic walking 15 minut z obciążeniem 3, rower programy - 6 minut wzgórze, dół, wzgórze, i 24 minuty góry i w morde na dół
a potem 45 minut prawie w saunie z 3 chłodnymi przerywnikami
jak wróciłam, to zupa grzybowa tylko we mnie znikała... ale nic więcej
moze dzisiaj wcześniej spać
za 2 dni znowu wskoczę na wagę