i znów porażka!!!
Błagam, pomóżcie mi i poradźcie jak mam wytrwać na początku odchudzania /bo sama już tego chyba nie pamiętam/.
Dziś znów zagościły u mnie ciasteczka, buła z serem, itp. :-(((
Jak wytrzymać? Bo na początku jest najgorzej! W żołądku ssie jak diabli, ma się dużo kilogramów do stracenia, ćwiczyć się nie chce i wszystko człowieka wkurza. Później, jak widzi się efekty i ma się te 5, 10 kilogramów to chyba jest już łatwiej.
ALE JAK WYTRWAĆ NA POCZĄTKU? /czasem to żałuję że anoreksją nie można się zarazić, bo mnie przydałby się jadłowstręt/.
Ale mi wstyd!!!
Ale mi wstyd!!! Na wadze 81,9!!!!! Czy ja wreszcie się odchudzę? Dawniej leciały mi kilogramy w dół jak oszalałe. A teraz nie dość, że nie mogę wytrwać na diecie, to jeszcze tych kilogramów mi przybywa!
Na nowej diecie jestem od wczoraj /wczoraj rano waga pokazała mi 84,1 kg! - więc w jeden dzień ubyło mi prawie 2 kg - ale wiem, że na początku po wielkim łakomstwie to idzie łatwo. Potem dopiero zaczynają się schody.
Najgorsza u mnie jest miłość do słodyczy. Jak ja zazdroszczę ludziom, którzy nie lubią słodyczy! Ale tak naprawdę nie lubią. Są w ogóle tacy? Nie wiem. Moja druga wada, to jak najszybsza chęć schudnięcia - codziennie na wadze chciałabym mieć o 1 kg mniej! A przecież tak się nie da. I wszystko to mnie zniechęca!
Może teraz wytrwam - chcę jeść dużo warzyw, owoców i nabiału.
Sama za siebie trzymam kciuki!
:-(((
znów jestem
Dawno mnie tu nie było. Ale znów miałam wzloty i upadki. W końcu się wkurzyłam jak znów moja waga wskazała prawie 78 kg i porządnie zacisnęłam pasa. Teraz mam 74,6 i mam nadzieję zejść poniżej 70. Zobaczymy. Pomaga mi w tym "Meridia 15" /znajoma farmaceutka sprzedała mi ją bez recepty!/ i wreszcie nie czuję tego cholernego głodu! Tylko jest mi niedobrze i jestem słaba, ale co sie nie robi dla super sylwetki!
Wiele razy zaczynałam, ale jeszcze próbuję. Tym bardziej, że za 3 tygodnie mamy w rodzinie wesele. I jak bym wyglądała, gdybym nie zrzuciła kilku kilogramów! Jak wieloryb. A tak, już widzę, że oponka na brzuchu mi się zmniejszyła. I oby tak dalej! Jem naprawdę niewiele - owoce, niskokaloryczne zupki z torebki /wiem, że są niezdrowe, ale sycące i w miarę smaczne/, robię sobie domowe koktaile ze słodzikiem. I w tydzień ubyło mi 3 kg! Wiem, że z czasem to "spadanie" będzie wolniejsze, ale mam nadzieję...
"spadam" :-)))
wreszcie ta moja waga drgnęła! bo oczywiście w miedzyczasie /kiedy nie pisałam/ to wahała się od 75,00 kg do ponad 76,00.
dieta cambridge leży w szafce - może jeszcze się na nią skuszę - na razie jem mało a często, mało węglowodanów, więcej białka, ćwiczę codziennie - brzuszki i nożyce - I WRESZCIE "SPADAM".
kupiłam też spalacz tłuszczu /na www.suple.us/ . mam nadzieję, że wreszcie rozprawię się z tym tłuszczykiem - pewnie nie uda mi się zejść do wymarzonych 55 kg, ale jak będzie ok. 62 kg to już będę zadowolona :-))
dieta Cambridge
no, 75,01. Od wczoraj jestem na diecie Cambridge. Rano jem batonika /nawet dobre/, ok. 14.00 - zupę /na razie spróbowałam grzybową i z kurczaka - znośne/, a wieczorem piję napój - wczoraj capuccino /jak kawa zbożowa z mlekiem/ dziś spróbuję waniliowy. Mam też /zamiat batona/ coś w formie makaronu z sosem grzybowym /spróbuję chyba w weekend/. I o dziwo - drugi dzień, a ja nie jestem głodna. Nie wiem, czy to przez kasę /wydałam na produkty na 2 tygodnie ponad 300 zł/, czy przez to, że te produkty chyba pęcznieją w żołądku, czy upał za oknem? Ale na razie wytrzymuję bez problemów /a na kopenhaskiej rzucałam się na jedzenie i nie mogłam wytrwać!).
Może wreszcie trafiłam na swoją dietę - bo w ogóle lubię zupy "z kubka" tzw. zalewajki /a smakowo to jest podobne/, mogę zjeść batonika /są w białej lub zwykłej czekoldzie/, a napoje też są OK.
Mam nadzieję, że wreszcie mi się uda i będzie to udany wstęp do dalszej /mniej rygorystycznej/ diety. ;-))
niestety porażka!
No i pierwsza porażka! Kilka dni odpuściłam sobie dietę i co? Ponad kilogram w górę. Uff... Męczy mnie już ta huśtawka. Zbiję 2,3 kilogramy, poluzuję trochę i znów mam nadwyżkę.
Ale od wczoraj (jak zwykle poniedziałek :-) ) znów jestem na diecie - mało węglowodanów, dużo hudego białka, wspomagacze odchudzania i pół godziny na Ab Rocket'cie. Mam nadzieję, że wytrwam, bo kupiłam kilka fajnych ciuszków na lato i na pewno lepiej będę wyglądać jak będę szczuplejsza.
A poza tym (mam nadzieję, że nikogo nie rozśmieszę) zaczęłam stosować wizualizację - siebie, jako chudej "laski" (takie myślenie też podobno działa cuda) - zobaczymy!!!
:-)))
dziś: 75.00 kg.
Mierzyłam też obwody i mam dużo mniej tłuszczu na sobie. Cieszy mnie to.
A wczoraj (chyba na Dzień Matki) wreszcie ściełam sobie włosy. Najlepiej czuję się z taką zgrabną, nastroszoną fryzurką. A i moje włosy najlepiej wtedy wyglądają. Chciałabym, aby były długie, ele są cienkie, lichutkie i jak je zapuszczę, to wyglądają rzałośnie.
Teraz jeszcze bardziej zmobilizuje mnie to do odchudzania, bo przy krótkich włosach lepiej wygląda szczupła twarz /choć moja nie jest wcale taka okrągła/.
Dziś zamierzam jeść zupkę warzywną /bez dodatków np. w postaci śmietany/, ziarniste pieczywo, chude jogurty, koktaile /np. z truskawek - mniam!/. Jak się jest na diecie, to można też smacznie zjeść i całe szczęcie!
Pozdrawiam wszystkich!
Załamka!!!
I co? Nie wytrzymałam i przerwałam tą "głupią" kopenhaską.
Wiecie, czemu mi się z nią nie udaje? Bo muszę żreć mięcho z sałatą, a nie mogę tyle owoców ile chcę, czy chudych jogurcików, sałatek warzywnych. Chyba po prostu muszę racjonalnie i chudo jeść, a nie bawić się w głupie wyczerpujące diety - bo potem rzucam się na jedzenie.
ALE NAJWAŻNIEJSZE: waga nadal 75,4 (!) więc to załamanie na szczęcie nic mi nie zaszkodziło.
Walczę dalej!
pozdrawiam wszystkich!!!
no nie wierzę!
Nie wierzę - wchodzę rano na wagę, a tu 75,4! Ta dieta kopenhaska czyni cuda! Mam tylko nadzieję, że się nie złamię /kiedyś nie wytrzymałam w 12 dniu! i dzień przed końcem nażarłam się jak świnia!/
Przysłali mi wczoraj Ab Rocket-więc dziś dołączam ćwiczenia!
Nie piszę więcej bo w domu jest dziś mąż, a nie chcę, aby spojrzał mi przez ramię.
Pa!
No, waga drgnęła...
No, waga drgnęła - i to prawie 1 kg w 1 dzień! Ale wiem dobrze, że na początku idzie szybko, a schody zaczynają się potem. Wiem też, że na początku to strata wody, a nie tłuszczu, ale i tak się cieszę.
Mam nadzieję, że zmobilizuję się jeszcze do ćwiczeń (czekam cały czas na Ab Rocket'a) bo przy dwójce małych dzieci (i pracy zawodowej) niewiele ma się czasu i sił do ćwiczeń.
Ale jak mi przyślą ten przyrząd do ćwiczeń to mam nadzieję mieć więcej zapału do ćwiczeń.