Oj, długo nic nie pisałam, a to dlatego, że miałam kilka szalonych dni. Najpierw pokłóciłam się z Moim. Było mi ciężko. Jakoś się z tego wyplątaliśmy. Nie jest jeszcze idealnie i cudownie, ale odzyskałam względny spokój. Poza tym korzystając z kilku dni wolnego skoczyliśmy do rodziców, gdzie na komputer nie miałam wiele czasu. Dobrze było zobaczyć się też z tą dalszą rodziną. Po powrocie zaczęłam "mościć gniazdo" i zakupiliśmy ławę i lampę z IKEI. Co więcej w ramach ugody partnerskiej zakupiony został nowy telewizor - moje kochane seriale teraz na dużym ekranie ;)
Z odchudzaniem jest dobrze. Jutro ważenie - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem spadnie 10 kilogramów. Niesamowite. Muszę się przyznać, że trochę sobie podjadam czasem, ale co najwyżej jakiś kęs zabiorę Mojemu z talerza.
Odkryłam też, że gotowanie i pieczenie daje satysfakcję pomimo tego, że samemu nie pałaszuje się zrobionych potraw. Dlatego też zabieram się za pieczenie pierniczków (mam piękne foremki w kształcie zwierząt :), którymi obdaruję rodzinkę i znajomych. To taka mała wprawka przed świętami.
A co się tyczy tytułu dzisiejszego wpisu:
A tak z innej beczki - oglądałam dziś Rozmowy w toku z dziewczynami chorującymi na anoreksję. Jak powszechnie wiadomo, dziewczyny te widząc siebie w lustrze widzą się grube. U siebie zaobserwowałam dokładnie odwrotne zjawisko. Mianowicie spoglądając w lustro widzę się szczuplejszą, niż jestem w rzeczywistości. Moglibyście pomyśleć, że to ja nie przyzwyczaiłam się jeszcze do swojego chudszego o 10kg ciała, jednak muszę zaprzeczyć. Również wtedy, gdy ważyłam 91kg (a był taki okres) uważałam, że owszem, mam lekka nadwagę, ale myślałam wtedy, że taka już jestem. A to już była OTYŁOŚĆ! Dobrze, że w porę się opamiętałam. Zastanawia mnie tylko, czy takie zjawisko ma jakąś nazwę i czy ktoś odczuwa/ł podobnie jak ja.