Nareszcie weekend!
Zaczęłam ambitnie, od badań krwi. Pobrali mi aż 6 fiolek... 😨
Ale przynajmniej z głowy. Sprawdzę hormony tarczycy, poziom wit. D3, glukozę, lipidogram, kwas moczowy we krwi i coś tam jeszcze - nie pamiętam dokładnie co miałam na rozpisce 🤪
Po przychodniu wpadłam od razu do galerii, kupiłam 3 pary spodni i bluzkę, do tego 2 książki. Nie wspomnę ile wydałam, nie chcę tego wypowiadać na głos. 🤪😁
Fajnie było. 🙂
A wczoraj mimo niesprzyjającej pogody i zmęczenia wyszłam na spacer. Było ok, póki w drodze powrotnej nie złapała mnie śnieżyca. Do domu dotarłam jako bałwanek, musiałam suszyć ciuchy na grzejniku. 🐷
Może dziś też uda się wyjść?
Menu:
Śniadanie: 2 kromki chleba żytniego, szczypiorek, sałata, serek
śmietankowy, pomidor.
II śniadanie: 2 tosty z szynką, sałatą, pomidorem i keczupem, grejpfrut.
Obiad (w planie): wieprzowina po chińsku z ryżem.
Kolacja (w planie): szklanka mleka z odżywką białkową i zobaczy się co jeszcze.
Ostatnio staram się być w każdej sytuacji optymistką. Czasem bywa trudno, ale ogólnie widzę po sobie, że warto ❤
Ps. Mam wrażenie, że kurtka zrobiła się luźniejsza!