Wynik meczu, juz znany...
wiec nie bedzie komentarzy.Szkoda...Lzy mi autentycznie plyna po policzkach...A Sasiadka Niemka, tylko powiedziala, ze naprawde dobry to byl mecz, a Boruc byl mistrzem! I ja Jej powiedzialam pare milych slow pod adresem Niemieckiej druzyny, bo, coz, dobrze grali!I dalej , rozeszlysmy sie do swoich mieszkan, bo zycie toczy sie dalej...a pilka jest okragla,bramki sa dwie...
Na przeciw mojego balkonu mam sasiadow Niemcow,
ale
...flagi swojej z balkonu nie wywiesili...Maja troche szacunku dla biednych(mysle o mnie, bo nasza Narodowa juz raz przegrala w tych mistrzostwach), wiec i ja Im nie wywiesze pod nos naszej flagi...Musimy przeciez jakos zgodnie zyc, no nie?A ktora druzyna wygra? Nie wiem, do przerwy O:O...Pewnie, ze zycze naszej Narodowej jak najlepiej!
Cudow...ciag dalszy....
No i jak tu nie napisac o tym zdarzeniu jako o cudzie? Ocencie sami...Otoz, wychodzac po Corke do szkoly, juz rozmyslalam, jak to bedzie z ulubionym rosolkiem dla dzieci,ktory wczesniej ugotowalam.Tylko, tak jakos "wyszlo", ze brakowalo mi ulubionego przez dzieci makaronu muszelki! Innego byc nie moze, bo rosol nie bedzie smakowal! Malo juz czasu zostalo, by udac sie do sklepu, ktory polozony jest jakies dwadziescia minut(bardzo!) szybkiego marszu. Hmm, dobrze byloby sobie taki marsz urzadzic, gdyby nie jednak dodatkowe zajecia, z ktorymi jestem do "tylu!".Rozmyslajac tak, zbiegam po schodach (to chyba ostatnio-jedyna forma cwiczen!), az zchodzac do lobby widze....no wlasnie! Poukladane przez kogos produkty do "wziecia", bo ktos sprzatajac swoje szafki zauwazyl, ze owe produkty zajmuja miejsce w szafce kuchennej, a ktos inny moze zuzytkowac je na swoje potrzeby. No, i jak juz sie domyslacie, wsrod produktow do wziecia, znalazla sie paczaka (oczywiscie , nie otwartego!) makaronu muszelki!I tak oto, na moich oczach splenil sie cud, o kalibrze, ktorego nawet nie wspomne! Ze to cud, nawet nie watpie! Tylko pomyslec, ile zbieznosci w czasie i przestrzeni , by ten wlasnie makaron znalazl sie w garnku , na mojej kuchni! Dla mnie, to niewatpliwie cud, a dla Was? Byc moze, zdarzenie takiego kalibru nie zasluguje na miano cudu, ale wedlug moich wierzen, cuda, jesli male - a nie postrzegane, nawet gdyby objawily sie wielkim zasiegiem-zawsze beda tlumaczone jako "niezbadane sily natury", ktorym to nauka nie dala wlasciwej definicji,tlumaczac sie tylko kwestia czasu.
No i znowu filozofia w wydaniu "podworkowym", ale coz, nie obdarzona zostalam medrca szkielkiem, a jako typowa kobieta, wiecej "odczuwam" nizli rozstrzygam, wiec juz tak ta "moja podworkowa filozofia" ciagnie sie za mna, jak cien o piatej w poludnie...Niech i tak bedzie....
po przegranej z Equadorem....
...zapytalam sie Synka, ile dzieci w klasie jest z Equadoru.Powiedzial, ze jest jeden Chlopiec. No to uprzedzilam Jaska, ze moze miec od kolegi pare komentarzy w temacie gry Bialo-Czerwonych...Ale, na szczescie, Jasiek "nie bierze sobie do glowy" przegranej Polakow...Zupelnie inaczej niz Jego Ojciec! A Matka? Matka modlila sie ( a jakze!) o to by wygrali...lepsi... No i stalo sie wedle zyczenia!I tak po tej przegranej Polakow , rozmyslalam(och, znowu to samo!), ze ten Bog to sie teraz ma, bo tyle Narodu Go prosi o wygrana, ze sama nie wiem, kogo i w jaki sposob Bog ma zadowolic? Wiec, uczciwie przyznaje, ze chyba jest "fair" modlic sie o wygrana dla najlepszej druzyny, bo w ten sposob nie promuje sie "kumoterstwa" nawet w najwyzszych strefach(a to nasz katolicyzm, a to Matka Boska-Krolowa Polski, a to, w koncu-prawie Swiety - Papiez Polak....)No,naprawde, chyba nie mozna juz wiecjej zebrac na niezasluzony cud( wtym wypadku)...czyli, niech wygra lepszy, najlepszy!
Z kolejna "wizyta" u Pani Soni....
Nie ukrywam...Coaraz czesciej rozmyslam o Pani Soni jako o osobie powoli odchodzacej...Bolesne to...Przeciez nie tak dawno poznalam Ja, polubilam, i Ona chyba tez troche mnie, a tu juz zauwazam pogorszenie stanu u Panii Soni.Ta, ciagle usmiechnieta (niegdys), Kobieta, coraz czesciej wita mnie w progu zaskoczona mina, ze wogole przyszlam do Niej...To znowu dni tygodnia sie pomylily.I dziasiaj tez tak bylo, doszedl tylko "szczegol" taki, ze ja "obiecalam" ostatnim razem , iz tego tygodnia bede w piatek, a nie w czwartek, jak dotychczas...Nic sobie nie przypominam z (ewentualnej) obietnicy przyjscia w piatek, nic a nic! Ale, przeciez, tak prawde powiedziawszy, to i ja sie starzeje (jak wszyscy, od chwili urodzenia-dla wlasnego pocieszenia-dodaje...)No, i moglo mi sie rowniez cos pomylic.Nic, przemilczam ten szczegol.Potem, razem z Pania Sonia udajemy sie do kuchni, w ktorej...wszytsko przygotowane jest na moje przyjscie(jednak).Nie "zauwazam" tego, zero-komentarzy.Pani Sonia zaczyna niedomagac, chyba bardziej mentalnie, bo fizycznie, owszem, spuchniete nogi, ale poza tym-wyglada wspaniale! Rzucam okiem na podloge, a tam...kolejne lekartswa , ktore sie "jakos " zapodzialy.No, ale tego nie moge zlekcewazyc! Dziele sie tym odkryciem glosno, bo uwazam, ze to wazne, ale....Pani Sonia stara sie "zignorowac" ten fakt i nonszalanckim ruchem wyrzuca lek do smieci..Na wszelki wypadek, pod nieobecnosc Gospodyni, przegladam pojemnik ze smieciami, w ktorych odnajduje juz puste opakowanie po lekach, na ktorych widnieje wazna uwaga:przyjmowac codziennie o stalej godzinie!A jesli ta znaleziona pigulka byla ta, ktora powinnabyla byc przyjeta raz dziennie o...Nawet boje sie myslec! Dalsze godziny u Pani Soni wiaza sie z kolejnymi odkryciami nowych pigulek (tym razem -pod lozkiem, nalezacych rowniez do Syna!) Wiedzac jakiego rodzaju leki przyjmuje Syn Pani Soni, zaczynam sie niepokoic, bo to juz dwie osoby dorosle, ktore nie moga sie dopilnowac mnawzajem! Ale, co ja opowiadam! Przeciez Syn nigdy nie pamietal o najwazniejszych sprawach, wszystko do tej pory jest(?)pod kontrola Kochanej , powoli Odchodzacej Mamy...A Mama?Ano, coraz czesciej zapalkana, popadajaca w depresje, coraz czesciej zadajaca glosno pytanie:"co to bedzie, gdy mnie zabraknie?"I juz nie ma , jak dotchczas , wesolej w tonie, odpowiedzi:"Syn ma wszytsko, ma pieniadze, da sobie rade"....Juz nie ma tej pewnosci w glosie, tej samej, ktora byla do (tak) niedawna!Powoli Odchodzaca Mama potrzebuje pomocy! Pani Soniu, niech pani nie odchodzi! Przeciez jeszcze tyle niedokonczonych, a i nie zaczetych-rowniez-rozmow! A przeciez, obiecalysmy sobie, ze spotkamy sie ot, poprostu, na "wychonej kawie", jescze nawet nie mamy wspolnego zdjecia, ktore jakos nam sie "nie zrobilo"..."Spieszmy sie...kochac...ludzie(...)odchodza..."
Looking for a Miracle!
No wlasnie....co kto rozumie pod pojeciem "cudu"? Kazdy ma swoja tegoz slowa interpretacje, a nawet, jesli niektorzy neguja istnienie takowego, to tez maja swoje zdanie...No i wlasnie, dzisiaj wydarzyl sie (wedlug mojej interpretacji) cud! Pedzac z rana z Dziecmi do szkoly, mam po drodze , do zaliczenia przejscie przez jezdnie, a przejscie jest tak oznaczone, by kazdy kierowca musial sie tam zatrzymac! Jest tak jaskrawie oznaczone, ze , az strach pomyslec, ze ktos moglby takiego znaku-z dala juz oznaczonego- nie zauwazyc! A jednak! Stojac na skraju przejscia z Dziecmi, zatrzymawszy sie , spogladalam na obie strony, czy , aby cos nie jedzie, i juz milam przechodzic, az tu nagle!- niewiadomo skad!-zjawil sie szalenie szybko pedzacy samochod i ani mysli sie zatrzymac! Jak to sie stalo, ze ja jakims "cudem" nie weszlam z dziecmi na jezdnie? tajemnica jest to dla mnie...Na pol metra przede mna, z gwizdem opon,samochod stanal jak wryty! A ja na pol odretwiala , nie wiedzac jak bardzo mocno, scisnelam raczke corci, ze ta nawet nie jeknela?, dopiero po jakims czasie poczula nadchodzacy z duzym opoznieniem -bol...Po powrocie do domu, nie bylo mnie stac na nic innego, ale resztkami sil, ukleklam na kolana, dziekujac Matce Boskiej i Bogu za Cud! Bo wedlug czysto matematyczno-fizycznych wyliczen, powinno nas juz nie byc posrod zywych...A, jednak stalo sie inaczej...Zyje, i trzeba to zycie przemyslec...Nie kazdy przezyl ten dzien, nie ostajac sie wsrod zywych, nie kazdy ze snu sie poderwie do nowego dnia.A jak przezylam ten -na nowo-darowany mi czas? Nie, tyle odwagi to ja nie mam, by sie przyznac ile rzeczy zmarnowalam, ile slow "ciezkich" wytoczylam naprzeciw Blizniemu, ilez zaniedbania w paru godzinach! Kiedy ja sie opamietam?!Przeciez zadna z mojej godziny zycia juz sie nie wroci, zadna sie nie da przezyc "drugi raz"!O, Boze!-Wolam, bo sama na sobie polegac nie moge, najwyrazniej-nie!I wyczekuje cudu w kazdym dniu swojego zycia, w kazdej jego chwili...Oby ich jak najmniej zmarnowac!Tego sobie zyczac, szykuje sie do snu, dzielac sie z Wami moim rachunkiem sumienia...
1000 wpis do pamietnika!
Dzis dostalam tysieczny wpis do pamietniczka! Chcialabym Wam wszytskim podziekowac za odwiedziny, a nawet, za pozostawiane uwagi! Nie tylko zaspakajaja one moja proznosc(nie ukrywam- mam mnostwo wad!), ale daja mi sile do pisania , i sprawiaja , ze czuje sie spelniona w tej swojej wylewnosci. Wciaz stawiam sobie pytanie, kto kogo bardziej potrzebuje? Chyba jednak nie musze sie wiecej nad tym pytaniem zastanawiac, poprostu, pisze dalej, a dopoki ktos mnie bedzie odwiedzal, dopoty slowka sie w nim nowe pojawiac beda...A jak juz nie bedzie odwiedzin , to poprostu, zwine swoj kramik, i tyle po mnie zostanie...Dodam tylko, ze Tysieczna wizyte w moim pamietniczku zlozyla Kobieta, lat 32, z Leszna...Dziekuje!
Wszystkim zainteresowanym "mikstura" podaje,
ze efekt byl krotkotrwaly, a jesli by nie byl, to nie powtarzalabym takiego zcalenia sie pastylek na przyszlosc! Jeszcze na drugi dzien sie z tym borykalam...Ale, teraz, na spokojnie, lykam nie tyle pastylek naraz, i w roznicach czasowych, coby sie znow nie "odoleic"...Pozdrawiam, i przesylam sloneczne ciepleko z Toronto, coby Was w Polsce rozgrzalo! Ufff...wlasnie z lekka sie ochlodzilo, mozna oddychac...Pozdrawiam!
Dzisiaj bedzie "obrzydliwie" lekki temat!
Otoz, cos z zycia "nizszej" strefy mojego hmmm...podwozia..Wpadlam z rana na pomysl polkniecia gamy pastylek, o ktorych posiadaniu zupelnie zapomnialam! Oj, czego to ja nie polknelam!Byl magnez(ten od zniechecenia sie do slodyczy), koreanski czerwony ginseng(a to-chyba na energie, zeby jej przybylo!-znaczy sie...), pastylka z zawartoscia oleju z siemienia lnianego(ale , na co to mialo byc?-juz zapomnialam!) A poniewaz u nas panuja upaly(powyzej 30-stopniowe, ze o wilgotnosci powietrza nie wspomne!), a ja sama jestem "przed tymi dniami", to dodatkowo dorzucilam pastylke na odwodnienie, bo "puchne " i ma to mi pomoc jakos...A, i jeszcze dorzuciwszy pastylke z zawartoscia fibryn-na wypelnienie zoladka tresciwoscia taka, zeby jesc mi sie nie chcialo! I cala tak napakowana, poszlam do szkoly, serwowac pizze dzieciom...A po dwoch i pol godzinie-pedem lecialam do domu, bo cos "czulam", ze "poleci"! No , najpierw -przepraszam, ale uprzedzalam!!-gazow cala gama, a potem, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu-"tlusta oliwa" ze mnie ciekla przez cale piec minut!Hmmm...nie powiem, piorunujace wrazenie to zrobilo na mnie! Widac, przy takiej kombinacji pastylek, nastapilo oddzielenie sie oleistych skladnikow w jelicie(nie wiem, ktorym...), i nie dostal sie ten tluszcz w obieg mojego oganizmu, zapobiegajac odkladaniu sie tegoz na zas...Wiem , ze istnieje lek , specjalny, ktory powoduje taki efekt...Podaje sie go chorym z bardzo zawyzonym poziomem cholesterolu, a drogi jest ow lek! A tu masz, sama "wpadlam" na mix cudownej mocy! Moze to tylko przypadek? A moze tylko jednorazowa reakcja? Calkiem mozliwe! Ale, nie powiem! Splywala ze mnie ta tlusta oliwa, a ja dyszalam, sapalam, jak "lokomotywa" Julka Tuwima, bo skrecalo mi przy tym jekita(wciaz nie wiem, ktore...) No, i nawet nie przepraszam za ton dzisiejszych zwierzen, bo juz w tytule wspomnialam, ze bedzie "obrzydliwe", ale dlaczego lekkie? Bo zeszlo troche ze mnie, to i lzej sie czuje...Tyle na dzisiaj!
Niemniej jednak pare dni wolnego sie przyda....
Bo dopoki pisuje w swoim pamietniku w tonie mentorskim, to pol biedy...bo przeciez nie "wciskam " sie nikomu z moimi pogladami, ale jak juz sie wyrazam na forum publicznym w jakims temacie, to juz zoobowiazuje...Tylko, jakos tak czesto zauwazam, ze jak sie czlowiek wypowie"pod prad", to jest czesto odbierany jako "wrog" ogolu...Ale, mimo wszytsko, z pokora(wcale nie udawana!) przemysle swoje wypowiedzi, zapiski i takie tam...Bo rzeczywiscie, przegladajac swoj pamietnik, zauwazam w nim"pelnej powagi ton"!Ale, z drugiej strony...Gdybym sie tu "odslonila" z wlasnymi przejsciami zyciowymi, to wiele osob, mogloby sie zastanowic, czy w ogole mam prawo moralne do jakichkolwiek zartow w wielu tematach...No, coz, nawet nie mam glowy do kawalow, zeby ten pamietniczek "zluzowal" sie w tonie...A w ogole, to moja lepetyna zajadle notuje kazde "mocne"(czytaj) dramatyczne przezycie, do tego stopnia, ze nie umiem nawet tego przemilczec, i wyzywam sie w swoim(ale czy tak do konca swoim?) pamietniku...Moze, jak troche wypoczne, to przyjdzie mi jakis weselszy pomysl, ktory zanotuje Wam do poczytania?Ale, coz...jutro ide do pani Sonii, wiec juz znam "ciezar gatunkowy" przezyc tejze Osoby...Nie ma co, pare dni mi znow zajmie, by sie "dogadac" z wlasnymi przemysleniami w tym temacie.A, ze mam ciagoty do Was, to jak znam siebie, przypedze, i znowu "wyleje" swoje na papier...Chyba jednak nie na dlugo potrafie sie z Wami rozstac!