Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Z kolejna "wizyta" u Pani Soni....
9 czerwca 2006
Nie ukrywam...Coaraz czesciej rozmyslam o Pani Soni jako o osobie powoli odchodzacej...Bolesne to...Przeciez nie tak dawno poznalam Ja, polubilam, i Ona chyba tez troche mnie, a tu juz zauwazam pogorszenie stanu u Panii Soni.Ta, ciagle usmiechnieta (niegdys), Kobieta, coraz czesciej wita mnie w progu zaskoczona mina, ze wogole przyszlam do Niej...To znowu dni tygodnia sie pomylily.I dziasiaj tez tak bylo, doszedl tylko "szczegol" taki, ze ja "obiecalam" ostatnim razem , iz tego tygodnia bede w piatek, a nie w czwartek, jak dotychczas...Nic sobie nie przypominam z (ewentualnej) obietnicy przyjscia w piatek, nic a nic! Ale, przeciez, tak prawde powiedziawszy, to i ja sie starzeje (jak wszyscy, od chwili urodzenia-dla wlasnego pocieszenia-dodaje...)No, i moglo mi sie rowniez cos pomylic.Nic, przemilczam ten szczegol.Potem, razem z Pania Sonia udajemy sie do kuchni, w ktorej...wszytsko przygotowane jest na moje przyjscie(jednak).Nie "zauwazam" tego, zero-komentarzy.Pani Sonia zaczyna niedomagac, chyba bardziej mentalnie, bo fizycznie, owszem, spuchniete nogi, ale poza tym-wyglada wspaniale! Rzucam okiem na podloge, a tam...kolejne lekartswa , ktore sie "jakos " zapodzialy.No, ale tego nie moge zlekcewazyc! Dziele sie tym odkryciem glosno, bo uwazam, ze to wazne, ale....Pani Sonia stara sie "zignorowac" ten fakt i nonszalanckim ruchem wyrzuca lek do smieci..Na wszelki wypadek, pod nieobecnosc Gospodyni, przegladam pojemnik ze smieciami, w ktorych odnajduje juz puste opakowanie po lekach, na ktorych widnieje wazna uwaga:przyjmowac codziennie o stalej godzinie!A jesli ta znaleziona pigulka byla ta, ktora powinnabyla byc przyjeta raz dziennie o...Nawet boje sie myslec! Dalsze godziny u Pani Soni wiaza sie z kolejnymi odkryciami nowych pigulek (tym razem -pod lozkiem, nalezacych rowniez do Syna!) Wiedzac jakiego rodzaju leki przyjmuje Syn Pani Soni, zaczynam sie niepokoic, bo to juz dwie osoby dorosle, ktore nie moga sie dopilnowac mnawzajem! Ale, co ja opowiadam! Przeciez Syn nigdy nie pamietal o najwazniejszych sprawach, wszystko do tej pory jest(?)pod kontrola Kochanej , powoli Odchodzacej Mamy...A Mama?Ano, coraz czesciej zapalkana, popadajaca w depresje, coraz czesciej zadajaca glosno pytanie:"co to bedzie, gdy mnie zabraknie?"I juz nie ma , jak dotchczas , wesolej w tonie, odpowiedzi:"Syn ma wszytsko, ma pieniadze, da sobie rade"....Juz nie ma tej pewnosci w glosie, tej samej, ktora byla do (tak) niedawna!Powoli Odchodzaca Mama potrzebuje pomocy! Pani Soniu, niech pani nie odchodzi! Przeciez jeszcze tyle niedokonczonych, a i nie zaczetych-rowniez-rozmow! A przeciez, obiecalysmy sobie, ze spotkamy sie ot, poprostu, na "wychonej kawie", jescze nawet nie mamy wspolnego zdjecia, ktore jakos nam sie "nie zrobilo"..."Spieszmy sie...kochac...ludzie(...)odchodza..."
malda
10 czerwca 2006, 08:01Masz całkowitą rację... Ja, gdy w październiku moja mama miała zawał w domu, ze mną w za śnianą... Walczyłam o nią z całych sił...Nie chciałam dac jej odejśc. Próbowałam tchnąc w nią życie mimo, że widziałam jak powoli iskierka w jej oczach gaśnie... i zgasła... ale ja jej nie pozwalałam, by przestała się chocby tlic i do momentu przyjazdu pogotowia, tłumaczyłam jej, krzyczałam do niej, że jest nam jeszcze potrzebna, że to jeszcze nie jej czas, że musi walczy, że nie może się poddac... Na szczęście się udało... I widzisz... Ja wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny.. Wcześniej zwolniono mnie z pracy i gdybym pracowała, mama byłaby w domu sama, nikt by jej nie pomógł (aż boję się o tym myślec), a w tym dniu miałam pomagac przy zawodach karate, ale nie zadzwonili z prośbą o pomoc... Dzięki temu byłam w domu, dzięki temu, mogłam pomóc jej walczyc... To było bardzo traumatyczne dla mnie przeżycie, najgorsze jakie mnie spotkało do tej pory... już raz 13 lat temu, było to samo, ale ja byłam wtedy smarkulą, a mama w domu tylko się źle czuła, wszystko działo się w karetce, szpitalu... Teraz na moich oczach... Do tej pory rano idę sprawdzic czy wszystko jest w porządku. Inaczej westchnie, już stoję w drzwiach, za długo jest za cicho, nie odpowiada, gdy do niej coś mówię, stoję w drzwiach. Jestem wdzięczna, że dostała kolejną szansę, a byc może ją sobie wynegocjowała. Od października do grudnia miała okazję walczyc jeszcze raz. Wiem, że moja mama jest silna i chce życ mimo tego, co czasami mówiła, gdy się załamała... Bardzo ją kocham i tak ciężko mi myślec, że mogło by jej nie byc...Nie potrafię sobie tego wyobrazic, chociaż wiem, że nikt wiecznie... Dlatego staram się cieszyc każdym dniem z nią, pomagac jej jak tylko umiem... Czasem zdarzy nam się zgrzyt, ale niewielki i bardzo rzadko. Jak wiele znaczą dla nas bliscy... Jak ważną częścią naszego życia są... <br> Eh...wzięło mnie na rozważania... Twoje wpisy mnie tak nastroiły....<br> Bardzo to mądre i ładne wszystko co piszesz...<br> Pozdrawiam ciepło.Magda
pusia61
9 czerwca 2006, 23:09ja pewnie trochę nie na temat ale wróciłam i przyznaję się do tego że tęskniłam za Tobą. Bardzo to piękne co piszesz o Pani Soni choć tak bardzo smutne. Pozdrawiam gorąco.
stellabella
9 czerwca 2006, 22:05Bardzo to smutne co piszesz ale niestety tak jest-zawsze brakuje czasu na najwazniejsze rozmowy,jakieś sprawy,po prostu na bycie z drugim człowiekiem,dlatego trzeba dobrze wykorzystac czas jaki jeszcze pozostał.pozdrawiam serdecznie