I wcale bym się nie dziwiła, bo wczoraj zaszalałam. Mieliśmy krótki koncert chóralny na zamku w Olsztynie a po koncercie jak zwykle Cafe Teatralna. Jejku, jak ja lubię tych ludzi z chóru!! Tym razem miało być grzecznie i mieliśmy z mężem wrócić ostatnim autobusem, ale jak zwykle zabalowaliśmy. Wypiłam nadprogramowe kalorie w postaci piwka i winka, ale też trochę potańczyłam, więc chyba nie będzie źle. W rezultacie nocowaliśmy u przyjaciół. Chociaż to może za dużo powiedziane, bo położyliśmy się ok 5:30.
Kontakty z księciem małżonkiem się poprawiły, nie jest może rewelacyjnie, ale przestał traktować mnie jak wroga, odzywa się, nawet przytula. Ciekawa jestem na jak długo. Dalej nie wiem o co chodzi, nie chce mówić. Mam tylko nadzieję, że nie dopadła go deprecha.
Skoro czuję się nienajgorzej, to może dam radę pojeździć na rowerku? Wczoraj przed koncertem jeździłam całą godzinę, znów 32 km. Nieźle zasuwałam, no nie?
Po raz pierwszy od wielu miesięcy sama zapięłam chóralną, koncertową kieckę i to bez wciągania brzucha. Jeszcze jestem pod wrażeniem. :) Przez 5 tygodni schudłam 4 kg. Z jednej strony to niewiele, ale z drugiej średnia to 0,8 kg a założenie było 0,7. Zatem jest lepiej. No to czemu narzekam? Nie wiem. Chyba chciałabym być już po prostu u celu i tylko walczyć o utrzymanie wagi.